Czarny Krab

Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy nagle świat się urywa i wybucha wojna. Nie wiadomo kto atakuje ani dlaczego, jednak jedno pozostaje jasne: nasi przegrywają. Jedyną szansą na odwrócenie sytuacji jest misja samobójcza. Na łyżwach dotrzeć do archipelagu przy granicy z dwoma tajemniczymi pojemnikami, mając do dyspozycji szóstkę żołnierzy. Co zawierają pojemniki? Brak informacji. Ważne, że mają doprowadzić do zwycięstwa. Tak zaczyna się operacja Czarny Krab.

Kolejna skandynawska produkcja od Netflixa, którą przeoczyłem w zeszłym roku. Film Adama Kraba jest thrillerem SF, gdzie dość luźno zarysowane jest tło. Jedynie przebitki wspomnień bohaterki, wojskowej Caroline Edh (Noomi Rapace), której córka została porwana przez wroga. Podobno znajduje się w miejscu przeznaczenia, ale czy aby na pewno? Może to tylko hak, by ją bardziej zmotywować do działania? Kiedy informacji brak i pojawia się cień nadziei, ten może zmotywować ludzi do najbardziej niewyobrażalnych rzeczy. Wiadomo, że nie wszyscy dożyją, jednak najważniejsze jest osiągnięcie celu.

Prosty koncept z powoli odkrywanymi tajemnicami potrafi złapać i zaintrygować, choć sam świat nie jest zbyt dobrze zarysowany. Jednak reżyser Adam Berg robi to, co wielu reżyserów thrillerów powinno robić. „Czarny Krab” potrafi trzymać w napięciu, przechodząc w absolutnie nieznany teren. Gdzie wróg może pojawić się w każdej chwil, gdzie lód może nie wytrzymać, gdzie może znikąd paść strzał. W kompletnych ciemnościach śnieg wydaje się być czarny, nie do końca wiadomo komu można zaufać, zaś trafienie do mieszkania czy statku może zakończyć się strzelaniną. Powolne odkrywanie prawdziwego celu operacji potrafi uderzyć, choć dla mnie było to przestrzelone. W chwili wyjaśnienia coś ewidentnie zaczyna się psuć, zaś finał (pozornie) szokujący nie daje satysfakcji.

Dla mnie najbardziej emocjonalną rzeczą jest rola Noomi Rapace. Niby wydaje się fizycznie drobniutka, jednak bardzo przekonująco pokazuje mieszankę, jaką ja lubię nazywać silno-słaba. Zmęczona i jednocześnie zdeterminowana, twarda oraz wrażliwa, napędzają nadzieją oraz szorstka. Zdystansowana i nieufna – takie sprzeczności zawsze mnie intrygują, dając aktorowi spore pole do manewru. Rapace wykorzystuje to bezbłędnie i jest dla mnie najjaśniejszym punktem. Reszta obsady sprawdza się solidnie jako tło, jednak nie porywa tak jak Szwedka.

Więc ten „Czarny Krab” warty jest uwagi? To solidne kino, choć brakuje w nim czegoś mocniejszego (poza Rapace oraz kilkoma scenami suspensu) i bardziej angażującego. Widać jednak budżet, jest parę niezłych ujęć, lecz mogło być lepiej.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Lamb

Islandia nie jest krajem, który kojarzy mi się z kinem czy filmami. Pierwsze skojarzenia to pustka, piękne krajobrazy, wulkany – takie miejsce, gdzie ludzi jest bardzo niewielu. Dlaczego tam miałaby powstać kinematografia? A jednak ona funkcjonuje od dłuższego czasu, lecz nie o historii tutaj będę opowiadał. Tylko o najnowszym jej dziecku, czyli „Owcy” – nowa produkcja wytwórni A24. Znaczy się będzie dziwnie, poza nurtem mainstreamu i wieloma zakrętami.

Bohaterami jest para, mieszkająca gdzieś między górami a jeziorem. Maria i Ingvar prowadzą farmę, gdzie hodują owce, żyjąc jakby w zgodzie z naturą. Dbają też bardzo o owce, przyjmując choćby poród. Ale jeden z nich wprawia w poważną konsternację, bo urodzona owieczka – cóż, to jakieś zmutowane dziwadło. Głowa zwierzaka, futerko też, ale reszta… ludzka. Małżonkowie przygarniają ją i zaczynają traktować jak swoje dziecko.

Już w tym momencie powinniście zadać sobie pytanie, co tu się odjaniepawla. By jeszcze bardziej skomplikować sprawę, do farmy trafia brat, Peter. On też czuje się zdezorientowany sytuacją, zwłaszcza jak owco-człowiek je wspólnie śniadanie. Czy ta para zaczyna się zachowywać jako para odlutków, którym z dala od cywilizacji zaczyna padać na mózg. A może jednak sprawa ma głębszy charakter? Jest parę poszlak, sugerowanych przez reżysera, iż mamy do czynienia z poważną traumą z przeszłości. Mimo pięknych krajobrazów, czuć tutaj podskórną atmosferę niepokoju, osamotnienie oraz pewną bezsilność. Czy to jakaś wariacja na temat „Pinokia”? A może bardzo pokręcona baśń? Śladowa ilość dialogów nie pomaga wejść w tą sytuację, a bardzo żmudne tempo może powalić nawet najbardziej zatwardziałych w bojach fanów slow cinema.

Więcej wam tu nie zdradzę, bo sam nie do końca jestem pewny. Fanów tajemnic będzie frapować i nawet odkryją o wiele więcej niż się wydaje. Ale reszta będzie zagubiona, zdezorientowana i odbije się. Sam jestem zmieszany i nie do końca zadowolony, niemniej parę momentów zostanie na dłużej. Dla mnie zbyt hermetyczne kino arthouse’owe.

6/10

Radosław Ostrowski

Ścigane

Naszą bohaterką jest Sam – kobieta zajmująca się ochroną ludzi. Po kolejnej akcji dostaje kolejne zadanie. Osobą, która ma ochraniać jest córka właściciela dużej firmy zajmującej się wydobywaniem surowców. Po jego śmierci dziewczyna dziedziczy spore udziały, co bardzo zaskakuje jej macochę. Już pierwszego dnia, gdy trafia do domu ochranianego komputerowym systemem, dochodzi do ataku. Tylko Sam i dziewczynie udaje się uciec, stając się zdanymi tylko dla siebie.

scigane2

Na pierwszy rzut oka film Vicky Jewsen to thriller akcji, gdzie mamy kwestie braku zaufania oraz obcą bohaterkę w obcym świecie. Takie założenie na początku potrafi trzymać w napięciu, a poczucie podejrzliwości wywołuje poczucie zagrożenia. A że w sporej części jesteśmy osadzeni na terytorium północnej Afryki. Sterylne pomieszczenia domu-twierdzy skontrastowane są z portem, ciasnymi uliczkami oraz brudnymi budynkami motelu. Sceny akcji tutaj nie ma zbyt wiele, a i czasem montaż bywa nieczytelny (walka związanej Sam w motelowym pokoju), ale samo wykonanie jest na poziomie solidnym. Nie jest to zbyt widowiskowe, lecz nie jest to dla mnie aż tak dużą wadą. Dla mnie największym problemem jest przewidywalność (choć twist pod koniec mnie zaskoczył) oraz mniej pociągająca druga część. Niby próbuje się tutaj stworzyć relację między Zoe a Sam, sugerując jakąś głębszą więź, tylko zbyt wycofana Sam nie pozwala za bardzo nam uwierzyć. A i po drodze pojawia się kilka bzdur jak choćby dobranie się do komputera domu (z czego druga osoba wychodzi, zaś pierwsza zapomina jak brzmiało hasło – idiotyzm) czy logicznych dziur. Można było to lepiej wykonać, ale ogólnie i tak jest naprawdę nieźle.

