Hostiles

Rok 1892, czyli czas, gdy Dziki Zachód powoli zaczynał wygasać. To w tych czasach przyszło żyć kapitanowi amerykańskiej kawalerii, Josephowi Blockerowi. Ten człowiek mordował Indian tak mocno, ze już nawet nie pamięta, kiedy wybuchła ta cała nienawiść. Ale nim przejdzie na emeryturę, los da mu bardzo zaskakujące zadanie. Ma odstawić umierającego wodza Indian Żółtego Jastrzębia do dawnej ziemi, by mógł spokojnie umrzeć. Blocker niechętnie przyjmuje tę robotę.

hostiles1

Scott Cooper jest bardzo nierównym filmowcem, który tym razem postanowił zrobić rewizjonistyczny western. Chociaż punkt wyjścia przypomina klasyczne kino drogi, z czasem coraz bardziej zaczynamy widzieć jak wojna oraz walka z Indianami dokonała psychicznego spustoszenia w umysłach żołnierzy. Jak próbują się odnaleźć w nowych czasach, muszą powstrzymać swój gniew oraz żądzę zabijania, bo tego nakazuje reputacja oraz stopień wojskowy. Niektórzy (jak dołączony do grupy eskortowany dezerter) nadal chcą zabijać Indian, inni tłumią w sobie gniew, lecz traktują nowych pasażerów niczym zbędny bagaż. Jednak ta podróż będzie szansą na pogrzebanie swoich dawnych demonów oraz ostatecznego pogodzenia ze sobą. „Hostiles” toczy się bardzo powolnym rytmem, rzadko pozwalając sobie na akcję oraz strzelaniny, co wielu może zniechęcić.

hostiles2

Podobać się za to może wiele elementów: bardzo trafne dialogi, brak dużych ilości patosu, surowe zdjęcia i naturalizm w pokazywaniu scen akcji. Także muzyka Maxa Richtera odpowiednio budowała nastrój oraz poczucie zagrożenia. Ale także relacje między żołnierzami a Indianami oraz pewną kobietą, w między czasie przyłączającą się do grupy, dodają wiele ognia do tego pozornie skromnego filmu aż do samego finału, niepozbawionego przemocy, ale i pewnej nadziei.

hostiles3

Aktorsko film zdominował Christian Bale w roli kapitana Blockera. Bardzo wycofany, samą barwą głosu pokazuje jego gniew, wściekłość, wręcz szorstkość wobec Wodza (świetny Wes Studi), których traktuje jak zwierzęta. Ale jego przemiana pokazana jest bardzo subtelnymi środkami, dodając wiele wiarygodności. Trudno też wymazać z pamięci Rosamund Pike, czyli kobietę, która straciła całą rodzinę, a początkowy stan szoku tworzy tak sugestywnie, że to mrozi krew w żyłach. Poza nimi drugi plan przepełniają tak znane twarze jak Jesse Plemons (porucznik Kidder), Ben Foster (dezerter Wills) czy Rory Cochran (sierżant Metz).

Mimo dość powolnego tempa, „Hostiles” nadal ma siłę rozliczenia z niechlubną przeszłością Amerykanów. Jednak nie robi tego w prosty, banalny czy moralizatorski sposób, lecz bardziej delikatnymi środkami, co Amerykanie robią bardzo rzadko.

7/10

Radosław Ostrowski

Czwarta władza

Cała historia zaczyna się w Wietnamie. Trwa wojna, jest rok 1966. By opisać jej historię zostaje wysłany analityk korporacji Rand, Daniel Ellsberg. Po powrocie z kraju w 1969 roku mężczyzna podejmuje bardzo trudną i ryzykowną decyzję – wykrada z korporacji raport szefa Departamentu Obrony, Roberta McNamary (tzw. Pentagon Papers), robiąc fotokopie. Dwa lata później zaczyna przekazywać je do prasy. Biały Dom odkrywa przeciek i próbuje wszelkimi sposobami zablokować rozpowszechnianiu tych dokumentów. Wtedy do gry włącza się Washington Post, znajdujący się w dość trudnej sytuacji ekonomicznej.

