

Kto z nas nie lubi oglądać horrorów? A czy takie mniej serio, a bardziej zabawne niż straszne? Jednym z klasyków horroru komediowego są „Nieustraszeni pogromcy wampirów” Romana Polańskiego. Bardziej dzisiaj jest zabawą konwencją i serwująca świetną rozrywkę oraz żart niż wywołuje strach. O samym filmie już mówiłem, wiec teraz pora zwrócić uwagę na muzykę.
A za tą odpowiadał najbliższy współpracownik Polańskiego w latach 60-tych – Krzysztof Komeda. Wydanie, które zaś opisuje pochodzi z roku 2005 roku i wyszło z ręki Harkit Entertainment i zawiera półgodziny muzyki. Czas trwania nie jest wadą tego wydawnictwa.

I już zaczynamy całość od tematu z czołówki. Wokalizy chóru, dźwięki klawikordu tworzą dość mroczną atmosferę. Choć jest to komedia, jednak Komeda nie zapomina o budowaniu suspensu oraz ponurego klimatu, który będzie nam towarzyszył do samego końca. Temat z czołówki będzie się powtarzał parokrotnie (m.in. „Koukol Laughs” czy „Portraits” z orientalnie brzmiącymi bębnami). Drugim pojawiającym się tematem jest motyw liryczny – lżejszy, zwinniejszy z żeńskim wokalem pojawia się już w „Sarah in Bath” i pojawia się parę razy w innych aranżacjach (m.in. „Skiing”, „Snowman” czy przerobiony na walca „Krotock on Sledge”), czasem stając się mroczniejszym („Sarah’s Song”). Jednak w dużej części jest to underscore rozpoznawalny przez znawców muzyki grozy, w dodatku są to dość krótkie utwory nie trwające nawet minuty (m.in. „Alfred Behind Sledge” z ponurym kontrabasem oraz fagotem czy „To the Cellar” z nerwowym fletem oraz dęciakami). Jednak po pierwsze są to słuchalne utwory, m.in. dzięki czasowi trwania, a po drugie nie wywołują one znużenia. Ale jest tutaj małe zaskoczenie, czyli „Alfred Hears Singing”. Zaczyna się lekko i skocznie (flet i dzwonek), by po minucie zmienić klimat za pomocą dęciaków i ciągnącej się wiolonczeli.
Komeda napisał muzykę, która może nie pasowałaby do dzisiejszego kina grozy, ale w samym filmie sprawdza się bardzo dobrze. Poza nią też brzmi przyjemnie (nawet te straszniejsze fragmenty), co w przypadku soundtracku do horroru (jakby nie było) jest zadaniem trudnym. Mała perełka.
8/10
Radosław Ostrowski