scigane1

Jeśli jest osoba, która wnosi całość na wyższy poziom jest to Noomi Rapace w roli Sam. Twarda kobieta, choć na pierwszy rzut oka nie wygląda, potrafi spuścić łomot i pod tym spokojnym wyrazem twarzy kryje się coś więcej. Nawet jeśli mamy poczucie pewnego deja vu (podobna rola była w „Tożsamości zdrajcy”), jest to najmocniejszy punkt filmu. Z drugiej strony mamy Sophie Nelisse jako bardzo zagubioną Zoe, która pierwszy raz zostaje zderzona z brutalnym światem, dlatego początkowo może irytować swoim zachowaniem. Nie popada ona jednak w fałsz czy przesadę o co było łatwo.

scigane3

Mam wrażenie, że nie mam za bardzo ręki do produkcji Netflixa. „Ścigane” wydaje się niezłą rozrywką, która mogłaby zostać o wiele bardziej podrasowana. Rapace ma tyle charyzmy, że można dla niej obejrzeć.

6/10

Radosław Ostrowski

Bright

Pomysł na ten film był po prostu kozacki, bo połączyć film sensacyjno-policyjny z elementami fantasy, dziejący się współcześnie. Coś takiego postanowił skleić Netflix, a dokładniej David Ayer, opromieniony „sukcesem” głośnego „Legionu samobójców”.

Bohaterami tej wariackiej historii jest para policjantów. Daryl Ward jest już niemłodym, czarnoskórym facetem z żoną, córką oraz długami. Nick Jacoby jest orkiem nie czystej krwi, który zawsze chciał być gliniarzem. Panowie delikatnie mówiąc, nie przepadając za sobą, ale są skazani na siebie, zwłaszcza że z Wardem nikt nie chce pracować, odkąd został postrzelony. Ale obaj panowie pakują się w kompletną kabałę z powodu pewnego cacka – Magicznej Różdżki oraz pilnującej jej elfki. Każdy, kto ją zdobędzie, będzie mógł spełnić swoje życzenia. Tylko jest jeden mały szkopuł: dotknąć jej mogą tylko nieliczni zwani Świetlistymi, bo inaczej może się to skończyć śmiercią. Cacuszka chcą wszyscy, dosłownie wszyscy – gliniarze, gangsterzy, orkowie oraz elficka wersja Iluminatich, która chce sprowadzić Władcę Ciemności i doprowadzić do potężnej rozpierduchy.

bright1

Sam początek jest typowy dla policyjnych filmów Ayera, czyli mamy widok na ulice, graffiti, orkowe gangusy w dresach z łańcuchami oraz bandanami. Są jeszcze elfy – piękne, inteligentne, bogate oraz rządzące światem. No i w tym wszystkim jeszcze ludzie ze swoimi rasistowskimi problemami. I ten tygiel żyje, dodając sporo kolorytu oraz świeżości w tym dziwacznym miksie. Nawet te graffiti oraz wyciągane z dialogów dawne wydarzenia pomagają zbudować tło. Aż chciałoby się głębiej wejść w ten świat. Po drodze strzelaniny, ucieczki, knajpa ze striptizem, gangsterów, orków – dzieje się, oj dzieje. Choć wszystko kręcone jest w dość statyczny sposób, to kilka scen jest pomysłowo wykonanych jak strzelanina w slow-motion czy podczas każdego wejścia antagonistów, którzy akrobatykę oraz kung-fu mają w małym paluszku.

bright2

Problemem dla mnie jest w wielu miejscach obecny patos, szczególnie w scenach, gdy nasi protagoniści zaczynają mówić o sobie, swoich problemach oraz trudnej przeszłości. Wtedy robi się lekko nudnawo, zaś przewidywalne zakończenie (mimo spektakularnych popisów gości od efektów specjalnych) troszkę osłabia siłę. Za to należy pochwalić zarówno charakteryzację orków, dobrą muzykę oraz trzymającą fason pracę kamery. Czuć rozmach, ale czułem ogromny niedosyt – chciałoby się lepiej poznać tą wizję świata, który jest ledwo liźnięty (może to poprawi część druga, zamówiona przez Netflixa).

