Czarny Krab

Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy nagle świat się urywa i wybucha wojna. Nie wiadomo kto atakuje ani dlaczego, jednak jedno pozostaje jasne: nasi przegrywają. Jedyną szansą na odwrócenie sytuacji jest misja samobójcza. Na łyżwach dotrzeć do archipelagu przy granicy z dwoma tajemniczymi pojemnikami, mając do dyspozycji szóstkę żołnierzy. Co zawierają pojemniki? Brak informacji. Ważne, że mają doprowadzić do zwycięstwa. Tak zaczyna się operacja Czarny Krab.

Kolejna skandynawska produkcja od Netflixa, którą przeoczyłem w zeszłym roku. Film Adama Kraba jest thrillerem SF, gdzie dość luźno zarysowane jest tło. Jedynie przebitki wspomnień bohaterki, wojskowej Caroline Edh (Noomi Rapace), której córka została porwana przez wroga. Podobno znajduje się w miejscu przeznaczenia, ale czy aby na pewno? Może to tylko hak, by ją bardziej zmotywować do działania? Kiedy informacji brak i pojawia się cień nadziei, ten może zmotywować ludzi do najbardziej niewyobrażalnych rzeczy. Wiadomo, że nie wszyscy dożyją, jednak najważniejsze jest osiągnięcie celu.

Prosty koncept z powoli odkrywanymi tajemnicami potrafi złapać i zaintrygować, choć sam świat nie jest zbyt dobrze zarysowany. Jednak reżyser Adam Berg robi to, co wielu reżyserów thrillerów powinno robić. „Czarny Krab” potrafi trzymać w napięciu, przechodząc w absolutnie nieznany teren. Gdzie wróg może pojawić się w każdej chwil, gdzie lód może nie wytrzymać, gdzie może znikąd paść strzał. W kompletnych ciemnościach śnieg wydaje się być czarny, nie do końca wiadomo komu można zaufać, zaś trafienie do mieszkania czy statku może zakończyć się strzelaniną. Powolne odkrywanie prawdziwego celu operacji potrafi uderzyć, choć dla mnie było to przestrzelone. W chwili wyjaśnienia coś ewidentnie zaczyna się psuć, zaś finał (pozornie) szokujący nie daje satysfakcji.

Dla mnie najbardziej emocjonalną rzeczą jest rola Noomi Rapace. Niby wydaje się fizycznie drobniutka, jednak bardzo przekonująco pokazuje mieszankę, jaką ja lubię nazywać silno-słaba. Zmęczona i jednocześnie zdeterminowana, twarda oraz wrażliwa, napędzają nadzieją oraz szorstka. Zdystansowana i nieufna – takie sprzeczności zawsze mnie intrygują, dając aktorowi spore pole do manewru. Rapace wykorzystuje to bezbłędnie i jest dla mnie najjaśniejszym punktem. Reszta obsady sprawdza się solidnie jako tło, jednak nie porywa tak jak Szwedka.

Więc ten „Czarny Krab” warty jest uwagi? To solidne kino, choć brakuje w nim czegoś mocniejszego (poza Rapace oraz kilkoma scenami suspensu) i bardziej angażującego. Widać jednak budżet, jest parę niezłych ujęć, lecz mogło być lepiej.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz