Zamach na papieża

Czasy się zmieniają, a Władysław Pasikowski niekoniecznie. Konsekwentnie tworzy szeroko rozumiane kino sensacyjne w starym stylu. Po trzeciej części „Psów”, teraz reżyser wraca z mieszanką sensacji oraz politycznego thrillera. Czyli jak miało dojść do „Zamachu na papieża” znanej też (przynajmniej tutaj) jako operacja „Paproch”.

Bohaterem film jest emerytowany kapitan wywiadu Konstanty „Bruno” Brusicki (Bogusław Linda). Więcej czasu spędza na wędkowaniu, ciszy i spokoju. Pewnie by to tak trwało, gdyby nie nowotwór. W najcięższym stadium, bez szans na operację oraz parę miesięcy życia. Więc Bruno wyrusza na prowincję, kupuję dom oraz wprowadza się z prostytutką „Bianką” (Karolina Gruszka), by spędzić ostatnie chwile życia. Jednak rzeczywistość ma wobec niego zupełnie inne plany. Pewnego dnia pojawia się u niego dawny przełożony, pułkownik Szymurek (Ireneusz Czop) i jego kolega, Władeczek (Dobromir Dymecki) – mają dla niego zadanie. Padł rozkaz zabicia Jana Pawła II z Kremla, zaś wykonawcą jest Turek Ali Agca. Bruno ma zabić zamachowca po wykonaniu wyroku. Niechętnie i pod wpływem szantażu zgadza się. Powoli zaczynają się przygotowania.

Idąc na ten film mniej więcej wiadomo czego się spodziewać. Czyli akcji, napięcia oraz komplikującej się intrygi. Jednocześnie jest to film zaskakująco powolny oraz melancholijny, w niczym nie przypominającym poprzednich dokonań reżysera. Mocno osadzony w realiach początku lat 80., gdzie większość ludzi marzy o ucieczce z tego kraju, ale nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić. A także działań służb specjalnych, zawsze działających w bezwzględny sposób.

Intryga i przygotowania do zamachu to jeden z elementów tej historii, bo wątków pobocznych jest sporo. Sam pobyt w małym miasteczku ma parę ciekawych wątków jak m.in. seryjny morderca dzieci, co wyrzuca ciała do rzeki czy pierwszego sekretarza (Adam Woronowicz), lubiącego mocno dać w palnik. Mogą one wydawać się zapchajdziurą, jednak nawet tutaj Pasikowski trzyma wszystko w ryzach. Technicznie trudno się do czegokolwiek przyczepić. Zdjęcia są bardzo ładne, scenografia (szczególnie w miejscach poza miasteczkiem) robi wrażenie detalami, zaś w tle przygrywa nostalgiczno-jazzowa muzyka Daniela Blooma (bardzo przypominająca brzmienia Michała Lorenca).

A wszystko z bardzo mocną obsadą. Bogusław Linda nie zawodzi w roli zmęczonego, cynicznego Bruna z wyrzutami sumienia oraz twardymi zasadami. To nadal jest jeden z tych aktorów, który potrafi wyrazić wiele bez słów. Pozorny stoicki spokój skrywa wiele: od gniewu aż po żal i wyrzuty sumienia. Dla mnie film skradli Ireneusz Czop z Dobromirem Dymeckim, czyli duet oficerów wywiadu z najlepszymi tekstami oraz dodając odrobiny (czarnego) humoru, a także dobry Wojciech Zieliński w roli lokalnego aptekarza. Jest jeszcze czarująca Karolina Gruszka, będąca tutaj partnerką Bruna i nawet ta dynamika intryguje.

Pasikowski wraca do formy i „Zamachem na papieża” tworzy swój najlepszy film od paru lat. Świetnie napisany, zagrany, z mocnymi dialogami, niepozbawiony krwawych scen oraz paru niespodzianek w tle. Niby jest znajomo, ale jakby inaczej.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Z odzysku

Nazwisko Sławomira Fabickiego na początku XXI wieku elektryzowało. Wszystko dzięki nominowanej do Oscara krótkometrażówki „Męska sprawa”. Dlatego w 2006 roku tak wyczekiwano jego pełnometrażowego debiutu. Film nagrodzonego w Cannes i wystawionego jako nasz kandydat do Oscara za film nieanglojęzyczny. „Z odzysku” chyba jednak trafiła do zapomnienia, ale czy zasługuje na to?

Głównym bohaterem jest Wojtek (Antoni Pawlicki) – 19-latek, mieszkający na Śląsku. Żyje ze starszą od siebie Katją (Natalia Wdowina), czyli ukraińską imigrantką, co mieszka nielegalnie w Polsce z synkiem. Chłopak próbuje znaleźć stałą pracę, jednak łatwo nie jest. Walczy w nielegalnych walkach bokserskich, gdzie zostaje zauważony przez niejakiego Dariusza Gazdę (Jacek Braciak) – szefa firmy ochroniarskiej. Przynajmniej tak się przedstawia, bo w rzeczywistości jest egzekutorem długów. Alternatywą jest załatwiona przez dziadka (Jerzy Trela) praca w chlewni. Jednak szybkie pieniądze są zbyt kuszące, żeby zrezygnować.

z odzysku1

Jak widać debiut Fabickiego gdzieś krąży w duchu kina moralnego niepokoju, czyli ma dylemat między dobrym a złem. Czyli prosta opowieść o trudnym życiu i wyrwaniu się z biedy, nizin. Tylko jak zawsze jest pytanie: za jaką cenę? Jak bardzo to wpływa na jego psychikę? I czy taki układ nie jest zaprzedaniem duszy diabłu? Krajobraz jest dość znajomy, niczym wyrwany z lat 90. oraz początków XXI wieku: czyli ubóstwo, nędza, podniszczone domostwa i bloki. A nawet by dotrzeć do chlewni trzeba przejść promem, bo nie ma mostu. Jeszcze nielegalne walki w jakich opuszczonych halach. Więc Fabicki nie tworzy niczego oryginalnego, ale… to wszystko wydaje się wiarygodne.

z odzysku2

O ile sama historia jest dość przewidywalna, „Z odzysku” potrafi porwać realizacją. Niemal dokumentalne, ziarniste zdjęcia tworzą dziwnie niepokojący klimat. Choć nie brakuje scen mocnych i brutalnych, Fabicki wiele pokazuje albo poza kadrem, albo gdzieś niewyraźnie w tle. Lub, co jeszcze ciekawsze, urywa scenę. Przemiana Wojtka, czyli wrażliwego chłopaka w bandytę, coraz bardziej odsuwającego granice moralne jest przekonująca, nawet jeśli znamy finał tej drogi. A ten potrafi uderzyć, rozegrany niemal bez słów i chyba symboliczną sceną.

z odzysku3

Tutaj to wszystko trzyma na barkach są dwie fantastyczne role. Debiutujący wówczas na ekranie Antoni Pawlicki zaskakuje w roli Wojtka, mieszając swoją bardziej wrażliwą stronę, która walczy z tą brutalniejszą stroną. Nie bez oporów zaczyna przesiąkać tym złem z jakim ma styczność i zapada mocno w pamięć. Drugą fantastyczną postacią jest Gazda w wykonaniu rewelacyjnego Jacka Braciaka. Zawsze elegancko ubrany, spokojny i opanowany może sprawiać wrażenie nawet porządnego gościa. To wszystko jednak pozory, gdzie skrywa się bezwzględny gangster, który tylko w ostateczności brudzi sobie ręce. Takiego Braciaka nie widziałem ani wcześniej, ani później i to zadziwia. Drugi plan też potrafi zabłysnąć, gdzie przewija się m. in. Natalia Wdowina (Katja), Wojciech Zieliński („Kalafior”) czy Jerzy Trela (dziadek).

„Z odzysku” z jednej strony krąży wokół ogranych i znanych elementów polskiego kina po transformacji, ale z drugiej jest w tym dużo szczerości, emocji. Fabicki opowiada z ciekawością, w czym pomaga dobry scenariusz oraz niemal paradokumentalna realizacja (poza miejscami skopanym dźwiękiem).

7/10

Radosław Ostrowski

Furioza

Przyznam się, że na film o kibolach i gangsterce wokół tego podchodziłem jak pies do jeża. Do tego jeszcze za kamerą miał stanąć reżyser jednej z najgorszych tzw. komedii („PolandJa”). Entuzjazm zgasł szybciej niż honor wśród polskich polityków. I jeszcze mamy część obsady z tamtego filmu (Chabior, Bobrowski), co budziło spore obawy. A jaka jest naprawdę „Furioza”?

Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa: mamy tytułową Furiozę, czyli grupę kiboli. A ci zajmują się kibolskimi sprawami: zadymą, ustawkami, mordobiciem etc. A gdzieś w tle mamy podejrzane relacje z gangsterami i dilerką. Ekipą kieruje „Kaszub” oraz jego prawa ręka, „Golden”. Do tej grupy kiedyś należeli także brat Kaszuba, Dawid i Dzika – to jednak było dawno i nieprawda. Teraz mężczyzna jest lekarzem, zaś dziewczyna wstąpiła do policji. Dawid zmuszony zostaje do współpracy z psiarnią w zamian za oczyszczenie kartoteki „Kaszuba”. Jeszcze jest „Mrówka”, który zajmuje się handlem narkotykami.