bright3

Aktorsko jest dość nierówno, chociaż jest kilka mocnych punktów. Takim atutem jest zdecydowanie Will Smith, wnoszący sporo luzu, dystansu i humoru, co zawsze jest największą frajdę. Ale to wszystko nie było tak mocno zgrane, gdyby nie partner. Tutaj jest Joel Edgerton w roli orka Jakoby’ego, który jest świetny – bardzo stanowczy, uparty, konsekwentnie dążący do celu gliniarz. Powoli zaczyna się tworzyć chemia między tym duetem oraz respekt między sobą nawzajem. Dla mnie słabym punktem jest Noomi Rapace w roli antagonistki, której rola jest ograniczona do groźnych min, mówienia nieprzyjemnych słów oraz siania spustoszenia. Brakuje charakteru oraz charyzmy, a to jest błąd niewybaczalny, co boli.

bright4

„Bright” ma ogromny potencjał na bardzo bogate uniwersum oraz ogromny potencjał, który by się sprawdził w formie serialu. Bo dwie godziny to troszkę mało, by wejść głębiej w ten pokręcony świat, gdzie ludzie, orkowie i elfy żyją ze sobą obok siebie. To brzmiało superfajnie, ale nie wszystko tutaj zagrało.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Tożsamość zdrajcy

Wszystko zaczyna się w Londynie. Tam pracuje Alice Racine – urzędniczka ds. imigracji. Ale tak naprawdę jest wycofaną z terenu agentką CIA, zbierającą informacje o planowanych zamachach terrorystycznych. Tylko, że teraz zostaje poproszona o przesłuchanie kuriera, mającego przekazać wiadomość dla komórki terrorystycznej. Cały jednak myk polega na tym, że dostaje telefon z prośbą o pomoc… od Langley w sprawie przesłuchania kuriera. Nie trzeba być specjalnie bystrym, by zauważyć, że coś tu jest nie tak. Kobiecie udaje się uciec, ale zaczyna się polowanie. Ktoś zdradził i planuje atak na amerykański obiekt w stolicy Brytanii.

tozsamosc_zdrajcy1

Michael Apted to jeden z bardziej doświadczonych reżyserów brytyjskich, który ostatnio pracował dla telewizji. Powrót po wielu latach do kina mógł być dużym sukcesem albo ogromną porażką. „Tożsamość zdrajcy” to klasyczne kino sensacyjno-szpiegowskie, gdzie pojawiają się klasyczne elementy tego gatunku: strzelaniny, pościgi, podwójni agenci i gra w zaufanie. Czas ucieka, atak ma być biologiczny, a cel do końca pozostaje tajemnicą (chociaż łatwo można się domyślić). Reżyser trafia w czas, ale jednocześnie nie jest taki czarno-biały. Zaskakuje postać imama, który nie jest fanatycznym mordercą, ale osobą próbującą powstrzymać kolejne zamachy. Problem w tym, że pewnym osobom jest to wybitnie nie na rękę.

tozsamosc_zdrajcy2

Zaskakuje tutaj bardzo powściągliwość oraz kameralność w realizacji scen akcji. Apted unika efekciarstwa, pędzącej na złamanie karku kamery z ADHD, a wszystko i tak wygląda bardzo płynnie, dynamicznie, z pulsującą muzyką w tle oraz kilkoma fabularnymi zaskoczeniami. Co równie istotne, całą opowieść ma ręce i nogi, nie obraża też inteligencji widza, co w przypadku tych produkcji zdarza się dość często. Może troszkę zakończenie zahacza o efekciarstwo, ale nie trwa to zbyt długo. Mimo przeskoków z Langley do poczynań Alice, udaje się zachować dobre tempo, intryga wciąga i jest zrealizowana tak, jak powinno się robić.

