Ronny Valentine i Nick Brennen to prawdziwi kumple, co pracują razem w firmie robiącej auta, a dokładnej części do aut. Znają się od lat i są dla siebie prawdziwym wsparciem. Nick to szczęśliwy mąż Geneve, a Ronnie jest w (jeszcze nie skonsumowanym obrączką) związku z Beth. Panowie dostają propozycję dużego kontraktu z Dodge’m, a Ronny powoli przygotowuje się do oświadczyn ze swoją kobietą. I wtedy przypadkowo mężczyzna widzi żonę przyjaciela z innym facetem. No i pytanie, jak to rozwiązać?

Brzmi jak pomysł na fajną komedię z morałem oraz poważniejszą refleksją? Mając na pokładzie doświadczonego reżysera jak Ron Howard była gwarancja, że to wypali, prawda? Niestety, przeliczyłem się strasznie, gdyż ten film nie jest specjalnie zabawny. Chyba, że nadekspresyjne zachowanie naszych bohaterów, doprowadzające do bijatyk można uznać za zabawne. Reżyser próbuje (i to do pewnego stopnia) stawiać pytania, co do szczerości, związków i przyjaźni. Jak zachować się w tej sytuacji? Tłumić w sobie i zwlekać? Zmusić drugą stronę do zaprzestania zdrad czy zająć się tym samemu? Problem w tym, ze jest to strasznie przewidywalne (po 15 minutach wiadomo, jak to się zakończy) i niemal wszystko idzie jak po sznurku. Perswazje, przysięgi, wzajemne szpiegowania – dzieje się tu wiele, ale tak naprawdę jest to strasznie płytkie, a humor mocno odstrasza.

Owszem, agresywna reakcja Ronniego oraz młodego chłopaka Zipa, zakończona demolowaniem mieszkania i auta rozbawiła mnie, tak jak dość rubaszna nowa przełożona (Queen Latifah), ale pojawia się zbyt rzadko. Wszystko kończy się happy endem (aczkolwiek Nick zostaje sam), wybaczeniem win oraz obietnicą szczerości. Nawet kontrakt udaje się wygrać (chociaż za Chiny nie zostaje pokazane, jak udało się rozwiązać problem z silnikiem), przez co finał jest lekko przesłodzony. Ładnie to wygląda, zdjęcia są ok, ale nie jest to nawet przyzwoity poziom. Scenariusz nie pozwala na zbyt wiele i miejscami bywa mocno łopatologicznym.

Aktorsko jest zaledwie ok. Vinve Vaughn i Kevin James dają radę, nie wywołują irytacji, są wręcz powściągliwi w swojej grze. Można nawet złośliwie rzecz, że to jedne z lepszych kreacji w ich karierach. Jednak moje oczy zwróciły uwagę na ich ładniejsze połówki – Jennifer Connelly oraz Winonę Ryder. Panie mają troszkę więcej do pokazania (zwłaszcza Ryder w roli zdradzającej kobiety – nie, nie jest ona typową zdzirą) i dzięki nim seans jest dość strawny. Nawet Channing Tatum wyszedł całkiem przyzwoicie, co też może być szokiem.

Rona Howarda zwyczajnie stać na lepsze i dużo śmieszniejsze filmy niż ten snujący się dramat ze śladowymi akcentami humorystycznymi. Zawinił przede wszystkim słaby, wręcz ch**** scenariusz, nie dając zbyt wielkiego pola do manewru. Czemu ten reżyser wplątał się w tą kabałę? Nie mam pojęcia, ale to jest prawdziwy koszmarek wysmażony prosto z hollywoodzkiego piekła. Odradzam bardzo gorąco.
4/10
Radosław Ostrowski