furioza1

Domyślacie się dokąd to zmierza? Sensacyjna opowieść o honorze, kasie, lojalności. Jeśli ktoś spodziewa się czegoś a la Patryk Vega, nie macie tu czego szukać. Mamy dwójkę bohaterów, którzy zderzają się z przeszłością (najbardziej Dawid, dawny członek Furiozy, obecnie wykluczony z pewnej decyzji), konkurencję walczącą o teren, ścigających gliniarzy, a nawet polityków w tle. Z tego koktajlu powstaje zaskakująco świeże kino, które klimatem bliżej jest do „Jak zostałem gangsterem” Kawulskiego, choć nie jest aż tak teledyskowe. Olencki bardziej trzyma się ziemi, bywa brudny i brutalny, jednak unika prostackości i prymitywizmu twórcy serii o psach razy pitbull. Jest to spójne narracyjnie, konsekwentnie prowadzone i energetyczne kino.

furioza2

Zaskakująco też dobrze zrobione technicznie, gdzie twórcy bawią się montażem równoległym, mordobicie jest pokazanie bez montażowych sztuczek (walka w lesie z motywacyjną przemową, której nie powstydziłby się sam Mel Gibson), zaś dialogi w większości są słyszalne i wyraźne. Zdziwiła mnie też spora ilość humoru, stanowiący skuteczny balans do powagi oraz wagi sytuacji. Może i brzmi dość prosto, ale nie sprawia wrażenia ciała obcego. Oraz potrafi rozbawić (zwłaszcza wypowiedzi cynicznego szefa Dzikiej, Bauera), a to nie jest łatwe.

furioza3

Niestety, nie wszystko tu działa idealnie. Czasem jakiś dialog zabrzmi mechanicznie, parę wątków można spokojnie wyciąć, by zachować równiejsze tempo. Pewnym balastem jest też relacja między Dziką a Dawidem, która zaczyna się budować. Bo po pierwsze, dochodzi do niej nagle i niespodziewanie, dialogi wtedy brzmią bardzo deklaratywnie, zaś grający główną rolę Mateusz Banasiuk ma urok i charyzmę kawałka drewna. Jego wycofanie się, mające pokazać jego wewnętrzny konflikt, działa na jego niekorzyść. Tak samo sceny retrospekcji wydają się troszeczkę zbędne.

furioza4

Jednak reszta obsady to już zupełnie inna rozmowa. Zaskakująco dobrze wypada Weronika Książkiewicz jako szorstka Dzika, kompletnie niepasująca do jej dotychczasowego emploi. Bardzo subtelnie poprowadzona, z wieloma mocnymi momentami. Równie porządny jest Wojciech Zieliński, czyli charyzmatyczny, honorowy „Kaszub”. Urodzony lider, trzymający się zasad i budzący respekt. Szoł jednak absolutnie kradnie trzech facetów: Szymona Bobrowskiego (Mrówa), Mateusza Damięckiego (Golden) oraz Łukasza Simlata (Bauer). Pierwszy jest równie wyrazistym mafiozo z zasadami, drugi z potężnym kaloryferem i ADHD rozsadza ekran dziką energią, zaś ostatni jest idealnie skrojony do roli cynicznego gliniarza z tnącymi niczym żyleta punchline’ami. Na dalszym planie też jest parę znajomych twarzy, robiących bardzo porządne tło (Sebastian Stankiewicz, Konrad Eleryk czy Cezary Łukaszewicz, by kilku wymienić).

Mimo sporych obaw na „Furiozie” bawiłem się znacznie lepiej niż przypuszczałem. Olencki świetnie prowadzi aktorów (z jednym wyjątkiem), sprawnie prowadzi narrację i jest soczyście wykonane. Kolejny przykład kina rozrywkowego na poziomie oraz wyczuciem.

7/10

Radosław Ostrowski

Fisheye

Nie jest łatwą sztuką zrobić film osadzony w jednej, zamkniętej przestrzeni, gdzie bohater/ka przebywa wbrew swojej woli. Trzeba mieć naprawdę mocny scenariusz oraz pewną rękę w opowiedzeniu takiej historii. Że jest to możliwe pokazał choćby „Pogrzebany” z Ryanem Reynoldsem czy „Pokój”. Jak sobie radzi debiut Michała Szcześniaka?