tozsamosc_zdrajcy3

I to jeszcze jest bardzo dobrze zagrane. Kompletnym zaskoczeniem była dla mnie Noomi Rapace. Może nie imponuje swoją posturą, ale gdy trzeba skopać dupsko, jest nie do zdarcia. Bardzo mocno widać w jej oczach nieufność oraz dręczące ją poczucie winy, mieszające się z determinacją i walką do upadłego. Drugą niespodzianką był dla mnie Orlando Bloom. Aktora uważałem do tej pory za średniego (chyba, ze grał elfa), ale tutaj pokazuje się jako troszkę bezczelny twardziel, rzucający czasem ciętymi one-linerami i wypada w nich świetnie. Z kolei drugi plan zawłaszcza Toni Collette (szefowa MI5), wyglądająca wręcz łudząco podobnie do… Annie Lennox oraz dobrze bawiący się na ekranie John Malkovich z Michaelem Douglasem.

tozsamosc_zdrajcy4

„Tożsamość szpiega” to jedna z dużych niespodzianek tego roku. Może i opowiada historie, jakich kino wałkowało już z tysiąc razy, ale potrafi przestraszyć prawdopodobieństwem takiego ataku. Poza tym jest bardzo porządnie zrealizowane, bez pójścia na łatwiznę oraz prostego podziału na dobrych i złych, co zawsze jest w cenie. Nie mam nic przeciwko sequelowi.

7,5/10

Radosław Ostrowski

System

Rok 1953, Moskwa. Jeszcze rządzi wujek Józef Stalin, co kochał dzieci i w ogóle był super przywódcą, a Związek Radziecki był rajem na Ziemi. I to właśnie tutaj pracuje oficer śledczy milicji politycznej MGB, zajmującej się likwidowaniem szpiegów – Lew Demidow. Otrzymuje proste zadanie: schwytanie niejakiego Anatolija Brodskiego oraz wyciągnięcie od niego listy współpracowników. Jednym z nich okazuje się być żona oficera, Raisa. Mężczyzna nie wydaje jej, za co oboje zostają zesłani na prowincję do Wołska. W tym samym czasie w niejasnych okolicznościach zaczynają ginąć dzieci, co jest tuszowane przez władze. Demidow na własną rękę podejmuje śledztwo.

system_1

Szwedzki reżyser Daniel Espinoza tym razem przenosi na ekran bestsellerowa powieść Toma Roba Smitha. Nie da się ukryć, że to rasowy thriller ubabrany brudem, nędzą oraz powszechną degrengoladą. Śledztwo jest o tyle trudne, że toczy się ono w raju, gdzie przecież nie ma morderstw, prawda? Władza nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek pomyłkę, a morderstwo to produkt zgniłego kapitalizmu. Mimo to twórcom udaje się stworzyć klimat niepokoju, bezradności i osaczenia. Tutaj władza wie o tobie więcej niż ty sam wiesz, zna twoje potrzeby i by nie zwariować, nie możesz sobie pozwolić na mówienie prawdy. Poza prywatnym – bo inne nie może być – dochodzeniem, Espinoza próbuje też pokazać różnego rodzaju rozgrywki na linii władzy, gdzie wywiad woli stosować przemoc i tuszować, a także jak kłamstwo ma wpływ na ludzi ich używających. Każdy chce tutaj przetrwać i każde kłamstwo jest dobre (fałszywa ciąża Raisy), nawet jeśli trzeba ukryć morderstwo.

system_2

Dobre wrażenie robi scenografia – podniszczone domy, brud, umeblowanie, alkohol (nie lejący się dużym strumieniem), papierosy. Od momentu przeniesienia na prowincję, jeszcze bardziej czuć poczucie beznadziei oraz kompletnego zobojętnienia na zło. Klimat też buduje stonowana muzyka oraz utrzymane w tonacji sepii, naturalistyczne zdjęcia.

