Na wodach północy

Kolejna telewizyjna kolaboracja amerykańskiej AMC z brytyjską BBC. I pozornie jest to historia atmosferą przypominająca „Terror” – morska opowieść w realiach historycznych, jednak krótsza, bardziej skondensowana oraz wykorzystujące pewne znajome elementy do opowiedzenia innej historii. O czym mówi dzieło Andrew Haigha?

Mamy rok 1858 i szykującego się do wyprawy po wieloryby okręt „Ocalony” pod wodzą kapitana Brownlee’ego (Stephen Graham). Do załogi dołącza Patrick Sumner (Jack O’Connell) – młody lekarz, który wcześniej walczył w Indiach. Czemu taki doświadczony żołnierz bierze udział w takiej eskapadzie? Niby jest problem z odziedziczonym majątkiem, jednak zarówno kapitan oraz właściciel statku Baxter (Tom Courtney) nie kupują tej historyjki. Oprócz niego jeszcze pojawia się Henry Drax (Colin Farrell) – wielorybnik, pijus, dziwkarz i w ogóle nieciekawa persona. Zanim wyruszy w rejs zdąży zabić gościa, bo nie chciał mu więcej postawić. Z kimś takim można czuć się bezpiecznie, prawda? Ale nikt (poza kapitanem i jego pierwszym oficerem) nie wiedzą, że coś nie przyjemnego wisi w powietrzu. I nie wszyscy wyjdą z tego żywi.

Dość szybko poznajemy jaka jest stawka w tej całej układance. Bo jak nie wiadomo o co chodzi, musi chodzić o pieniądze. Albo o kupę pieniędzy. Powoli zaczyna budowana być z jednej strony poczucia przygody i mierzenia się z przyrodą: sztormy, polowania na foki, wieloryby. Ale cały czas w centrum mamy lekarza – gościa z Irlandii, niższych sfer, udręczonego wojenną przeszłością. Oraz faktem, że został wykorzystany i potem potraktowany jak śmieć, a żeby o tym zapomnieć spożywa spore ilości laudanum. Wrażenie robią plenery (całość kręcono w Norwegii) i krajobrazy, wywołujące poczucie obcości, gdzie człowiek tak naprawdę jest zderzony z samym sobą. Z dala od cywilizacji, gdzie budzą się pierwotne, dzikie instynkty. Łatwo tu zabić bezkarnie, bez odpowiedzialności, a atmosfera robi się coraz gęstsza. Szczególnie, gdy na okręcie jest morderca. I to taki najgorszy, bo rozumiejący, przez co bardziej niebezpieczny oraz bezwzględny. W każdej chwili może cię zostawić, każdą umowę złamać i zamordować.

Wszystko to przeplatane monotonią dnia codziennego, drobnymi ranami oraz wspomnieniami, które nigdy nas nie opuszczą. Zgrabnie reżyser wplata te wizje, powoli odkrywając tajemnice Sumnera. Sceny polowań na foki jak i wieloryba imponują przywiązaniem do detali. A wszystko wydaje się takie lepkie, zużyte, zaś rzadko obecne ulice miasta są pełne brudu, błota. Nie czuć tutaj, że to było kręcone w jakimś studio, co tylko dodaje realizmu. Jedyny problem w zasadzie mam z ostatnim odcinkiem, który może wydawać się przyspieszonym i dzieje się dużo, ALE ma to wszystko sens. Przynosząc (w miarę) szczęśliwe zakończenie.

