Foxcatcher

Zapasy – każdy mniej więcej wie na czym polega ten sport. Jego wartość docenili starożytni Grecy, umieszczając go w swoich igrzyskach olimpijskich, gdzie jest tą dyscyplina do dnia dzisiejszego (podobno jednak nie na długo). Nasza historia zaczyna się w 1987 roku. Mark Schultz jest złotym medalistą olimpijskim w zapasach, co jest zasługą jego brata – trenera oraz uznanego zapaśnika. Pewnego dnia dzwoni do niego tajemniczy John Du Pont, właściciel ogromnego majątku Foxcatcher. Proponuje wykorzystanie swoje miejsca do treningów zapaśniczych oraz zbudowanie drużyny w tej dyscyplinie.

foxcatcher1

Zaczyna się pozornie i spokojnie, jednak film Bennetta Millera to produkcja nie skupiająca się na zapasach, w ogóle sport nie jest tutaj najważniejszy. Reżyser skupia się na trójce bohaterów oraz ich skomplikowanych relacjach, które są tak naprawdę clou tego dzieła. Jednak całość – zapewne świadomie – wywołuje pewien chłód, emocjonalny dystans wobec swoich bohaterów, których obserwujemy w zazwyczaj zwykłych sytuacjach (treningi, przygotowania, wreszcie same zapasy). Nie ma tutaj krzyczenia, wrzasków, ekspresyjności spod znaku USA – rozgrywa się to na półtonach, spojrzeniach, gestach. Wtedy łatwiej będzie można dostrzec emocje, kierującymi naszymi bohaterami. Wszystko jest tu poprowadzone bardzo delikatnie, w sposób wyważony – widać to w montażu, pracy kamery. Miller wymaga sporego wysiłku, ale jest kilka scen zapadających mocno w pamięć (wypuszczenie koni, „wywiad” o Du Poncie czy dramatyczny finał). Dla wielu może to nie wystarczyć i znudzi sam film.

foxcatcher2

Miller ma jednak rękę do aktorów, którzy tworzą znakomite role. Tak było w „Capote” (Philip Seymour Hoffman) i „Moneyball” (Brad Pitt, Jonah Hill). Bardzo pozytywnie zaskakuje Channing Tatum w roli Marka. Jest to bardzo sprawny fizycznie facet, który poza zapasami ma swojego brata. Aktor dobrze oddaje jego zagubienie, próby wyrwania się z cienia brata-gwiazdy, wreszcie fascynację Du Pontem. Na takim samym poziomie bryluje Mark Ruffalo, potwierdzający swoją klasę. Największą niespodzianką jest tutaj Steve Carell, który długo pozostawał dla mnie zagadką. Rola bardzo wyciszona, stonowana, czasami sprawiała wrażenie jakby była obecna tylko fizycznie, bo duch gdzie odlatuje. Pozostaje niemal do samego końca łamigłówką – z jednej strony pełen kompleksów i (znudzony) pełnym portfelem. Ale kreujący też wizerunek silnego, charyzmatycznego lidera. Ta postać zostanie wam w pamięci na długo.

foxcatcher3

Sam Mark Schultz po obejrzeniu „Foxcatchera” powiedział: Nienawidzę tego kłamliwego filmu. Pojawiły się zarzuty o fałszowanie faktów, ale jak było – tego chyba nikt nie wie. Ale Bennett Miller tym filmem potwierdza, że jest jednym z ciekawszych reżyserów amerykańskich ostatnich lat. I czekam na kolejne filmy. Co do mnie – bardziej podobał mi się „Moneyball”.