system_3

Problemem dla mnie było dość wolne tempo oraz nadmiar ambicji, który nie daje pełnej satysfakcji podczas seansu. Śledztwo prowadzone jest przy okazji, co jest w pełni zrozumiałe, jednak tożsamość oraz motywację zbrodniarza poznajemy w połowie filmu. Nie wiem czy to troszkę nie za szybko, ale gęsta atmosfera i brudny klimat pozwalał wybaczyć te grzechy. Natomiast nie wybaczę chaotycznego montażu podczas scen bójek – finałowa konfrontacja czy próba morderstwa w pociągu wyglądają po prostu brzydko oraz nieczytelnie, jakby w stylu Borune’a. To nie jest potrzebne.

system_4

Ale za to jak to jest zagrane – moi drodzy. Kolejny raz wspaniale prezentuje się Tom Hardy jako bohater troszkę przeniesiony z kina noir. Ostatni sprawiedliwy stojący po stronie prawdy, porządku i walczący o swoje małżeństwo, do tego sprawne wykorzystanie rosyjskiego akcentu (brzmi on bardzo naturalnie), znający bezwzględność terroru. Równie złożona postać odgrywa Noomi Rapace (Raisa) – urocza, lojalna, ale powoli mecząca się w związku. Poza nimi warto docenić także zaskakującego Joela Kinnemana (odpychający Wasilij), Paddy’ego Considine’a (morderca) oraz Vincente’a Cassella (major Kuźmin).

system_5

I a propos akcentu jeszcze – nie wszyscy aktorzy grający w tym filmie mówią z rosyjskim akcentem (głównie postacie trzecioplanowe), co czasami psuje efekt realizmu. Przypomina się troszkę „Park Gorkiego” Michaela Apteda, czyli mroczny, brudny dreszczowiec w świecie pełnym kłamstwa, oszustwa i tajemnic. Tak się właśnie żyło w tych czasach.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Brudny szmal

Tytułowy „The Drop” oznacza zrzutnię – miejsce, gdzie gangsterzy zgarniają swoją kasę z całej dzielnicy. Jedna z takich zrzutni jest bar, który kiedyś należał do Marva, ale przejęli go Czeczeni. Marvowi w interesie pomaga stojący przy barze Bob. Życie obu facetów zmienia się pod wpływem dwóch wydarzeń: najpierw Bob znajduje pobitego psa i go przygarnia, ale potem dochodzi do napadu na bar i trzeba oddać szmal skradziony gangsterom.

brudny_szmal1

Coraz częściej w Hollywood można dostrzec dwie rzeczy. Po pierwsze, zapraszają do siebie osoby spoza USA do realizacji swoich filmów. Po drugie, scenarzystami staja się pisarze. „Brudny szmal” to wypadkowa obydwu tych tez, albowiem reżyserem jest Belg Michael Roskam, a scenariusz napisał ceniony autor kryminałów Dennis Lehane, który przeniósł akcję z ukochanego Bostonu do Nowego Jorku. Sama historia jest opowiedziana w sposób bardzo spokojny, bez żadnych fajerwerków i toczy się dwutorowo. Watek sensacyjny ma mocne fundamenty i jest prowadzony w sposób konsekwentny do finału. Z kolei obyczajowa obserwacja środowiska, gdzie ludzie są skazani na samotność wskutek swoich decyzji, jest bardzo celna i trafna. Wizyta w kościele nie jest w stanie niczego załatwić – to na ulicy dochodzi do ostatecznych wyjaśnień. Roskam trzyma puls i potrafi trzymać mocno w napięciu (napad na bar). Fatalistyczny klimat opowieści psuje troszkę zakończenie, sprawiające wrażenie dopisanego na siłę. Niemniej ostatnio takich porządnych filmów sensacyjnych jest przy mało.

brudny_szmal2

Także psychologicznie postacie są wiarygodne, a ich relacje bywają ważniejsze niż intryga. I są po prostu świetnie zagrani. Największe brawa należą się Tomowi Hardy’emu, potwierdzającemu swoją formę oraz dyspozycję, a postać Boba zostanie w pamięci na długo. Zwłaszcza w kulminacyjnym finale (którego zdradzić jednak nie mogę) dokonuje zaskoczenia. Wyglądająca zwyczajnie Noomi Rapace (Nadia) świetnie sobie radzi w roli pozornie silnej kobiety, a Matthias Schoenaerts (Eric Deeds) budzi przerażenie, ale tutaj najbardziej wybija się wyborny James Gandolfini. Kuzyn Marv w jego interpretacji to jednocześnie zgorzkniały i porywczy facet, marzący o powrocie do gry oraz emeryturze.

brudny_szmal3

Kolejna pozytywna niespodzianka zeszłego roku, która miała trafić do polskich kin, ale dystrybutor w ostatniej chwili się wycofał. Po obejrzeniu filmu nie jestem w stanie tego zrozumieć, bo to jeden z ciekawszych kryminałów ostatniego roku.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Czas zemsty

Victor pracuje dla gangstera Alphonse’a, który jest jednym z istotnych graczy w Nowym Jorku. Od pewnego czasu ktoś zabija jego ludzi, zostawiając tajemnicze wiadomości. Jego ludzie próbują go namierzyć. W tym samym czasie Victorem interesuje się sąsiadka znad przeciwka, Beatrice skrywająca pewną tajemnicą. Prosi Victora o zabicie człowieka, który po pijaku rozbił się z jej autem, powodując oszpecenie jej twarzy.

czas_zemsty1

W Hollywood jest (niemal od zawsze istniejący) trend polegający na ściąganiu zdolnych filmowców spoza Ameryki, by kręcili tam swoje filmy. Tym razem padło na pochodzącego ze Szwecji Nielsa Ardena Opleva – twórcy pierwszej części „Millennium” wg Stiega Larssona. Teraz dostał zlecenie zrobienia mrocznego filmu sensacyjnego z zemstą i miłością w tle. Klimat jest gęsty, intryga wielopiętrowa i skomplikowana (w skrócie Victor chce się zemścić za śmierć swojej rodziny, zabijając mafioza), zaś kierunek, w którym idzie fabuła nie jest taka prosta do przewidzenia. Zaczyna się mocny sceną porachunków mafijnych, by potem spowolnić tempo i skupić się na relacji między Victorem i Beatrice. Można się przyczepić do finału, który jest zrobiony w stylu Rambo (nasz heros kontra cała reszta), niemniej zrealizowane jest to więcej niż solidnie. Zdjęcia, montaż – tu nie ma się do czego przyczepić. Może i tempo jest dość ospałe, ale bardzo dobrze się to ogląda.

czas_zemsty2

Także aktorstwo jest tutaj pierwszorzędne. Colin Farrell bardzo wiarygodnie wypada jako mściciel. Bardzo precyzyjnie buduje cały plan, jest wyrachowany i tłumi wszelkie emocje. Ale ten pancerz powolutku zaczyna pękać. Dla mnie jednak ciekawsza była partnerująca mu Noomi Rapace – tajemnicza, skryta, oszpecona, też chcąca wymierzenia sprawiedliwości. Oboje tworzą bardzo intrygujący, choć dziwny duet, który jest siłą napędową tego filmu. Poza nimi wyróżniają się przyzwoity Terence Howard (Alphonse) oraz Dominic Cooper (ambitny Darcy).

czas_zemsty3

Nie jest to typowy film sensacyjny z masą wystrzelonych nabojów i jeszcze większą ilością trupów. Oplev jest stoi w opozycji i zrobił bardzo intrygujący film sensacyjny, który potrafi przykuć uwagę, mimo niezbyt szybkiego tempa.

7/10

Radosław Ostrowski

Namiętność

Isabelle jest pracownicą filii amerykańskiej firmy reklamowej w Niemczech. Jej szefową jest dominująca Christine, która podkrada jej pomysły. Jednak kiedy Isabelle wykorzystuje swój pomysł reklamy, wrzucając ją w Internet, dochodzi do spięcia. Sytuacja jednak się zaognia, gdy Isabelle zacznie sypiać z jednym z kochanków swojej przełożonej.

