

Kiedy huragan Sandy przybył i narobił zniszczeń w Nowym Jorku, Amerykanie jak najszybciej podjęli się naprawy. Jedną z takich inicjatyw był koncert charytatywny zorganizowany 12 grudnia 2012 w Nowym Jorku. Koncert ten (niestety, nie w całości) został wydany na dwóch płytach kompaktowych. Nie muszę mówić, że pieniądze zostaną przeznaczone dla fundacji Robin Hood Relief Fund, zbierającą pieniądze na pomoc dla ofiar huraganu Sandy.
A kogo tu nie ma? Lista wykonawców jest naprawdę imponująca: Bruce Springsteen, Bon Jovi, Chris Martin z zespołu Coldplay, Roger Waters, The Rolling Stones, Eric Clapton czy The Who – to robi wrażenie. (poza nimi jeszcze byli nieobecni na płycie Kanye West czy reaktywowana Nirvana z Paul McCartneyem na wokalu). A jak to brzmi? Bardzo dobrze, a w przypadku niektórych wręcz rewelacyjnie. Nie zawodzi Boss, który z zespołem E Street Band wykonał dwa utwory z ostatniej płyty „Land of Hope and Dreams” oraz „Wrecking Ball”. Działający solowo Roger Waters zaserwował utwory Pink Floydów (nie zabrakło „Another Brick in the Wall”), a w jednym z nich („Confortambly Numb”) refren zaśpiewał Eddie Vedder i wypadł on bardzo dobrze. Niestety, bardzo średnio spisał się Bon Jovi (słabe „It’s My Life” i trochę lepsze „Wanted Dead or Alive”), ale sytuację ratują Eric Claptona („Crossroads”, „Got to Get Better in a Little While”) oraz będący w naprawdę świetnej dyspozycji Rolling Stones („You Got Me Rocking”, „Jumpin’ Jack Flash”). Jednak na pierwszej płycie całe show ukradł Adam Sandler z Paulem Shefferem, brawurowo wykonując przerobioną wersję „Hallelujah” Leonarda Cohena.
Drugi album zaczyna i kończy Alicia Keys. O ile na początku miałem wrażenie przegadania oraz rozciągania w czasie („No One”), o tyle kończące „Empire State of Mind” wypada o wiele lepiej. Ale tak naprawdę najważniejsi są The Who, Billy Joel oraz Chris Martin. Zespół pod wodzą Pete’a Townshenda wypada zaskakująco dobrze jak na swój wiek (zwłaszcza świetny perkusista oraz niezły wokal lidera we „Who Are You” czy „Baba O’Riley” – obie znane z seriali z cyklu „CSI”), zaś długie wstępy nie przeszkadzają. Z kolei Joel i Martin wypadli naprawdę dobrze, zaskoczył ten ostatni śpiewając akustycznie „Viva la Vida” oraz „Us Against the World” i kompletnie zaskoczył śpiewając „Losing My Religion” w duecie z Michaelem Stripem.
Mówiąc krótko, „12-12-12” to świetne granie na żywo i tak naprawdę trudno się do kogokolwiek przyczepić.
8,5/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