czwarta_wladza1

Jak wiele osób, które tu zaglądają wiedzą, że jestem fanem Stevena Spielberga. Właściwie ten film, mógłby nie powstać, gdyby nie jeden drobny szczegół. Reżyser ukończył zdjęcia do filmu „Ready Player One”, trwały pracę nad post-produkcją i szukając czegoś do roboty, trafił na scenariusz Liz Hannah (lekko podrasowany przez odpowiedzialnego za skrypt do „Spotlight” Josha Singera), uznając ten materiał za interesujący. Szczególności temat dotyczący roli mediów.

Punktem zapalnym jest wyciek tajnego raportu, z którego wynika, że od czasów administracji Trumana planowano podjęcie interwencji w sprawie Wietnamu (wtedy Indochin) oraz fakt, iż wojna jest z góry skazana na przegraną. Mimo to jest kontynuowana, a opinia publiczna wprowadzona w błąd. I teraz zaczyna się pytanie: publikować, idąc na konfrontację z ludźmi władzy czy może zachowywać z nimi dobre kontakty? Sprawa jest o tyle istotna, że stawką jest reputacja tej (wtedy) lokalnej gazety z ambicjami na coś więcej oraz jej status finansowy.

czwarta_wladza2

Sam początek jest dość spokojny i ospały, a narracja jest prowadzona dwutorowo. Z jednej strony mamy szefową gazety – Katherine Graham (świetna Meryl Streep), która jest bardzo wycofaną, zagubioną kobietą, próbującą się odnaleźć w nowej roli, niejako zmuszona do tego (jej mąż popełnił samobójstwo). Otoczona doradcami, czyli facetami w średnim wieku, musi podjąć bardzo trudną decyzję (mocna scena rozmowy telefonicznej na kilka osób), a jej przemiana budzi uznanie i jest pokazana bez fałszu. Drugim bohaterem jest naczelny gazety, czyli Ben Bradlee („tylko” solidny Tom Hanks), szukający od dłuższego czasu jakiegoś dobrego materiału do gazety, uparcie dążącego do celu oraz hołdującemu prawu do wolności prasy. Te postacie rzadko się spotykają ze sobą, przez co na początku trudno wejść w rytm. Wszystko się zmienia w momencie znalezienia dokumentów oraz źródła, doprowadzając do przyspieszenia akcji oraz walki o publikację. Reżyser trzyma w napięciu (świetnie zmontowana scena „drukowania” tekstu od czcionek czy składanie raportu do kupy, bez numerowanych stron), parę razy bawi się montażem (kopiowanie dokumentów) i wykorzystuje archiwalne materiały (sceny z Białego Domu, gdzie „słyszymy” Nixona), prowokując do pytań o relację dziennikarz-polityk. Czy te strony mogą utrzymywać dobre relacje, czy można wykorzystać do roli informatorów, czy można posunąć się do manipulacji? To daje wiele do myślenia, ale odpowiedzi nie do końca są rzucane nachalnie.

czwarta_wladza3

Film ogląda się świetnie, także dzięki realizacji. W końcu to Spielberg, który zachowuje swój poziom. Kamera miejscami wręcz pędzi płynnie z postaci na postać, podkręcone montażem oraz zachowując realia lat 70. Bardzo miękkie, ładne kolory, miejscami surowa, realistyczna scenografia oraz stonowana muzyka w tle potrafi zbudować napięcie. Owszem, pod koniec jest lekko patetycznie (sceny w sądzie), a epilog wydaje się niepotrzebny. To na szczęście, nie psuje dobrego wrażenia.