passion1

Brian De Palma był kiedyś jednym z najciekawszych reżyserów, który zawsze potrafił zaskoczyć. Garściami czerpał z Hitchcocka, trzymając w napięciu, wodząc za nos, jednocześnie dysponując pewnym warsztatem. Tym razem postanowił zrobić remake francuskiego kryminału sprzed 3 lat, gdzie mamy szantaż, rywalizację, upokorzenie, perwersję (śladową) i morderstwo. Brzmi poważnie i ciekawie? Nie do końca jednak wyszło. Po pierwsze, dość spokojne i powolne tempo. Celem było chyba powolne uśpienie widza, by potem uderzyć. I rzeczywiście, pod koniec, gdy nasza potulna pracownica zostaje oskarżona o morderstwo, robi się ciekawie (balansowanie na granicy snu i jawy) i nie brakuje elementu zaskoczenia, który jest łatwy do przewidzenia. Po drugie, zakończenie, które jest urwane i sprawia wrażenie niejasnego, co trochę komplikuje sytuację. Jednak udało się pokazać jak bardzo można się posunąć dla kariery. Z drugiej strony, jest to elegancko zrealizowane, ze stonowaną kolorystyką, skupieniem na detal i typowymi trickami dla tego reżysera (podzielony ekran, podwójna ogniskowa, długie ujęcia). Ale to już widzieliśmy wcześniej i lepiej.

Od strony aktorskiej, reżyser poeksperymentował i wyszło to całkiem przyzwoicie. Dobrze wypadły Rachel McAdams (szefowa Christine – manipulantka, szantażystka, perwersyjna) i Noomi Rapace (Isabelle – wyciszona, zgaszona, powoli będąca pewną siebie) jako główne antagonistki, a wrogość ich jest wręcz namacalna. Poza nimi należy zdecydowanie wyróżnić Karoline Herfurth (Dani – asystentka Isabelle) i Paul Anderson (Dirk, kochanek Christine). Pozostali tworzą solidne tło, ale nic ponadto.

passion2

De Palma od 1998 roku („Oczy węża”) nie nakręcił niczego ciekawego i wartego uwagi. „Namiętność” jest zaledwie przyzwoitym straszakiem, bo po twórcy „Carrie”, „Nietykalnych” i „Życia Carlita” liczyłem się na więcej. Może następnym razem się uda?

6/10

Radosław Ostrowski

Babycall

Anna jest samotnie wychowującą matką Andersa. Objęta programem ochrony świadków (ojciec próbował zabić jej syna), mieszka sama w bloku. Nie czując się bezpiecznie w nowej okolicy, decyduje się kupić elektroniczna nianię, by mieć dziecko pod kontrolą. Wtedy zaczyna słyszeć dźwięki morderstwa, a potem widzi mężczyznę noszącego worek ze zwłokami.

babycall1

Więcej nie mogę powiedzieć, bo „Babycall” jest filmem-łamigłówką, w którym wszystko ma znaczenie, a powiedzenie jednego słowa za dużo może zepsuć przyjemność z seansu. Chociaż w tym przypadku, wiele rzeczy nie zostało tu dopowiedzianych i wyjaśnionych do samego końca. Gatunkowo jest to psychologiczny thriller, w którym jest wiele niejasności i tajemnic, co z jednej strony dale szerokie pole do interpretacji, z drugiej wywołuje dezorientację. Nie pomaga wolne tempo i spokojne, ale konsekwentnie budowany klimat. Ciągle balansujemy na granicy jawy i snu, a finał choć przewidywalny, robi wrażenie.

babycall2

Ale ten film broni się dzięki fantastycznej Noomi Rapace. Anna to kobieta, która ciągle czuje się zagrożona (widać to na jej twarzy), jest nieufna, a każdy dźwięk i sytuacja znaczy dla niej więcej. Miałem wrażenie, że kobieta ta balansuje na granicy obłędu (jezioro, które tak naprawdę jest parkingiem). I pod tym względem ten film wydaje się interesującą propozycją. Niezłym dreszczowcem z mroźnej Skandynawii, choć trochę zbyt tajemniczym i niejasnym.

6/10

Radosław Ostrowski