Do tego całość jest świetnie zagrana. Jack O’Connell kolejny raz potwierdza, że warto go obserwować i drobnymi spojrzeniami pokazuje swojego skonfliktowanego bohatera. Sympatyzujemy z nim i wydaje się racjonalistą aż do bólu. Po drugiej stronie jest barczysty, nieogolony Colin Farrell, będący małomównym, niebezpiecznym psychopatą. Człowiekiem, dla którego życie nie ma żadnej wartości, jest obliczalny oraz diabelnie inteligentny. Przypomina niedźwiedzia – może wygląda niegroźnie, ale poczekajcie do ataku. Wtedy zacznie się brutalna jatka. Poza tą dwójką jest zaskakująco bogaty drugi plan, gdzie pojawia się m. in. jak zawsze solidny Graham, kradnący szoł Roland Moller (uduchowiony harpunnik Otto) czy zaskakujący swoją obecnością Peter Mullan.

Zafascynowany jestem pozornie prostą historią „Na wodach północy” – przygodowo-surwiwalowa opowieść o różnych obliczach męskości i zderzeniu człowieka z bezwzględną naturą. Ta ostania nic sobie z nas nie robi, mocno przypominając nasze miejsce w tym świecie. A wszystko świetnie napisane, pięknie sfilmowane i sprawia wrażenie realistycznego. Skromna, lecz wielka rzecz.

8/10

Radosław Ostrowski

Papillon. Motylek

Paryż, rok 1931. Tutaj żyje Henri Charriere zwany Papillon. Był bardzo znanym i szanowanym złodziejem półświatka. Ale jego stabilne życie uległo gwałtownej zmianie, kiedy zostaje oskarżony o morderstwo. Choć nie popełnił tego czynu, został skazany na dożywocie w Gujanie Francuskiej. Więzienie jest na wyspie, otoczonej przez rekiny, pozbawionej żywności. Szansy na ucieczkę praktycznie brak, ale w drodze do nowego domu poznaje Louisa Degę. Ten facet trafił do więzienia za fałszerstwo. Panowie zaczynają łączyć siły, by uciec.

papillon3

Historia Papillona została przez niego spisana w 1969 roku i stała się bestsellerem. Tak wielkim, że w 1973 roku (kiedy Charriere zmarł) powstała ekranizacja ze Stevem McQueenem oraz Dustinem Hoffmanem w rolach głównych. Ale opowieści mają to do siebie, że po pewnym czasie lubi się do nich wracać. Dlatego powstała nowa wersja historii Papillona. W sumie nie ma tutaj zaskoczeń, bo jest to dramat więzienny. Tutaj więzienie jest piekłem, gdzie trafiają najgorsi, a chodzi tylko o złamanie charakteru. Więc co naprawdę trzyma naszych bohaterów przy życiu? Dlaczego decydują się uciec, choć nic nie mają? Narracja prowadzona jest bardzo spokojnie, ale nie oznacza to, że nic się tam nie dzieje. Reżyser Michael Noer nie boi się pokazać przemocy oraz obojętności strażników, zaś sama natura wydaje się drugim zagrożeniem. Tutaj nie do końca wiadomo komu można zaufać, a przyjaźń wydaje się być wystawiona na ciężką próbę.

papillon1

Pozornie wiemy, co się wydarzy, lecz potrafi trzymać w napięciu. Widać to w każdej scenie próby zabicia Papillona i Degi (montaż potrafi podkręci adrenalinę) czy podczas ucieczek. Tutaj czuć poczucie zagrożenia, niemal namacalnego do samego końca. Równie mocne sceny robią momenty izolacji naszego protagonisty. Rzeczywistość oraz omamy mieszają się ze sobą, przez co zwyczajnie jeszcze bardziej zależało na postaci. Nie miałem okazji zobaczyć oryginału, więc nie mogę porównać nowej wersji. Czuć tutaj lepkość, brud, wręcz naturalizm w pokazywaniu okrucieństwa.

papillon2

Równie zaskakujący okazał się casting. Do roli tytułowej zaangażowano Charliego Hunnama, co wywołało pewne kontrowersje. Bo za ładny, bo nie ma talentu, bo za sztywny. Ale tutaj wyjątkowo dobrze sobie radzi. Jest bardzo wyciszony, szorstki i twardy, a największe wrażenie robił we mnie podczas scen izolacji oraz finałowych partiach na Diabelskiej Wyspie. Jeszcze lepszy jest Rami Malek jako Dega. Niski, troszkę niedowidzący cwaniak, z lekko rozedrganym głosem, sprawia wrażenie troszkę nieporadnego. Jednak z czasem zaczyna nabierać barw, zaś relacja z Hunnamem daje masę dynamiki. Drugi plan też jest dość mocny, choć dla mnie faworytem jest Roland Moller jako bezwzględny Ceiller oraz Michael Socha w roli porąbanego Julota.

„Motylek” AD 2017 to więcej niż porządny dramat więzienny. To mocna, angażująca, chwytająca za serce opowieść o woli wolności, której żadne kraty nie są w stanie zatrzymać.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Pole minowe

Marzec 1945 roku. Danię opuszczają niemieccy żołnierze, którzy wieją do swojego kraju. Ale ci, co dali się złapać zostają zmuszeni do rozminowania całego wybrzeża. A że tych min jest ponad 2 miliony, to troszkę czasu im to zajmie. I tutaj mały 12-osobowy oddział trafia pod „opiekę” sierżanta Rasmussena, który nie ukrywa swojego wrogiego stosunku do swoich podopiecznych.

pole_minowe1

Skandynawski film wojenny – ten oksymoron brzmi równie przekonująco jak dobry polski horror czy fajna niemiecka komedia. Jednak nie takie dziwne rzeczy się trafiały do kin czy dystrybucji streamingowej. „Pole minowe” było nominowane do Oscara za film nieanglojęzyczny dwa lata temu, co już musiało skupić uwagę wielu widzów z całego świata. Sam film to pozornie spokojny, klasycznie opowiedziany film o wojnie, a właściwie o młodych chłopakach. Niby mają niemieckie mundury, ale tak naprawdę są zwykłymi młodzieńcami, którzy może i walczyli za kraj, ale wojny ledwo zasmakowali. Niedoświadczeni, ledwo wyszkoleni, mają w ramach nazwijmy to „sprawiedliwości dziejowej”, posprzątać po sobie. Bo skoro Niemcy zostawili miny, to Niemcy mają je zabrać i rozbroić. Bo w końcu łatwiej będzie, jak zginie jakiś Szkop niż żeby duński wojak. Przecież to Niemcy – pamiętajcie, co ONI zrobili z naszym krajem. Brzmi znajomo? Taka ubrana w elegancki sposób żądza zemsty, polana sosem nienawiści. Przecież wszyscy Niemcy to podli, bezwzględni dranie, którym za nic nie można ufać i należy ich zamykać w domku, żeby nie próbowali uciec.

pole_minowe2

Reżyser jest jednak za sprytny, by stosować ten prosty podział. Wszyscy niemieccy chłopcy to właśnie chłopcy, tęskniący za domem, rodzinami oraz dawnym życiem. Początkowo sierżant (świetny Roland Moller) traktuje ich bardzo szorstko, z dużą dawką nieufności. To jednak z czasem zaczyna się zmieniać, a chłopcy stają się niemal traktowani jak synowie, chociaż to ciągle ulegało zmianie. To spojrzenie, nerwowe ruchy dłoni, drgawki – takimi detalami budowana jest pozornie twardego wojaka, ale nie pozbawionego wrażliwości (wspólna gra w piłkę). Co do chłopaków, to poznajemy najbardziej czterech, w tym Sebastiana oraz Helmuta, ale wrażenie robią sceny rozminowania. To wszystko trzyma w napięciu, a każdy wybuch ma ogromną siłę rażenia.

pole_minowe3

„Pole minowe” to zaskakujący kawał dobrego kina, bardziej stawiający na psychologię niż czysto wojenną zadymę. Niby przypomnienie prawdy, że wróg po bliższym poznaniu przestaje być wrogiem, ale jak najbardziej warte pamiętania.

7/10

Radosław Ostrowski