Francuski minister

Arthur Vlamick jest młodym i ambitnym japiszonem, który dostaje posadę u samego szefa dyplomacji, ministra Alexandre’a Taillarda de Vormsa. Jego zadaniem jest pisanie przemówień dla ministra, co nie jest wcale takie proste.

francuski_minister1

Polityka zawsze była celem satyry, także tej filmowej. Nowe dzieło francuskiego mistrza, Bertranda Taverniera oparte jest na komiksie z 2010 roku, gdzie szyderczo pokazano działania dyplomacji francuskiej. Cała intryga skupia się na przygotowaniu przemówienia dla ministra na szczycie ONZ. Jednak problemem staje się temperament ministra, którego myśli pozostają zagadką dla wszystkich, a jego obecność wywołuje jeszcze większy chaos (widać to m.in. latającymi kartkami, gdy wchodzi). Jakby tego było mało, dzieją się różne trudne rzeczy – kryzysy zagraniczne, porwania, konflikty w Afryce. Na wszystko musi być przygotowana mowa, pytanie, notatka itp. Jednak żaden minister nie jest tak zmienny jak de Worms. Reżyser punktuje absurdy biurokratyzacji, zabawy w podchody i niesnaski personalne – dodatkowo całość okraszona jest cytatami z Heraklita, nakręcającymi absurdalność całej sytuacji.  I jak tu w ogóle pracować, funkcjonować i oddychać? Problemem może być zbyt pora liczba absurdów na ekranie oraz słowny humor, ale Tavernier trzyma rękę na pulsie i jest w stanie mieszać powagę z groteską.

francuski_minister2

Do tego jeszcze ma brawurowego Thierry Lhermitte’a. De Worms (mocno wzorowany na Dominique’u de Villepinie – szefie MSZ w latach 2002-2004) sprawia wrażenie pewnego siebie, inteligentnego polityka, jednak tak naprawdę jest lubiącym skupiać na siebie uwagę, niekompetentnym idiotą, którego gadulstwo jest nieznośne (rozmowa z noblistką, Molly Hutchinson tylko to potwierdza), a ważniejsze poza czytaniem jest używanie markerów w książkach. Równie dobry jest Raphael Personnaz jako Vlamick – inteligentny i ambitny w zderzeniu z chaosem politycznym sprawia wrażenie bezradnego i słabego człowieka. Mimo słabości, podejmuje walkę z wiatrakami i potrafi wzbudzić sympatię. Nawet pomoc pragmatycznego i opanowanego Claude’a Maupasa (świetny Niels Arestrup) okazuje się niewystarczająca.

francuski_minister3

„Francuski minister” jest inteligentną oraz ciętą satyrą polityczną, która jest zrozumiała nie tylko dla mieszkańców Żabolandii. Tylko trzeba dać szansę. Chociaż, czy politycy zasługują na drugą szansę?

7/10

Radosław Ostrowski

Piraci

XVII w. Kapitan Red i jego pomocnik Żaba płyną na zniszczonej łajbie przez ocean. Obaj są piratami, ale ostatnio nie mają zbyt wiele szczęścia. Ale los zaczyna się uśmiechać, bo zauważają okręt hiszpański. W końcu wchodzą do „Neptuna” i zostają schwytani. Przypadkowo Red odkrywa, że na statku znajduje się złoty tron Azteków. Decyduje się doprowadzić do buntu i przejęcia „Neptuna”.

piraci1

Roman Polański po ciężkich i poważnych filmach postanowił zrobić „Nieustraszonych pogromców wampirów” tylko w wersji awanturniczo-przygodowego kina pod piracką banderą. I jest to, co w tego typu produkcjach być powinno – Piraci? Są. Skarb? Jeden, ale za to duży. Miłość? Nieszczęśliwa i nieoczywista. Okręty? Jest jeden, ale bardzo duży. Humor? Głównie slapstikowe gagi, ale też lekka drwina z konwencji (początek i finał filmu). Oprócz tego mamy też takie atrakcje jak zjadanie szczura (ugotowanego), abordaż, „konik truposza”, pojedynki, piękne plenery (uwiecznione kamerą Witolda Sobocińskiego) oraz bardzo lekką i epicką muzykę Philippe’a Sarde’a. Chociaż w połowie można poczuć znużenie, to jednak potem reżyser zauważa ten błąd i wraca wszystko na odpowiednie tory, przyśpieszając, a także bawiąc.

Ale ten film nie byłby tak bardzo zabawny, gdyby nie wspinający się na wyżyny swoich umiejętności komediowych Walter Matthau. Jego kapitan Red to facet-chorągiewka – dopasowuje się do sytuacji, co pozwala mu wykaraskać się z najtrudniejszej opresji. Niepozbawiony sprytu, ogłady (gdy to konieczne), ale to jednak prymityw liczący tylko na skarb i złoto, czyli to, co w tej profesji było najważniejsze. Partnerujący mu Cris Campion w roli Żaby stanowi odpowiednie przeciwieństwo – młody, niedoświadczony, zakochany, ale też trochę ciapowaty. Czegoś wam to nie przypomina? Poza tym komicznym duetem mamy tu bezwzględnego kapitana don de la Torre (mocny Damien Thomas), czarnoskórego Boomako (Olu Jacobs) czy wielkoluda Jesusa (nasz kulomiot Władysław Komar). Jest jeszcze parę innych ciekawych postaci, ale nie starczyłoby mi miejsca na wszystkich.

piraci2

„Piraci” polegli jednak w kinach, a na kolejną opowieść z piratami trzeba było czekać do 2003 roku, gdy wypłynęli „Piraci z Karaibów”. Czy znaczy to, że słusznie zostali zapomniani? Moim zdaniem nie. Nadal potrafią dobrze bawić. Jeśli tylko to kupicie.