Fisheye to po naszemu wizjer albo judasz. Jest to jedyny łącznik między pokojem, gdzie przebywa przetrzymywana kobieta a zewnętrznym światem. Porwaną jest Anna – pracująca w laboratorium naukowiec, prowadząca badania nad pokonaniem nowotworu. Została uprowadzona, kiedy wróciła z domu i planowała wyjść na krótkie zakupy. Kiedy budzi się odkrywa, że znajduje się w sterylnie niebieskim pokoju, gdzie znajduje się umywalka, prysznic i łóżko. Oraz masa kamer, pozwalających obserwować ją. Dlaczego ją porwał? Czego chce? I czemu zwraca się do niej „Alicja”? Dwóch rzeczy można być pewnym: po pierwsze, nie chodzi delikwentowi o pieniądze, zaś po drugie, ojcem Anny NIE JEST Liam Neeson, więc o jakiejkolwiek próbie odbicia nie ma mowy.

fisheye1

Więcej o fabule powiedzieć nie mogę, bo jedno zdanie za dużo może zabić jakąkolwiek satysfakcję z seansu. Jedyne, co mogę zdradzić, iż Anna ma wgląd na swoje mieszkanie, gdzie przebywa ze swoich chłopakiem (solidny Wojciech Zieliński). Początkowo razem z przyjaciółmi próbuje ją odnaleźć wszelkimi sposobami. Ale im więcej czasu mija, tym zapał słabnie. Reżyser zmierza ku psychologicznemu thrillerowi, gdzie kluczem do motywu porwania jest tajemnica z przeszłości. Dawno i bardzo głęboko zakopana w umyśle, przebijająca się w pojedynczych scenach za pomocą retrospekcji. Obecność wizjera pozwala Annie słyszeć wszelkie rozmowy i poznawać coraz więcej informacji na swój temat (pojawienie się rodziców).

fisheye2

I to przez sporą część czasu działa, choć akcja pozornie wydaje się stać w miejscu. Ogląda się to tak dobrze dzięki konsekwentnie budowanemu poczuciu klaustrofobii oraz izolacji. Skupione na detalach oraz twarzy Anny (trzymająca całość w ryzach Julia Kijowska) robi piorunujące wrażenie. Jeszcze bardziej interesujący jest fakt, że niemal do końca nie widzimy samego porywacza. W sensie jego twarzy, bo jest filmowany z tyłu. Nawet kiedy pokazany jest z przodu, twarz wydaje się być rozmazana i nieostra. Kijowska na ekranie wręcz rozsadza, mieszając wszelkie skrajne emocje: od walki i wściekłości przez popadanie w obłęd z próbą samobójczą po bierność. Jej wystarczy do tego mowa ciała i sposób wypowiadania słów. Bardzo wyrazista oraz mięsista postać. intrygujący jest też porywacz, którego gra – uwaga, niespodzianka! – pewien bardzo popularny aktor. Po głosie go rozpoznacie, więc nie będę wam psuł zaskoczenia, jak dobrze wypada ta rola.

fisheye3

Skoro tak ciepło mówię o tym filmie, to czemu dałem tak niską ocenę? Dobre wrażenie psuje przede wszystkim wyjaśnienie całej tajemnicy. Jest ono wręcz banalne i wygląda jakby zostało wzięte z innej historii. Powiedzmy takiej telenowelowej. Wiele odkrywanych spraw pobocznych sprawia wrażenie pourywanych jak odkrycie romansu Anny z kolegą z pracy. Ta skokowość ma pokazać upływający czas oraz dezorientację bohaterki, niemniej może być to spory problem. O pewnych dziurach i pewnych założeniach nie będę się wypowiadał.

„Fisheye” to film bardzo intrygujący formalnie thriller psychologiczny z charyzmatyczną Kijowską na pierwszym planie. Ona razem ze zdjęciami potrafią trzymać mocno za pysk i pokazuje spory potencjał reżysera w tworzeniu kina gatunkowego. Nie daje on w pełni satysfakcji, lecz daje nadzieję na odkrycie nowego talentu. Czy tak będzie, czas pokaże.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Żmijowisko

Tytułowe Żmijowisko to ośrodek agroturystyczny gdzieś na mazurskiej głuszy. Las, jezioro, ognisko – innymi słowy oaza spokoju. Ale to właśnie tutaj doszło do tragedii. Zaginęła 15-letnia Ada, córka Arka i Kamili, którzy spędzali tam wypoczynek razem ze znajomymi matki dziewczyny z czasów studiów. Mimo intensywnych poszukiwań, Ady nie udaje się znaleźć. Rok później ojciec wraca na miejsce zbrodni, by dotrzeć do prawdy.

zmijowisko1

Łukasz Palkowski wręcz zaczyna taśmowo robić seriale dla telewizji. Po „Belfrze”, „Pułapce” i „Chyłce” tym razem zmierzył się z powieścią Wojciecha Chmielarza. Książki oczywiście nie czytałem, więc nie mogę jej w żaden sposób porównać. Niemniej jest wiele znajomych motywów dla historii opartych na tajemnicy: mroczna okolica, bardzo dziany biznesmen, rodzinne niesnaski, nieprzyjemna przeszłość, tajemnice i kłamstwa. A w to wszystko zostaje wciągnięty zwykły, szary człowiek ze zniszczoną reputacją. Reżyser jednak decyduje się na zabawę chronologią, stosując aż trzy linie czasowe: chwile do dnia zaginięcia, rok po całej sytuacji oraz czas pomiędzy. Wszystko to zaznaczone innymi kolorami, przez co nie ma szansy na dezorientację ani zagubienie. I ta przeplatanka jest czymś bardzo odświeżającym, zaś osadzenie całości na Mazurach budziło klimat kryminałów… skandynawskich.

zmijowisko2

Niemniej muszę przyznać, że „Żmijowisko” bardzo mnie rozczarowało. O ile klimat potrafi uwieść, zdjęcia odpowiednio eksplorują tamtejszą faunę, to jednak problem mam z samą konstrukcją opowieści. Sama kryminalna intryga z czasem zaczyna schodzi na bardzo daleki plan, a najważniejsze zaczynają być dwa wątki. Pierwszy dotyczy fascynacji syna właścicieli ośrodka z nową koleżanką ze szkoły. Sabina ma w sobie dużo mroku, jest zafascynowana zbrodnią, a relacja staje się coraz bardziej toksyczna, niepokojąca i budząca grozę. Natomiast drugi wątek dotyczy coraz bardziej psującego się związku Arka i Kamili, który są ze sobą z powodu… nieplanowanej ciąży. Więcej jest tutaj kłótni, ciętych i ostrych słów, których kumulacją jest incydent na ognisku.  Te momenty odpowiednio podkręcają całą atmosferę, gdzie można ją kroić nożem.

zmijowisko3

Muszę też przyznać, że reżyser wie jak mylić tropy oraz potrafi zaciekawić, mimo dość nierównego środka serialu. Niemniej muszę przyznać, że bardzo zaskoczył mnie finał oraz rozwiązanie całej intrygi, którego się nie spodziewałem. Nie zdradzę wam o co chodzi, ale byłem w bardzo wielkim szoku i zostałem wpuszczony w maliny. To jest dla mnie największy atut, który jest w stanie zrekompensować słabsze momenty.

Aktorsko jest tutaj bardzo porządnie i jest kilka niespodzianek. Zaskakuje tutaj Paweł Domagała, który próbuje mocno zerwać z emploi charakterystycznego aktora z komedii romantycznych. Tutaj wciela się w bardzo wycofanego everymena, zderzonego z bardzo niezrozumiałą tajemnicą, pełen frustracji oraz lęków. To mocna i nietypowa kreacja, pokazująca dość spory potencjał tego aktora, zwłaszcza w momentach utraty temperamentu, kłótni czy oskarżeń. Dlatego tak dobrze wypada w duecie zarówno z Agnieszką Żulewską (Kamila), jak i debiutującą Daviną Reeves-Ciarą (Adaoma), choć ta druga pełni rolę partnera w śledztwie. Dla mnie jednak najlepiej z obsady wypada Cezary Pazura w roli biznesmena Rybaka oraz Kamila Urzędowska jako jego córka, Sabina. Pierwszy jest odpowiednio twardym biznesmenem, bezwzględnie dążącym do realizacji swoich celów, zaś druga jest coraz bardziej niepokojącym materiałem na manipulującą socjopatkę, zafascynowaną przemocą, krwią oraz zabijaniem. Bardzo niepokojący duet, choć nie mają ze sobą wiele scen. Z drugiego planu warto wspomnieć mocną rolę Piotra Stramowskiego (bardzo śliski Robert) oraz Wojciecha Zielińskiego (Krzysztof Trypa).

zmijowisko4

Nie wiem co tu się wydarzyło, ale „Żmijowisko” pokazuje pewne drobne wypalenie Palkowskiego. Punkt wyjścia brzmi bardzo znajomo, intryga miejscami rozłazi się, a aktorstwo i klimat nie zawsze są w stanie przyciągnąć wszystkich do samego końca. To się jeszcze dobrze ogląda, ale na miejscu reżysera uważniej dobierałbym materiał do pracy.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Zgoda

Rok 1945, wojna powoli zmierza ku końcowi. Gdzieś na Śląsku Urząd Bezpieczeństwa na terenie dawnego obozu pomocniczego (tytułowa Zgoda w Świętochłowicach) dla Auschwitz, powstaje obóz pracy dla zdrajców narodu (Niemców, Ślązaków, sprzedajnych Polaków oraz osób niewygodnych dla władzy). Tutaj trafiają dawni przyjaciele sprzed wojny: Erwin (więzień) oraz Franek (strażnik), a ich motywacją jest miłość do kobiety, także przebywającej w obozie (Anna).

