Seks zawsze interesował człowieka – zresztą towarzyszył mu odkąd mężczyzna ciągnął kobietę po ziemi trzymając ją za włosy. Jest rok 1957, St. Louis. Już znany był raport Alfreda Kinseya, który otworzył drzwi do refleksji nad seksualnością. Jednak wtedy doszło do spotkania dwojga ludzi, którzy zaczęli badań co dzieje się z ciałem podczas seksu, czyli zamiast rozmów czyny. Kto przeprowadzał badania? Szef położnictwa, dr William Masters oraz przydzielona mu sekretarka, Virginia Johnson.

Prawdziwą historie badań nad seksem, które zostały opublikowane dopiero po 10 latach, opowiada serial stacji Showtime, która jest znana z produkcji przełamujących tabu obyczajowe. Prowadzona fabuła przez Michelle Ashford (wcześniej pracowała m.in. przy serialu „Pacyfik”) oraz pilotowana przez doświadczonych reżyserów (pilota nakręcił John Madden) plus dość apetyczny temat gwarantowały uwagę wszystkich. Jednak tak naprawdę jest to serial obyczajowy. Imponuje tutaj praca w odtworzeniu realiów epoki – zarówno pod względem wizualnym (scenografia i kostiumy są tutaj naprawdę bez zarzutu – włącznie ze sprzętem medycznym), jak i przede wszystkim mentalnym. Tutaj lekarzami są – prawie – sami mężczyźni, kobieta co najwyżej może być sekretarką, homoseksualizm uznawano za chorobę. Czyli kiedy wiedza naukowa w najważniejsze sprawie dla człowieka była pełna mitów i zagadek. A jak wiadomo pionierzy mają najtrudniej.

A skoro badania nad seksem, to nie da się pokazać bez nagości oraz erotyki. To jest po prostu niemożliwe. Pytanie tylko jak to pokazać, by nie było ani wulgarne, ani prymitywnie. Całość jest tutaj zrobiona naprawdę ze smakiem, zarówno wobec par jak i masturbacji. A że scen rozbieranych jest sporo (wiadomo, tytuł zobowiązuje), to i jest na co popatrzeć, jednak nie jest to żadne porno. Przy okazji też obserwujemy różne stadia i kolory miłości, bo podczas badań może zdarzyć się naprawdę wiele, także rzeczy niezaplanowanych, mogących odbić się na życiu innych. Całość ogląda się po prostu bardzo dobrze i sposób realizacji może budzić skojarzenia z „Mad Men”, bo tempo jest dość powolne, skupiające się na relacjach międzyludzkich. Jedno wam mogę zagwarantować – emocji będzie wiele.

Swoje też tutaj robi koncertowe aktorstwo. Michael Sheen w roli dr Masters jest po prostu fenomenalny, tworząc portret wyciszonego i troszkę zamkniętego w sobie lekarza. Motywacja do badań nie jest jednoznaczna (może to zboczeniec?), ale jest on bardzo zdeterminowany i uparty, co widać w podejściu do pracy. Partneruje mu Lizzy Caplan, która pokazuje… wiele na ekranie, ale nie opiera swojej roli tylko na nagości. Jak o tej postaci mówi dr Masters: „ma tendencje do łapania kilku srok za ogon” – jest samotną matką (nie radzi sobie z tym najlepiej), a jednocześnie chce robić karierę, co nie jest takie proste. Czuć tutaj chemię między tą dwójką, a iskry sypią się mocno.

Drugi plan jest tutaj tak przebogaty, że nie wiem od kogo tak naprawdę zacząć. Każdy z aktorów tworzy mocną i pełnokrwistą postać, a najbardziej wybija się tutaj Beau Bridges oraz Caitlin Fitzgerald. On w roli rektora uniwersytetu Bartona Scully’ego jest bardzo empatyczny, jednak skrywający tajemnicę związaną ze swoją orientacją seksualną. Jest też jedynym przyjacielem Mastersa. Z kolei Fitzgerald jako żona Masters wydaje się być troszkę w cieniu męża, jednak im dalej w las, tym bardziej stara się od niego być niezależna. Tak naprawdę jest więcej postaci (żona Scully’ego, dr Lillian DePaul, Jane), ale to by zmieniło się w zwykłą wyliczankę.

Pierwsza seria mocno mi zaostrzyła apetyt i stawia pytania w kwestii przyszłości dalszych badań. Jedno jest pewne – będzie seks, golizna, ale zrobiona w bardzo elegancki sposób. Oj, będzie się działo. Czekam na dalszy rozwój wypadków.

8/10
Radosław Ostrowski