7/10

Radosław Ostrowski

Tess

Tess Durbeyfield jest córką woźnicy, który odkrywa (dzięki pastorowi), że jego rodzina pochodzi ze szlachetnego rodu. Rodzice zmuszają ją, by poprosiła o pomoc swoich bogatszych krewnych. Dziewczyna robi wrażenie na swoim kuzynie, Alecu d’Urberville’u, który ją uwodzi. Zajście w ciążę i śmierć dziecka mocno zmienią jej los.

tess2

Roman Polański pozornie zaskoczył wszystkich biorąc na warsztat powieść Thomasa Hardy’ego, która jest melodramatem. Ale to tylko pozory, bo reżyser nadal obraca się wokół swoich tematów – zło, fatalizm ludzkiego losu czy samotność. Losy bohaterki, która dryfuje ze swoim życiem i nie decyduje o sobie sama poruszają, zmuszając do przemyśleń. XIX-wieczna Anglia to czasy konwenansów oraz podziałów społecznych, gdzie niedostosowanie do społeczeństwa groziło odrzuceniem i alienacją. Jednocześnie „Tess” zaskakuje wyrafinowaniem wizualnym, pełnym jasnych kolorów i pięknych plenerów. Druga dość istotna rzecz to nie tyle niedopowiedzenia, co nie pokazywanie wszystkiego wprost (chrzest i śmierć dziecka Tess, zabicie Aleca czy śmierć ojca), a widzimy jedynie skutki tych wydarzeń, co jest pewnym plusem. Choć czas trwania może się wydawać przerażający (ponad dwie i pół godziny), słowo nuda nie istnieje, choć nie wszystkim się to spodoba. Wymaga ten film skupienia (jak każdy film Polańskiego).

tess1

Jednak jego najmocniejszym atutem – poza tak banalnymi rzeczami jak scenariusz, reżyseria i warstwa wizualna – są aktorzy, ale to u Polańskiego też jest pewną normą. Debiutująca na ekranie Nastassja Kinski (córka TEGO Kinskiego) wypada bardzo naturalnie i bardzo dobrze jako młoda dziewczyna, tracąca niewinność i zawsze mająca pod górkę. Stara się zachować godność i przez chwilę wziąć kontrolę nad swoim losem, co doprowadza do tragicznego finału. Poza nią najbardziej należy wyróżnić dwóch panów: Leigha Lawsona (śliski, rozpuszczony Alec d’Urberville) i Petera Firtha (dobroduszny Angel Clare, który nie zachowuje się do końca fair wobec Tess). Obaj panowie są świetni i przykuwają uwagę nie gorzej niż Kinski.

tess3

Polański tym filmem potwierdza swoją wszechstronność w realizacji kina gatunkowego, jednocześnie obracając się wokół tej samej tematyki. Znakomite kino po prostu.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Lokator

Trelkovsky jest polskim imigrantem, który przebywa we Francji. Udaje mu się odnaleźć lokum w kamienicy, gdzie mieszkańcy dbają o porządek. Coraz bardziej zwracają uwagę Trelkovskiemu, który ich zdaniem zachowuje się zbyt głośno. Coraz bardziej zaczyna być przekonany, że sąsiedzi chcą go zabić.

lokator1

Roman Polański znowu balansuje między światem realnym a urojonym. Opierając się na powieści Rolanda Topora, reżyser próbuje znów zagrać tak, jak zrobił to w przypadku „Dziecka Rosemary”, chociaż nie wydaje mi się, że udało się to tak perfekcyjnie jak w tamtym filmie. Widać, że mieszkańcy wobec Trelkovskiego zachowują się dość nieufnie i wręcz wrogo, co nie do końca wydaje się naturalne. Z drugiej strony (druga połowa filmu) widać, że Trelkovski ma zwidy (wchodzi do kibla, gdzie ma widok na swoje lokum i w oknie widzi… siebie) i szuka spisku tam gdzie, go nie ma (samobójstwo Trelkovskiego, gdzie mieszkańcy niczym w operze obserwują całe zajście). Jedynie zakończenie wywraca cały film do góry nogami (nie, nie powiem wam), jednak senna atmosfera i zbytnia groteskowość działa wręcz usypiająco.

lokator2

Owszem, technicznie trudno się przyczepić (świetne zdjęcia Svena Nykvista, zgrabny montaż oraz dość ciekawa scenografia), aktorsko też – sam Polański (Trelkovsky), a także Isabelle Adjani (Stella), Melvyn Douglas (pan Zy) i Shelley Winters (dozorczyni) wypadają przynajmniej dobrze. Ale sam film niespecjalnie mnie zaangażował, co nie świadczy zbyt dobrze. Niby wszystko jest jak być powinno, ale nie zagrało.

5,5/10

Radosław Ostrowski