zgoda1

Debiutujący reżyser Maciej Sobieszczański postanowił opowiedzieć historię kompletnie nieznaną oraz bardzo niewygodną dla nas. Akcja znajduje się w takim momencie zawieszenia między starym porządkiem, który jeszcze nie minął, a brutalnie wchodzącym nowym rozdziałem. Już na sam początek dostajemy starą fotografię naszych bohaterów, co narzuca nam pewną relację między nimi. Ale opowieść poznajemy z perspektywy Franka, który chce pracować w obozie, by uwolnić swoją ukochaną. Ale to nie będzie takie proste zadanie. Historia tego trójkąta jest dość ograna i w zasadzie łatwo można przewidzieć ciąg dalszy. Ciekawsze było jednak dla mnie tło, czyli czas, gdy zwycięzcy (Polacy) postanawiają się zemścić na Niemcach. Bo zabili ojca, męża, przyjaciela, narzeczoną, bo są źli. A fakt, że komendant jest Żydem, jeszcze bardziej podsyca tą nienawiść. Dawna przyjaźń staje się balastem, a liczy się tylko i wyłącznie przetrwanie lub upodlenie drugiej strony. Tylko, że to całe tło jest ledwo liźnięte, a reżyser próbuje skupić się na tym miłosnym trójkącie.

zgoda2

Przeżyłbym to, gdyby nie jeden istotny szkopuł: o samych bohaterach nie wiemy zbyt wiele. Nie są zbyt mocno zarysowani, a jest psychologiczne portrety nie do końca przekonują. Surowa forma (śladowe dialogi, długie kadry oraz kamera wręcz przyklejona do bohaterów) bardzo przeszkadza wejść w ten świat, choć jest kilka sugestywnych scen jak nocne upokorzenie Niemców z okazji zakończenia wojny (padnij, powstań na golasa). I to buduje bardzo mroczny, niepokojący klimat. Z drugiej strony scenariusz ma bardzo luźną konstrukcję składającą się ze scenek, niekoniecznie mających ciąg przyczynowo-skutkowy. Przez co „Zgoda” (pora paroma momentami) większość czasu mnie nużyła.

zgoda3

Nawet aktorzy nie są w stanie wycisnąć wiele ze swoich postaci, by uczynić je pełnokrwistymi bohaterami. Problem sprawia nasz główny bohater Franek (nieznany Julian Świeżewski), czyli młody, naiwny chłopak, próbujący uwolnić swoją miłość, a jego przemiana z ofiary w kata jest zbyt gwałtowna, za szybka i nie kupuję tego. Pozostałe czubki tego trójkąta (Zofia Wichłacz oraz Jakub Gierszał) dają sobie radę, ale materiału do grania nie mają zbyt wiele – brakuje głębszego poznania tych bohaterów, przez co trudno nawiązać emocjonalną więź. Z drugiego planu bardziej wybija się Danuta Stenka (matka Franka) oraz Wojciech Zieliński (komendant), ale to za mało.

„Zgoda” mogła być mocnym, trzymającym za gardło dramatem o miłości w czasach wręcz Apokalipsy. Ale cała para poszła w gwizdek – szczątkowy scenariusz oraz słabo zarysowane postacie nie pozwalają się zagłębić jak mocno i zaangażować się tak, jak chcieliby tego twórcy.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Człowiek z magicznym pudełkiem

Wyobraźcie sobie świat, w którym Polska jest potężnym krajem, rozdającym karty. Gdzie ludziom żyje się dobrze i w dostatku, a nad wszystkim czuwa zawsze uczciwy Wielki Brat. Tak właśnie wygląda Warszawa 2030 roku. Oczywiście, że nie jest zbyt dobrze, bo to świat pełen zamachów, inwigilacji i terroryzmu.

W tym świecie znajduje się Adam. Nie pamięta kim jest, co robił, ma tylko jakie krótkie przebitki. W końcu udaje się mu zdobyć mieszkanie (podniszczona kamienica) oraz pracę w korporacji jako sprzątacz. Wtedy na jego drodze pojawia się ona – Goria, typowa korporacyjna twarda kobieta. Pozornie niedostępna, ale coś zaczyna się powoli rodzić. I wtedy znajduje się pewne stare radio, a jednocześnie odzywa się przeszłość, czyli rok 1952.

magiczne_pudelko2

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że w Polsce powstanie dobry film SF, wyśmiałbym go w twarz. Ale reżyser Bodo Kox ma więcej jaj i odwagi niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wizja świata, którą proponuje reżyser może nie jest zbyt oryginalna (wszelkie skojarzenia z „Brazil” Gilliama na miejscu), ale mocno aktualna. Z jednej strony duże biurowce, sterylny świat pełen reguł i zasad, z drugiej chropowate, podniszczone budynki, gdzie wszystko można zdobyć w niekoniecznie legalny sposób. Czy poza pracą jest miejsce na coś więcej? Ludzie się tu przyzwyczaili do kolejnych zamachów, dokonywanych przez… to nieważne. Niby jest dostatek, bo wszystko możesz kupić (ręka działa jak karta kredytowa), ale woda jest limitowana, światło czasami szwankuje i gaśnie (jakby nadal był 20. stopień zasilania), ludzie zaś rozmawiają jakby przez słuchawki oraz głośno. I w tym świecie dochodzi zaczyna się odzywać uczucie. Miłość, pożądanie, przywiązanie – może i jest dość skrótowo przedstawione, ale wierzy się w tą relację.