Aktorsko też się trudno przyczepić, mając takie osoby w rolach głównych. Jednak drugi plan został całkowicie zdominowany przez fantastycznego Boba Odenkirka (Ben Bagdikan), dającego wiele energii oraz napięcia podczas tak pozornie drobnych scen jak rozmowa telefoniczna. Oprócz niego zobaczymy tak rozpoznawalne twarze jak Sarah Paulson (żona Bradlee’ego), Tracy Letts (Fritz Beebe, doradca Graham), Matthew Rhys (Daniel Ellsberg) czy Jesse Plemons (adwokat gazety).

czwarta_wladza4

Kiedy już straciłem nadzieję, że Spielberg wzniesie się pod swój solidny poziom, „Czwarta władza” przypomina, za co pokochałem tego filmowca. To film zrobiony na dobrym poziomie, z mocną obsadą oraz ponadczasowym tematem, będącym (w Stanach) dziwnie aktualnym. Szkoda, ze takich mediów już nie ma. A może są, tylko ich nie dostrzegłem?

7/10

Radosław Ostrowski

Barry Seal: Król przemytu

Słyszeliście o Barrym Sealu? Pozornie zwykły pilot linii lotniczych, który jest znudzony swoją rutyną dnia codziennego. Więc na boku zajmuje się przemytem cygar, ale zostaje przyłapany przez pewnego rudzielca. Facet okazuje się agentem CIA i składa Barry’emu propozycję nie do odrzucenia. Chodzi o zrobienie fotek komunistom. Ale potem nasz pilot dostaje propozycję od handlarzy narkotyków z Kolumbii. I zaczyna się szalona, wręcz nieprawdopodobna historia.

barry_seal1

O Barrym Sealu wspomniano w jednym z odcinków „Narcos”, więc fani serialu mogą poznać całą tą historię z perspektywy naszego pilota, który nagrywa swoją historię na VHS-ie. A tą szaloną historię postanowił opowiedzieć Doug Liman, czyli twórca „Na skraju jutra” oraz „Tożsamości Bourne’a”. i tak jak w „Narcos” wygląda to wręcz nieprawdopodobnie. Akcja czasami pędzi na złamanie karku, nasz pilot lawiruje między wywiadem, kartelem narkotykowym, pomaga przerzucać broń i… bojówki Contras, mające przejąć władze w Nikaragui, dostarcza informacje od Noriegi, przy okazji zgarniając tyle kasy, że nawet nie ma specjalnie miejsca do jej trzymania. Ogląda się to niczym teledysk: szybki montaż (pierwsze loty Seala), chwytliwa muzyka z epoki, mocne kolory niczym z kaset video, ucieczki przed Strażą Graniczną, a w tle ciągle zmieniająca się sytuacja polityczna (pokazana za pomocą archiwalnych zdjęć oraz animacji).

barry_seal2

Tylko mam jeden poważny problem: to wszystko jest takie powierzchowne, o bohaterach wiemy bardzo niewiele, są ledwo zarysowani, wręcz papierowi. Wszystko to służy podkręceniu akcji, zaserwowaniu kilku zgrabnych gagów (pierwszy kontakt z Contras) oraz poczuciu dobrej zabawy. To może wystarczyć, ale sama historia była na tyle fascynująca, że można (wręcz należało) ją pogłębić, bo kompletnie na Sealu mi nie zależało.

barry_seal3

Chociaż Tom Cruise w roli takiego chciwego cwaniaczka, wykorzystującego każdą nadarzająca się okazję do zebrania własnych profitów sprawdza się dobrze. Ma odpowiednio białe zęby, zręcznie lawiruje między kolejnymi stronami, a jednocześnie nie jest do końca serio („część z tych wydarzeń miała miejsce”), co pozwoli wzbudzić sympatię. Poza Cruisem wybija się tylko Domhall Gleason jako Schafer, czyli agent CIA – pewny siebie, opanowany oraz twardy. Cała reszta (włącznie z kartelem z Medellin) robi tutaj tylko za tło mające uwiarygodnić całą tą szaloną opowieść.

barry_seal4

„Barry Seal” to kolejny przykład kina od zera do bohatera, pokazując przy okazji cenę, jaką trzeba zapłacić za swój wielki sukces. Można odnieść wrażenie, że to klon „Wilka z Wall Street” czy „Rekinów wojny” z powodu realizacji. Ale film Limana jest znacznie lżejszego kalibru, mający na celu dostarczyć rozrywki, nie do końca wykorzystując swój potencjał.

6,5/10 

Radosław Ostrowski

Fargo – seria 2

Druga seria „Fargo” to oddzielna historia w porównaniu do poprzednika, ale jest kilka elementów spajających ją z poprzednią częścią. Tym razem głównym bohaterem jest Lou Solverson – ojciec policjantki Molly, a cała akcja rozgrywa się w pamiętnym roku 1979. Nasz Lou jest iglarzem oraz komendantem posterunku policji w Louverne, małym miasteczku w Minnesocie leżącym obok Fargo, gdzie zawsze dzieje się wiele. Wszystko zaczęło się od dziwacznego morderstwa gdzieś w przydrożnej jadłodajni.

fargo_21

Tam miał się spotkać Rye Gerhardt – najmłodszy syn mafijnej rodziny Gerhardtów, zajmujących się dystrybucją oraz handlem narkotykami. Mężczyzna (w porównaniu do narwanego Todda oraz rozsądnego Niedźwiedzia) jest niespełna rozumu i planuje zrobienie spółki ze swoim kumplem, właścicielem sklepu z maszynami do pisania. Problem w tym, że wspólnik ma wyrok i tylko sędzina może odhaczyć zawieszenie i odpalić maszynkę z kasą. Spotkanie jednak zmienia się w krwawą jatkę. Czy mogło się inaczej skończyć, gdy na wariata ze spluwą używasz środka na owady. Po drodze jeszcze Rye skasował kucharza i dobił kelnerkę, próbującą uciec. I nic by się nie stało, gdyby nie fakt, iż Rye zobaczył… latający spodek, a na koniec zostaje potrącony przez Bogu ducha winną kosmetyczkę – Peggy Blomkvist, żonę rzeźnika Eda. To jednak tak naprawdę mały pikuś, bo Gerhardtowie mają zostać przejęci przez mafię z Kansas City. Całą operacją ma dowodzić Mike Milligan, a zaginięcie Rye’a odtwiera puszkę Pandory pełną granatów, karabinów oraz trupów.

fargo_23

Noah Hawley znowu to zrobił: nakręcił wciągający serial kryminalny, gdzie czuć ducha braci Coen. Dodatkowo osadzenie wszystkiego w realiach lat 70. stworzyło bardzo ciekawy klimat. Nadal jest zima, sporo śniegu (nie wszędzie jednak), a każdy bohater tej układanki chce wyjść z zastanej sytuacji za pomocą sprytu, siły lub zdrowego rozsądku. Nie zawsze jednak będzie to możliwe, bo raz rozpoczętej spirali przemocy, odkręcić się nie da. Tutaj najważniejsza jest rozgrywka między Milliganem a Gerhardami, sprowadzająca się do strzelanin, zasadzek oraz brutalnej walki o przetrwanie. Peggy z Edem, niejako wbrew sobie zostają wplątani w tą mordownię i też próbują ocalić skórę z tej absurdalnej sytuacji. I też nie mogą się już z tego wycofać, a punktem krytycznym staje się pozbycie się ciała najmłodszego z rodu Gerhardów.

fargo_22

Sam Hawley miesza tutaj wątki, retrospekcje (pierwsze zabójstwo widziane przez nestora rodu Gerhardów, Otto czy młodość Indianina Hanzee’ego), scenki będące jedynie dodatkiem do humoru (kręcenie filmu o masakrze w Sioux Falls), a nawet futurospekcje (sen Betty, gdzie widzimy jej rodzinę z 2006 roku). Bawi się tutaj formą (dzielenie ekranu niczym w komiksie), wodzi za nos i myli tropy, prowadząc do nieuchronnej konfrontacji, a kilka scen (próba oblężenia posterunku czy rewelacyjna strzelanina między gliniarzami chroniącymi Blomkvistów z Gerhardtami) trzyma skutecznie za gardło i nie puszcza. Nawet sam Ronald Reagan się pojawia, by powalczyć o nominację prezydencką.

fargo_24

Jednocześnie odtwarza mentalność epoki, gdzie kobieta była tylko (lub aż) wsparciem dla męża, który miał robić karierę, prowadzić interesy i decydował o wszystkim. Czuć też mocno echa afery Watergate, mocno niszczącą zaufanie społeczeństwa do rządu, stając się silnym źródłem wielu teorii spiskowych oraz fascynację UFO. Dla wielu pojawienie się w kluczowych miejscach statku kosmicznego może wywołać silne poczucie dezorientacji, bo nie zostaje to mocno wyjaśnione. Wszystko jednak ogląda się to znakomicie, a wyważenie scen akcji z drobnymi obyczajowymi obserwacji oraz czarnym humorem działa piorunująco.

fargo_25

Ponieważ jest to nowe rozdanie, nie zobaczymy tutaj twarzy znanych z poprzedniej części. Nie znaczy to, że nie ma tutaj komu kibicować i brakuje wyrazistych postaci. Na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się Blomkvistowie – zwykli, szarzy ludzie z prostymi marzeniami. Ale przypadek (los, UFO) ma inny scenariusz. On (świetny Jesse Plemons) to taki sympatyczny poczciwina, sterowany przez miotającą się i szukającą spełnienia się żonę (rewelacyjna Kirsten Dunst). Oboje sprawiają wrażenie nierozgarniętych do końca, ale to ludzie znajdujący się w sytuacji mocno przerastającej ich możliwości. Rozsądek jako jedyny zachowuje tutaj Lou. Grającego jego starszą wersję Keith Carradine’a zastąpił znakomity Patrick Wilson, który koncertowo portretuje człowieka dbającego zarówno o swoją rodzinę (żona choruje na raka), przeżył wojenne piekło i kieruje się swoją intuicją. Co najważniejsze, zawsze trafia w sedno, chociaż bywa bezsilny wobec zdarzeń (próba wykorzystania Blomkvistów jako przynęty wobec mafii z Kansas), mając za wsparcie teścia gliniarza (rzadko widziany Ted Danson).

fargo_26

Po drugiej stronie, czyli bandziorów wyróżnia się zdecydowanie Mike Milligan (kompletnie nieznany Bokeem Woodbine) i nie tylko dlatego, że jest czarny oraz fikuśnie się ubiera niczym bohater z „American Gangster”. Ten gangster-filozof potrafi zaskoczyć inteligentną refleksją na temat przewrotności losu, a jednocześnie ma tyle szczęścia, jak nikt inny. Szkoda tylko, że doczekał się tak nieoczywistego finału. Równie wyrazista jest Jean Smart jako kierująca interesem Gerhardtów Floyd – opanowana, wyciszona i wręcz niezłomna, ale nie bojąca się ostrych środków oraz impulsywny i brutalny Dodd (Jeffrey Donovan w formie), z którym lepiej nie zadzierać.

Drugie „Fargo” to po prostu inna historia w porównaniu z poprzednią serią. Lepsza czy gorsza – trudno ocenić. Na pewno nie czułem mocnego zawodu (może poza zakończeniem, które było takie spokojne i bardziej życiowe), a i tak oglądałem z zapartym tchem. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę się doczekać trzeciej serii.

