Son of a Gun

Młody JR właśnie trafia do więzienia, gdzie bez wsparcia innych możesz sobie nie poradzić. Tam właśnie poznaje doświadczonego wygę Brendana Lyncha, który odsiaduje za kradzież. Weteran postanawia pomóc młodemu w pierdlu, ale jak to się mówi – nic za darmo. Po wyjściu chłopak ma pomóc Brendanowi w ucieczce oraz wziąć udział w dużym skoku.

son_of_a_gun1
Australijski reżyser Julius Avery miał ambicje pozostania nowym Michaelem Mannem. Przynajmniej czuć inspirację tym reżyserem mocno, ze wskazaniem na „Złodzieja”. Intryga jak zawsze ulega komplikacjom, prosty plan się sypie, a krew leje się tu czasami mocno. Problem w tym, że jest to tak wtórne i mało angażujące – łatwo przewidzieć następny ruch, finałowa konfrontacja sprawia wrażenie jakby była, bo musiała być. Kobiet tu praktycznie nie ma – poza jedną cwaniarą o imieniu Tasha. Owszem, pościgi i strzelaniny są zrobione bez zarzutu i na poziomie, jednak ani klimatu, ani napięcia to nie nakręca, choć wydaje się być wszystko na miejscu. Troszkę szkoda, bo porządnej sensacji nigdy dość.

son_of_a_gun2
Sytuacje próbuje ratować przyzwoite aktorstwo. Do Ewana McGregora nie można się przyczepić, gdyż ma w sobie tyle charyzmy, iż jest w stanie przekonać jako gangster. Nieźle sobie poradził za to Brendon Twaites w roli młodego wilczka z temperamentem oraz szybkim wchłanianiem wiedzy. Problem w tym, że między nimi nie ma żadnego zwarcia ani chemii, co jest niewybaczalnym błędem. Reszta obsady tak naprawdę jest tylko elementem dekoracyjnym.

Trudno odmówić reżyserowi ambicji oraz dynamicznych scen akcji, problem w tym, że „Son of a Gun” niczym nie zaskakuje i po pewnym czasie łatwo przewidzieć kolejność wydarzeń. Przed Averym jest jeszcze daleka droga do zostania mistrzem gatunku.

6/10

Radosław Ostrowski

Babadook

Amelia mieszka sama z 7-letnim synem Samuelem. Jej mąż, a ojciec Samuela zginął w wypadku w drodze do szpitala. Chłopiec jednak zaczyna wariować na punkcie potworów i duchów. Obsesja nasila się po przeczytaniu książki o Babadooku, który prześladuje w nocy. Od tej pory chłopak staje się naprawdę nieznośny. Niewinne szaleństwo dziecka czy naprawdę pojawił się Babadook?

babadook1

To w Australii robi się horrory? Debiut niejakiej Jennifer Kent (częściowo sfinansowany przez Kickstartera) pokazuje, że tak. Pozornie jest to opowieść jakich tysiące – jest mroczno, strach jest budowany klasycznie (czyli jeszcze ciemniejsze pomieszczenia, zwidy, latający ludzie, porywani ludzie, noże w ręku, niewidoczny Babadook – tak niewidoczny, ze nie wiadomo czy w ogóle istnieje). Niby nie ma niespodzianek, stawia się tu bardziej na nastrój i klimat (taki jaki w horrorze być powinien), zabawę dziwnymi dźwiękami (pukanie do drzwi, a za drzwiami nikt czy rzucanie fakami, by odstraszyć potwora), ale tak naprawdę ostatnie 20 minut wywołuje prawdziwą grozę i przerażenie, reszta filmu to stopniowe obserwowanie tego, co się dzieje z dwójką bohaterów. A dzieją się naprawdę fajne rzeczy. Więcej wam nie powiem, to musicie zobaczyć, bo w krainie grozy (biednej i mniej strasznej ostatnio, chyba że jesteście fanami makabrycznych mordowni pokroju „Piły”) coraz mniej ciekawych rzeczy się dzieje, a „Babadook” jest świeżynką w krainie wtórności.

babadook2

Tak naprawdę ten film wygrywa dwójka aktorów, znakomitych zresztą: Essie Davis i Noah Wiseman. Ona, niepogodzona ze stratą męża kobieta, która nie do końca radzi sobie z wychowaniem dziecka. On, dziwaczny, wierzący w potwory i bardzo agresywny wobec otoczenia. Tych dwoje walczy czasem ze sobą, ale i bardzo mocno stara się wspierać, ta relacja rozkręca całą opowieść. Reszta aktorów to tło dla tej dwójki.

Mamusie, pamiętajcie, że zawsze należy walczyć z duchami, nawet jeśli w nie nie wierzymy. I jeszcze jedno: jak się pokaże, to zagroźcie mu, że go kurwa zabijecie i da wam spokój. Poza tym zaskakująco ciekawy horror to jest.

7/10

Radosław Ostrowski