7/10

Radosław Ostrowski

Najlepsze najgorsze wakacje

Duncan jest nieśmiałym 14-latkiem, który spędza wakacje z nowym chłopakiem swojej mamy, za którym delikatnie mówiąc nie przepada. Ze wzajemnością. Poza tym jego córka jest wyjątkowo antypatyczna, sąsiedzi strasznie irytujący. No jest słabo. Owszem, podoba mu się dziewczyna z naprzeciwka, ale jak zagadać? I tak idąc bez celu chłopak spotyka Owena – pracownika miejscowej pływalni, który nie do końca poważnie traktuje swoją profesję.

wakacje1

Można powiedzieć, że jest to kolejna komedia inicjacyjna, ale to nie jest nic w stylu „American Pie”. Wystarczy zobaczyć nazwisko twórców filmu – Nat Faxon i Jim Rash byli współscenarzystami „Spadkobierców” Alexandra Payne’a. Tym razem powstał zdecydowanie lżejszy, ale nadal słodko-gorzki film o młodym chłopaku wchodzącym w dorosłe życie, a jednocześnie widzącym więcej niż dorośli. Zagubiony, samotny i kompletnie skryty, traktuje pobyt w obcym mieście wśród znienawidzonego ojczyma jak karę. I wtedy pojawia się dorosły, który trochę przypomina dziecko i wtedy zaczyna się zabawa. Chłopiec się otwiera, zaczyna się świetnie bawić, dzięki zatrudnieniu w pływalni. A i dziewczyna się zaczyna pojawiać. Humor tutaj przeplata się z poważnymi kwestiami – osamotnienia, desperackiego szukania miłości i akceptacji, wreszcie odnalezienia szczęścia i pewności siebie. Tylko że musi się znaleźć odpowiednia osoba. I trzeba mieć do tego sporo szczęścia, choć zakończenie pokazuje, że chyba coś z tego wyjdzie (choć słodzenia tu nie ma). Owszem, postacie są dość schematyczne, ale te klisze i stereotypy żyją, nie przynudzają. I naprawdę serwują mocny trening przepony.

wakacje2

Od strony aktorskiej jest tutaj naprawdę dobrze. Bardzo dobrze wypada niejaki Liam James. Amerykanie mają jakiegoś farta, jeśli chodzi o obsadzanie ról dziecięcych, bo zawsze one wypadają wiarygodnie. Tak też jest tutaj. Kibicujemy młodemu, który czuje się obco w miasteczku, gdy zaczyna pracę (pierwsze zadanie – odebrać matę tancerzom, ale by to zrobić… musi zatańczyć), wreszcie jak staje się pewniejszy i twardo stojącym na ziemi. Solidnie wypadają Toni Collette (matka Duncana, Pam) oraz Allison Janney (rozgadana Betty). Jednak największą niespodziankę sprawił Steve Carrell, który tutaj jest wyjątkowo nieprzyjemnym draniem. Arogancki, nieprzyjemny i niewierny – trzeba czegoś więcej?

wakacje3

A jeśli potrzebuje się naprawdę pośmiać, wytrenuje was w tym nieprawdopodobny Sam Rockwell. Owen to facet, który jest kompletnie wyluzowany, nie traktuje siebie absolutnie serio i strzela żartami jak pociskami z automatu. Rozbraja swoją odpowiedzialnością, kompletnym olewaniem zasad i od razu wzbudza sympatię, ani razu nie popadając w przesadę.

Ostatnio wiele oglądałem takich filmów obyczajowych o młodych dzieciakach, którzy próbują jakoś się odnaleźć w innym świecie. Ten film niczym nie zaskakuje, ale jest piekielnie przyjemny w odbiorze. Bardzo przyjemny i udany seans.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Cudowne tu i teraz

Opisz wyzwanie, trudność lub nieszczęście, jakiego doświadczyłeś w swoim życiu. Co z niego wyniosłeś i jak przygotowało cię na przyszłość? – to pytanie, na które odpowiedź ma napisać 18-letni Sutter, by dostać się na studia. A kim on jest? Licealistą (co można stwierdzić po wieku), pracuje w sklepie z męską garderobą, bardzo lubi wypić, poimprezować i ma super laskę. Do czasu, kiedy ona z nim zrywa. Podczas jednej z imprez, budzi się na trawniku i pierwszą osobą, która pojawia się w zasięgu jego „przytępionego” wzroku jest dziewczyna, niejaka Aimee Finicky. To taka dziewczyna, na którą nikt nie zwraca uwagi, taka „szara myszka”. Powoli jednak ta dwójka zaczyna do siebie się zbliżać.