magiczne_pudelko3

Jednocześnie próbujemy poznać tajemnicę skupioną wokół Adama – kim jest, co robi i przebitki z przeszłości budują zagadkę. Powoli zaczynamy odkrywać kolejne elementy układanki, krótkie scenki, by w finale uderzyć z bardzo gorzkim finałem. Wrażenie robi świetna scenografia – z jednej strony bardzo oszczędna i pięknie sfotografowana (bardzo wystylizowane zdjęcia), z drugiej czuć inspiracje wielkimi (neony jak z „Blade Runnera”, maszyna do podróży w czasie niczym z Gilliama), okraszone jest to przepiękną muzyką oraz sporą ilością humoru i porządnymi efektami specjalnymi. A paralele między rokiem 1952 z 2030 w paru miejscach poraża.

magiczne_pudelko1

Kox potrafi też dobrze prowadzi aktorów, choć pojawiają się znane twarze jak Wojciech Zieliński (agent Targosz) czy Arkadiusz Jakubik, nigdy nie schodzący ze swojego poziomu. Film wyleczył mnie z alergii na punkcie Olgi Bołądź, która (w końcu) ma szansę pokazać coś więcej i – przy okazji – wygląda zjawiskowo. Ale prawdziwym odkryciem jest Piotr Polak (Adam) – tajemniczy, bardzo oszczędny w pokazywaniu emocji i jakiś taki niedzisiejszy. Do tego te piękne oczy, które potrafiłyby rozkochać niejedną kobietę.

magiczne_pudelko4

Kompletnie nie byłem pewny, co spłodził Kox i miałem wątpliwości. Ale „Człowiek z magicznym pudełkiem” to film w polski wyjątkowy, bo SF praktycznie od 30 lat w zasadzie nie istnieje. Jest to intrygujący melodramat traktujący konwencję kina fantastyczno-naukowego jako otoczkę do wydarzeń ekranowych. Dowcipne, wzruszające, troszkę bawiące się konwencją i bardzo gorzkie kino. Drugi taki film może tak szybko nie powstać.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Czerwony pająk

Kraków, rok 1967. Tutaj mieszka Karol Kremer – zwykły nastolatek, który wydaje się takim typowym nastolatkiem. Spokojny, cichy, nie rzucający się w oczy. Mieszka z rodzicami, uczęszcza na treningi pływackie i studiuje medycynę. To spokojne życie trwa do momentu, gdy przypadkowo jest świadkiem morderstwa, a dokładniej znajduje zwłoki młodego chłopca – kolejnej ofiary seryjnego mordercy. Sprawą okazuje się weterynarz Lucjan Staniak, a ta relacja mocno zaważy na życiu młodego Karola.

czerwony_pajk1

W PRL-u to była jedna z najgłośniejszych spraw, a Karol Kot stał się najmłodszym seryjnym mordercą schwytanym kiedykolwiek. Debiutujący w fabule Marcin Koszałka luźno inspiruje się historią Karola Kota – wampira z Krakowa. Jednak twórca nie skupia się na rekonstrukcji wydarzeń czy policyjnym śledztwie, nawet nie próbuje wejść w umysł bohatera. Pokazuje spokojnie wydarzenia, samych zbrodni nie ma tu zbyt wiele. Wszystko tutaj oparte jest na niedopowiedzeniu i spojrzeniach, które trzeba umieć odczytać. Odpowiedzi nie znajdziecie tutaj zbyt wiele, właściwie żadnych – dlaczego zabija i dlaczego tak zło fascynuje. Wolne tempo może zniechęcić, podobnie brak jednoznacznych odpowiedzi na kluczowe pytania, zmuszając się do większego natężenia komórek. Jednego jednak Koszałce nie da się odmówić: klimatycznych zdjęć Krakowa, ale w żadnym wypadku nie można mówić o pocztówkach. Miasto jest tutaj pokazane w niemal turpistycznej estetyce: mrok w kolorystyce sepii (popis motocyklisty), podniszczone i brudne piwnice, rozpadające się ściany, uliczne zaułki. To wszystko tworzy atmosferę strachu, ale i małej, wyniszczającego świata, niemal upadającego (ale to pewnie tylko moja nad-interpretacja).

