
Książę był jednym z najbardziej popularnych popowych wokalistów lat 80. Ostatnie lata może nie były okresem wstydu, ale nie był grany w stacjach radiowych. W tym roku wrócił i to aż dwukrotnie: najpierw było „Plectrumelectrum”, gdzie wspierało go 3erdeygirl. Teraz pojawia się solowy materiał, przez niego wyprodukowany.
Nadal jest lekka zabawa w r’n’b, okraszone funkowymi dźwiękami gitary elektrycznej i basu, ale podrasowane elektronika i współczesnymi bitami. Tak jak słychać to w „Clouds”, gdzie poza melodyjnym bitem, dostajemy m.in. gitarę akustyczną, autotune’a, „guziczki” maszyny. Takiego rozgardiaszu można nie ogarnąć, a nawet poczuć przesyt. Nawet w pozornie łagodnym „Breakdown”, gdzie Prince popisuje się swoim falsetem, a wokalizy w tle się przewijają. Nie brakuje tez typowych Prince’owskich zagrywek jak w „The Gold Standard” (funkowy podkład, dęciaki oraz lekka gra gitary) czy zapętlonego fortepianu w zmysłowym „U Know” okraszonej dziwaczną elektroniką oraz pociągającą żeńską wokalizą. Jest lekko, przebojowo, miejscami nastrojowo, czasami uwodzicielsko (krótkie „Affirmation”, gdzie wokalistę wspiera Lianne La Havas). Klasyczne r’n’b trochę pachnące klimatem z lat 80., ale podane w dość interesujący i współczesny sposób, w czym Prince pływa jak ryba w wodzie.
Można trochę poczuć pewne znużenie (średnie „This Could Be Us”, broniące się świetną gitarą czy „Way Back Home” z dziwaczną elektroniką w tle), jednak wpadek nie ma tu zbyt wiele. Jest to solidna płyta w stylu Prince’a – tylko tyle i aż tyle.
7/10
Radosław Ostrowski
