cudowne1

Filmy o zakochanych nastolatkach można w zasadzie podzielić na dwie grupy. Pierwsza to bardzo naiwne i przesłodzone bajeczki pokroju „Step Up” czy innego ”High School Musicalu”.  Druga grupa to filmy trochę takie bardziej ironiczne, z większym dystansem, słodko-gorzkie. Ten film zalicza się raczej do drugiej grupy. Motywacja głównego bohatera, który spotyka się z nową koleżanką, nie jest do końca jasna – może chce pomocy z matematyką albo po prostu odegrać się na swojej byłej, bo to zła kobieta była. Ale jak wiadomo, nic nie jest proste, a najbardziej wyrachowane plany muszą wziąć w łeb, gdy pojawia się największa niewiadoma  – uczucia. Reżyser James Ponsoldt do spółki ze świetnymi scenarzystami to pozornie konwencjonalne love story rozgrywa z dużą dawką delikatności i wrażliwości, zaś każdy przełomowy moment związku ogląda się z dużym napięciem.

cudowne2

Ta relacja pozostaje najciekawszym wątkiem, ale nie jedynym. Rodzice po rozwodzie – ona chłodna, on zapatrzony w siebie pijus, była dziewczyna Charlene marząca o facecie jako kimś więcej niż tylko dobrej zabawie. Jest jeszcze nauczyciel, sympatyczny szef Dan i obecny chłopak byłej Marcus. Każde z nich tak naprawdę szuka swojego miejsca i stara się być fair. Jednocześnie Ponsoldt bardzo krytycznie odnosi się do filozofii korzystania z każdej chwili garściami. Główny bohater dość często i mocno nadużywa tej formy, by po prostu się nawalić. Czemu to robi? Żeby się „znieczulić” przed światem, bólem, rozczarowaniami i wszystkim tym, co złe. Jak jest dobrze, to się napiję, jak źle, to tym bardziej. Jednak czy jest szansa na wyplatanie się z tego i zerwanie ze swoimi nałogami? Oto jest pytanie, a twórcy nie dają jednoznacznej opowieści (zakończenie).

cudowne3

Ta historia jest interesująca nie tylko dzięki świetnemu scenariuszowi, ale też grającym główne role, którzy wywiązali się ze swoich zadań pierwszorzędnie. Sutter (świetny Miles Teller) wydaje się takim cwaniakiem, który ma głowę na karku, ale czuje się bardzo samotny i odrzucony przez matkę (Jennifer Jason Leigh w formie). Topi swoje smutki i szczęście w alkoholu, nie widząc innego wyjścia, pozostając niedojrzałym młodzieńcem. Dla mnie jednak objawieniem była Shailene Woodley, czyli Aimee. Trochę nieśmiała, przytłoczona przez matkę, okazuje się bardzo wrażliwą i inteligentną dziewczyną. Spotkanie tych dwojga oddziałuje korzystnie na każdą ze stron – ona nabiera wiary w siebie i staje się niezależna, on dojrzewa do poważniejszej relacji i próbuje walczyć ze swoimi demonami.

cudowne4

Coraz bardziej zaczynam doceniać takie słodko-gorzkie tragikomedie pełne sarkazmu, a także wnikliwej obserwacji dwojga pogubionych ludzi. Pytanie czy jeszcze tych dwoje będzie miało drugą szansę? Nie wiem jak wy, ale ja wierzę w człowieka, który potrafi zmienić się pod wpływem poważnych zdarzeń.