czerwony_pajk2

Tylko ciągle cisnęło mi się pytanie: dlaczego? Co pchnęło Karola do takiego finału, a poszlak jest kilka. Rozpad małżeństwa rodziców, które jako tako funkcjonuje, może odrzucona miłość zakończona brutalną śmiercią? Grający tą rolę Filip Pławiak kompletnie zaskakuje i tworzy trudny portret chłopaka. Podobnie oszczędny i powściągliwy Adam Woronowicz jako morderca Staniak z cichutkim głosem. Ani motywacja, ani sposób zabijania (poza jedną sceną) nie zostaje nam pokazana na ekranie. Niełatwo jest opisać jego relację z Karolem i nadal nie wiem, czym to było. Szacunek, fascynacja, lojalność?

czerwony_pajk3

Debiut fabularny Koszałki zachwyca stroną plastyczną, jednak treść jest zdecydowanie dla bardziej wymagającego odbiorcy. Mnie ta hermetyczność odstraszyła, ale „Czerwony pająk” pozostanie w mojej pamięci.

6/10

Radosław Ostrowski

Służby specjalne

Rok 2007 był ważnym rokiem, gdyż zostały zlikwidowane polskie służby specjalne – WSI. W skutek raportu Antoniego Macierewicza polskie służby specjalne zostały przekształcone w SKW. I wtedy zaczyna się wolna amerykanka i wtedy poznajemy trójkę głównych bohaterów, których łączy tylko praca. podporucznik Aleksandra Lach „Białko” jest siostrzenicą generała Światło – byłego szefa WSI i chce znaleźć sposób na zabicie swojego ojca. Kapitan Janusz Cerat ma spore doświadczenie, ale największym problemem jest impotencja. I jeszcze pułkownik Bońka – były ubek inwigilujący Kościół. Każdy z nich ma swoje działania oraz musi chronić bezpieczeństwo narodowe.

sluzby_specjalne1

Punkt wyjścia dla filmu Patryka Vegi był znakomity i dawał szerokie pole do popisu. Ożywiają ostatnie afery i znani politycy (Antoni Macierewicz, Barbara Blida, Andrzej Lepper), a całość pachnie teoriami spiskowymi. Reżyser próbuje skupić się na bohaterach, których życie prywatne nie daje odsapnięcia od zawodowego, gdzie najważniejsze jest posłuszeństwo przełożonemu i nie stawiać żadnych pytań. Tylko problem w tym, że tak naprawdę sama historia nie porywa, wątki nie kleją się do siebie (starania się o adopcję Cerata kompletnie zbędna), a jeszcze dodatkowo wrzucana grypsera z tłumaczeniem (napisy) wywołuje tylko irytację i znużenie. Jeszcze akcja w Afganistanie czy we Włoszech (złamanie prezesa telewizji) trzymały w napięciu i ładnie to wyglądało, ale w następnych scenach akcji montaż tak szybki i chaotyczny działa rozpraszająco. Vega nie panuje nad historią, a finał nie daje żadnej satysfakcji, jakby niedokończony.

Vega z jednej strony dość trafnie obserwuje rzeczywistość, gdzie trzeba długo czekać do lekarza, a z drugiej służby są manipulowane i wykorzystywane przez polityków do prowadzenia własnej brudnej gry. Reżyser też chwali się dokumentacją oraz przygotowaniami do filmu, ale tak jak wspomniałem – slang przeszkadza i wywołuje irytację. Technicznie trzyma się to nieźle, pokazując Warszawę jako nieprzyjemne i mroczne miejsce.

sluzby_specjalne2

Najmocniej stara się prezentować obsada, ale jest ona nierówna. Najbardziej drażnią naturszczycy, irytujący swoją dykcją i głosem jakby czytaniem z kartki. Jednak jest kilka mocnych punktów aktorskich. Po pierwsze Janusz Chabior jako pułkownik Bońka kradnie film swoją obecnością oraz rzucanym mięsem. Ale to wynikało z irytacji oraz pewnej bezsilności. Pozytywną niespodzianką była dla mnie Olga Bołądź, czyli twarda laska w grupie pełnej mężczyzn, uzależniona od adrenaliny. Ale to tylko maska i pozory. najsłabszy jest Wojciech Zieliński w roli Cerata, ale to raczej wina scenarzystów. Poza tym triem jest kilka ciekawych ról, m.in. Agaty Kuleszy (dr Czerwonko), Andrzeja Grabowskiego (przeor kiedyś prześladowany przez Bońkę) i Wojciecha Machnickiego (generał Światło).

sluzby_specjalne3

Strasznie nierówny film wyszedł Vedze. Wydawałoby się, że powrót do kina sensacyjnego byłby powrotem do formy znanej z czasu mocnego debiutu („Pitbull”). Historia średnia, kilka ujęć bardziej przypominających programy typu „997” próbuje być zrekompensowane przez mocne dialogi oraz całkiem przyzwoite aktorstwo. Widać, że to krok w dobrą stronę, niemniej jeszcze trzeba popracować.

5/10

Radosław Ostrowski