8/10

Radosław Ostrowski

Pakt z diabłem

Amerykanie kochają swoich gangsterów, którzy są otoczeni niemal kultem, a filmy o nich zawsze są interesujące dla filmowców. „Chłopcy z ferajny”, „Ojciec chrzestny”, „Dawno temu w Ameryce” czy ostatni „Legend” to potwierdzenie tego nurtu. Do tego próbuje też wejść „Pakt z diabłem” powoli rozkręcającego się reżysera Scotta Coopera.

pakt_z_diabem1

Pomysł jest diablo intrygujący: James „Whitey” Bulgar to drobna płotka, będąca właścicielem nocnego klubu w latach 70. w Bostonie. Gdy go poznajemy pomaga młodemu wykidajle, dostającemu w łeb od dawnych kumpli. Ale Jimmy chce coraz więcej, coraz bardziej, jednak przeszkadzają mu w tym konkurenci z włoskimi korzeniami. I nawet mimo posiadania wpływowego brata-senatora. Wtedy do Bostonu wraca dawny znajomy Jimmy’ego, obecnie agent FBI, John Connolly. Mężczyzna proponuje gangsterowi deal: zostanie informatorem FBI w zamian za nietykalność. Bulgar idzie na to, wykorzystując swoje koneksje do eliminacji konkurencji.

pakt_z_diabem2

Wydaje się to brzmieć jak interesujący film gangsterski? Bulger był pierwowzorem Franka Costello z „Infiltracji”, co pokazuje ogromny potencjał tej postaci. Problem w tym, że reżyser nie do końca wykorzystuje potencjał w tym układzie: gangster-agent-polityk. Pierwszy wykorzystuje swoje konotacje do bezkarnej eliminacji swoich wrogów oraz poszerzanie swojego terytorium, drugi w zamian chce zdobyć haki na mafię oraz coraz bardziej zafascynowany swoimi nowymi przyjaciółmi, zaczyna szastać forsą, trzeci udaje z kolei, że o niczym nie wie i przymyka oko. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, ze twórcy bardziej skupiają się na pokazywaniu kolejnych scen eliminacji wrogów Bulgera, pokazaniu mrocznej strony jego charakteru, porąbanego psychopaty, zmierzając do oczywistego i przewidywalnego finału: od bycia nikim, wejściu na szczyt po spektakularny upadek. Jak w dokumencie, a najciekawsze momenty, próbujące pokazać bardziej prywatne oblicze gangstera, zostają potraktowane po macoszemu (ciężka choroba syna, która go złamała i żona, która po tym wydarzeniu nigdy się nie pojawia, brak informacji o kochankach).

pakt_z_diabem3

Same sceny gangsterskie są całkiem niezłe, chociaż tempo jest bardzo spokojne, wręcz usypiające. Zaułki, speluny, ukryte domy – to tworzy klimat, podobnie jak stylizacja i odtworzenie realiów lat 70. i 80. Problem jednak w tym, że ten film kompletnie nie angażuje, a w rękach sprawniejszego reżysera byłby po prostu kozacki. Sytuację próbuje ratować Johnny Depp i daje radę, ale jest jeden problem – koszmarny make-up, przez który bardziej wygląda na wampira niż mafioza. W scenach, gdy nie zabija i nikomu nie grozi robi większe wrażenie, zaskakując swoim bardziej ludzkim obliczem. Drugim ważnym graczem jest agent Connelly w wykonaniu Joela Edgertona – skromny, wyciszony i bezgranicznie lojalny wobec gangstera, z czasem szpanuje hajsem, stając się zbyt pewnym siebie gnojkiem. Reszta obsady jest solidna, mimo zaangażowania takich aktorów jak Benedict Cumberbatch (Billy Bulgar), Kevin Bacon (agent Charles McGuire), Corey Stoll (Fred Wyshak) czy Peter Saarsgaard (Brian Holloran).

pakt_z_diabem4

Dla mnie „Pakt z diabłem” to strasznie zmarnowany potencjał, dodatkowo spłaszczający postać Bulgara jako kolejnego gangstera-psychopatę, jakich było wielu. Przeciętna biografia, która mimo solidności, zwyczajnie nie porywa, nudzi i nie przedstawia niczego nowego w mafijnej tematyce. Coś tu mocno nie zagrało.

5/10

Radosław Ostrowski

Most szpiegów

Rok 1959, okres zimnej wojny – jeden z najmniej przyjemnych w historii świata. Trwała brutalna i bezwzględna wojna wywiadowcza, gospodarcza i ideologiczna. Jednym z tych żołnierzy tej wojny jest mało znany i nierzucający się w oczy malarz, który tak naprawdę jest pułkownikiem KGB. Nazywał się Rudolf Abel. Kraj chce dać mu sprawiedliwy i uczciwy proces, więc szpieg dostaje adwokata – specjalistę od ubezpieczeń, Waltera B. Donovana. Mówiąc sprawiedliwy i uczciwy proces mam na myśli, że Abel zostanie skazany na śmierć, jak na porządnego szpiega przystało. I wtedy dochodzi do wolty, gdyż na terenie ZSRR zostaje zestrzelony amerykański pilot samolotu U-2. Rząd Moskwy proponuje wymianę, a pośredniczyć w negocjacjach ma Donovan. Miejsce wymiany oraz rozmów: wschodni Berlin.

most_szpiegow1

Nie muszę nikomu tłumaczyć, jak wielkim szacunkiem darze Stevena Spielberga. Jednak ostatnio reżyser tworzy kino, które trzyma świetny warsztat techniczny, jednak emocje gdzieś ulatują podczas seansu. Z „Mostem szpiegów” jest podobnie, gdyż jest to kino z ciekawą historią. Z jednej strony to dramat sądowy (pokazowy proces), gdzie na prawnika jest wytwarzana silna presja – otoczenia, kolegów z pracy, wreszcie CIA, by złamać go. Wiadomo, że być obrońcą wroga publicznego nr 1 oznacza zostanie wrogiem publicznym nr 2. Druga część filmu to kino szpiegowskie, gdzie zostajemy przeniesieni do NRD, gdzie już jest stawiany mur dzielący miasto na dwie części. Jest brudno, mrocznie i niebezpiecznie – gangi, tajna policja, gra wywiadów. Trudno się w tym połapać, a dodatkowo reżyser komplikuje całą intrygę, gdy pojawia się drugi zakładnik. Ale więcej wam nie powiem, zobaczcie to sami.

most_szpiegow2

Reżyser próbuje odtworzyć i pokazać młodemu odbiory, czym była zimna wojna. Czas niebezpiecznej psychozy oraz braku wzajemnego zaufania, gdzie liczy się tylko polityczny cel – przechytrzyć przeciwnika. Teoretycznie jest wszystko, co być powinno w tej produkcji: spokojne tempo, świetne zdjęcia i robiąca duże wrażenie scenografia (chodzi o Berlin – zniszczony, dziurawy i nieodbudowany) oraz przyjemna muzyka ze zmniejszoną dawką patosu. Nawet dobrze jest to zagrane przez niezawodnego Toma Hanksa, który wcielanie się w przeciętnego, amerykańskiego everymana ma opanowane do perfekcji, a lepszy jest tylko stonowany i wyciszony Mark Rylance (Rudolf Abel). Ale całość jest zimna i chłodna niczym zima w Berlinie, a napięcie siada od momentu przyjazdu. Wiadomo jak to się skończy, a momenty teoretycznie trzymające za gardło (kradzież płaszcza, przesłuchania pilota czy sama wymiana) zwyczajnie nużą. Czegoś tutaj zabrakło.

most_szpiegow3

Spielberg niby trzyma fason, ale serwuje zaledwie solidne rzemiosło, które jest tylko solidne i nic ponadto. Panie Spielberg, może pora zrobić sobie przerwę w roli reżysera?

6/10

Radosław Ostrowski

Olive Kitteridge

Uchowaj nas od strzelb i samobójstw naszych ojców.
John Berrymann

Tytułowa Olive Kitteridge była nauczycielką matematyki, żoną aptekarza i matką Christophera. Poznajemy jej życie na przestrzeni 25 lat z jej życia, gdy syn dojrzewał, a kobieta powoli przechodziła w wiek starczy. Poznajemy ją jednak w dość ponurych okolicznościach – starą, zmęczoną kobietę idącą do lasu, żeby popełnić samobójstwo. I cofamy się w przeszłość.

olive_kitteridge1

Kolejna produkcja telewizyjna od HBO, tym razem zrealizowana przez Lisę Cholodenko. Niby takich obyczajowych opowieści znamy setki czy tysiące, jednak twórcy unikają prostych szablonów i schematów, unikając sentymentalizmu jak ognia. W ogóle nie ma tutaj ciepłych obrazków, a jeśli już, to tylko dzięki stronie plastycznej, skupiającej się na detalach (scena wesela Christophera). Rzeczywistość bardziej przypomina tą z „American Beauty”, gdzie uśmiechnięci i szczęśliwi ludzie są tak naprawdę zgorzkniali, niespełnieni, próbujący odebrać sobie życie i uwikłani w toksyczne związki. Humor jest tutaj złośliwy i gorzki jak lekarstwo, które trzeba łyknąć, choć nie smakuje. Drobne obrazki powoli układają się w jedną całość, chociaż chronologia jest zaburzona. I to te obserwacje dnia codziennego, powolne wchodzenie w starość, gdy trzeba zrobić bilans oraz interakcje z całym otoczeniem są clue tego serialu.

olive_kitteridge2

Można było pewne wątki dłużej rozwinąć i zbudować dłuższą opowieść, jednak Cholodenko trzyma się tego stonowanego i pozornie chłodnego dzieła. Nie działa to jednak usypiająco, co jest zasługą pewnej pracy reżyserki, świetnych dialogów oraz wnikliwej obserwacji. Serial troszkę przypominał mi sposobem opowiadania „Boyhood” Linklatera, jednak tutaj konstrukcja jest zwarta, pojawiają się dramaturgiczne uderzenia (śmierć Jacka, niedoszłe utonięcie przyszłej panny młodej czy udar męża Olive) i każda część łączy się w spójną opowieść o starości, poszukiwaniu szczęścia oraz… trzymaniu się życia, mimo wszystko. A otwarte zakończenie pozwala samemu dopowiedzieć ciąg dalszy.

olive_kitteridge3

Nie miało by to jednak takiej siły ognia, gdyby nieznakomite aktorstwo. Zacznę od wspaniałego drugiego planu i fantastycznego Richarda Jenkinsa – safandułowatego, naiwnego oraz ciepłego męża Olive, aptekarza Henry’ego. Jego melancholijne spojrzenie mówiło więcej niż słowa, a oddanie wobec żony nie budziło moich wątpliwości. Polubiłem tego faceta od razu. Podobnie jak świetnego Petera Mullana (nauczyciel Jim O’Casey), niezawodnego Billa Murraya (złośliwy i zrzędliwy Jack Kennison, który nie daje sobie w kaszę dmuchać) czy przeuroczą Zoe Kazan (pracownicę apteki Denise) – każde z nich zbudowało pełnokrwiste postacie, mając do dyspozycji kilka- lub kilkanaście minut.

olive_kitteridge4

Ale królowa jest tutaj tylko jedna i jest to wielka – napiszę to inaczej – WIELKA Frances McDormand. Olive w jej wykonaniu to jedna z najlepszych postaci kobiecych jakie kiedykolwiek się pojawiły. Zimna, złośliwa i nie bawiąca się w subtelności „królowa mrozu”, która nigdy się nie poddaje. Życzliwość i uprzejmość do dla niej oznaka słabości, ale pod tym chłodem kryje się ciepła i uczuciowa kobieta. Tylko trzeba to bardzo uważnie dostrzec, bo niuansów jest więcej niż się wydaje.

olive_kitteridge5

Kolejny dowód na to, że telewizja doścignęła kino dawno temu. „Olive Kitteridge” angażuje, dzięki precyzji wykonania, znakomitemu aktorstwu oraz ciekawej obserwacji obyczajowej.  Będę bardzo tęsknił za tym chłodem.

8,5/10

Radosław Ostrowski