8/10

Radosław Ostrowski

Nieprawdopodobna dziewczyna

Imogene Duncan była uznawana za obiecującą autorkę sztuk teatralnych w Nowym Jorku, jednak od pewnego czasu jej kariera zawodowa stoi w martwym punkcie, zaś jej relacje z chłopakiem Peterem są delikatnie mówiąc nie najlepsze. Kiedy mężczyzna rozstaje się z nią, kobieta próbuje popełnić samobójstwo. Przez to zostaje wbrew swojej woli umieszczona w domu z matką-hazardzistką, otoczona grupą ekscentrycznych członków rodziny, poza ojcem, który ją zostawił.

girl1

Para reżyserów Shari Springer Berman i Robert Pulcini swój najlepszy film nakręcili na początku swojej drogi – „Amerykański splendor” na podstawie autobiograficznego komiksu Harveya Pekara zaskakiwał nietypową formą, pozornie przeciętną treścią oraz kapitalną rolą Paula Giamatti. Następne filmy bardziej lub mniej opowiadały o ekscentrykach, jednak żaden nie przebił poziomu debiutu. „Nieprawdopodobna…” utrzymuje tą tendencję, niemniej pozostaje całkiem niezłym filmem i w paru miejscach autentycznie zabawną komedią. O niedostosowanych i ekscentrycznych ludziach, których dzieli wiele, a łączy pokrewieństwo. Z czasem okaże się, że także więcej oraz że liczy się trochę więcej niż bycie sławnym czy lubianym. Niby nic zaskakującego czy odkrywczego, ale czas nie jest stracony.

girl2

Swoje dodają aktorzy, którzy wypadają całkiem przyzwoicie. Kirsten Wiig już w „Druhnach” pokazała swój talent komediowy. Tu potwierdza, że potrafi udźwignąć rolę zagubionej, niepewnej siebie i marzącej o sławie kobiecie. Ale i tak wszystko rozkręca będąca w formie Annette Bening (matka kochająca hazard, początkowo sprawiająca wziętej z kosmosu) oraz w dość nietypowym wcieleniu Matt Dillon (Bouche, agent CIA, choć trudno w to uwierzyć). Reszta trzyma dość solidny poziom.

Niby kolejna opowieść o rodzinie, która jednak potrafi być silna mimo okoliczności i różnic oraz o tym, że w domu najlepiej, ale to i tak lekka oraz zabawna komedia. Nice stuff.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Nauczycielka angielskiego

Linda Sinclair pracuje jako nauczycielka angielskiego w liceum w Pennsylwanii. Stara panna zakochana w literaturze, nie do końca trzyma się rzeczywistości. I wtedy przypadkowo spotyka swojego byłego ucznia, niespełnionego dramaturga. Otrzymuje jego sztukę teatralną, którą zamierza wystawić w liceum. Ale pojawia się kilka problemów, a jednym z nich jest zmiana zakończenia i przy okazji, kobieta zakochuje się w byłym uczniu.

nauczycielka

Film miał dość spory potencjał, a kierunek rozwoju tej opowieści leżał tylko i wyłącznie w kwestii twórców, w tym reżysera Craiga Ziska (serial „Trawka”). Tu zaczynają się schody. W założeniu miał to być film o braniu odpowiedzialności za siebie i swoje czyny, a także pokazanie jak wiele jest różnic między literaturą a rzeczywistością czy trudnych relacjach z innymi. Problem zaczyna się w momencie, gdy twórcy próbują to pokazać, dość niezgrabnie balansując między poważną komedią a nieśmiesznym dramatem. Zaśmiałem się może ze 3 razy na całym filmie (jako komedia to porażka), zaś problemy pokazane są w sposób powierzchowny i nieangażujący (jako dramat to też porażka). Aktorzy w zasadzie nie mają nic do zagrania i nawet Julianne Moore, którą bardzo cenię i lubię, marnuje się tutaj, nie przekonując jako naiwna nauczycielka. Ten rozkrok osłabia ten niezbyt ciekawy film, więc nic dziwnego, że od razu wyszedł na DVD.

Możecie spróbować obejrzeć „Nauczycielkę…”, ale nie radzę. Zaoszczędzicie sobie pieniądze, rozczarowania i czas.

5/10

Radosław Ostrowski

VA – (500) Days of Summer

500_Days_of_Summer

Kiedy wydawało się, że komedia romantyczna mocno skostniała, bo to gatunek wbrew pozorom trudny do zrealizowania, w roku 2009 stała się rzecz niezwykła. Pokazana została amerykańska niezależna komedia romantyczna, która wywróciła konwencja do góry nogami, oblana słodko-gorzką polewą i wnikliwą obserwacją. Film zebrał entuzjastyczne recenzje, kilka nagród (m.in. nominacje do Złotego Globu) i spodobał się wielu osobom na całym świecie (autor tego tekstu też jest fanem tego filmu). Producenci doszli do wniosku, że świetnym pomysłem będzie wydanie soundtracku z tego filmu.

Album ten jest pozornie typową składanką jakich wiele, która zawiera piosenki wykorzystane w filmie i ułożone w kolejności chronologicznej. Ale piosenki nie są zbyt często grane w radiu i nie są to wielkie przeboje, co jest sporą zaletą, bo szansa na spotkanie tych piosenek poza filmem jest mało prawdopodobne. Gotowi na jazdę? Bo w przypadku tej kompilacji, znajomość filmu nie jest aż tak niezbędna, ale dzięki temu odbiera się ten album, który i tak jest znakomity jeszcze bardziej. Po kolei jednak, bo się zagalopowałem.

Album ten zaczyna jedyna instrumentalna kompozycja z partytury napisanej przez Mychaela Dynnę i Roba Simensona – „A Story of Boy Meet Girls”. Jest to ładny utwór z elektronicznym gwizdem, harfą i delikatnymi smyczkami, którym towarzyszy głos narratora z prologu (nie wszystkim może się spodobać, choć sama „nawijka” bardzo interesująca). Potem pojawia się wykorzystana w napisach końcowych Regina Spector z „Us” (bardzo szybki fortepian, smyczki i interesujący wokal, który jeszcze pojawi się w piosence „Hero”). Istotna dla filmu jest miłość obojga bohaterów do zespołu The Smiths, który pojawia się tu aż trzy razy („There Is a Light That Never Goes Out” i dwa razy „Please, Please, Please, Let Me Get What I Want” – raz zespół, drugi raz w niezłym coverze She & Him, czyli Zooey Deschanel i M. Warda) i są to bardzo smutne piosenki. A dalej jest tu stylistyczny rozgardiasz, który brzmi przynajmniej bardzo dobrze. Od rockowego zacięcia („Bad Kids” Black Lips, „There Goes the Fear” Doves czy „She’s Got You High” Mumm-Ra) przez spokojniejsze (akustyczne „Quequ’un M’a Dit” Carli Bruni czy szybkie „Sweat Desposition” The Temper Trap) aż po lekkie zacięcie elektroniczne („You Make My Dreams” Hail & Oates czy „Here Comes Your Man” Maeghan Smith).

Owszem, można się przyczepić, że utwory są dobrane na zasadzie szybki/wolny i przetasowania, ale to jedyna poważna wada. Drugą są dwa lekko odstające poziomem od reszty utwory. Są to wspomniany już przeze mnie cover The Smiths w wykonaniu She & Him oraz najkrótszy w zestawie „Bookends” duetu Simon & Garfunkel, będący fragmentem ścieżki dźwiękowej do „Absolwenta”. Całość brzmi po prostu rewelacyjnie z filmem/bez filmu i współtworzy klimat filmu. Jeśli oglądaliście film i poczuliście się wniebowzięci (inny wariant trudno mi sobie wyobrazić), płytę nabyć musicie. Bardzo często wracam do tego albumu. Czyżbym się zakochał w tej składance?

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski