

Gdyby ktoś mi powiedział, że w Polsce działa zespół grający rocka progresywnego i to na poziomie światowym, nie uwierzyłbym. A jednak tak działa istniejąca od 2001 roku warszawska grupa Riverside, mająca na dorobku 4 płyty i dwa minialbumy. A teraz ukazał się piąty album pod wiele mówiącym tytułem „Shrine of the New Generation Slaves”.
Za produkcję odpowiada sam zespół w składzie Mariusz Duda (bas, wokal), Piotr Grudziński (gitara), Piotr Kozieradzki (perkusja) oraz Michał Łapaj (klawisze), a płyta składa się z 8 piosenek utrzymany w stylistyce rocka progresywnego. Ale jeśli ktoś spodziewał się ostrego i mocnego grania, ten się rozczaruje. Dominuje spokojne, bardziej pejzażowe kompozycje, trochę zahaczające i przypominające Deep Purple. Jak choćby w rozpoczynającym album „New Generation Slaves”, gdzie dominują głównie klawisze, a co parę wersów uderza perkusja z gitarą czy w singlowym „Celebrity Touch”, który można określić jako najostrzejszy utwór na płycie. Ale jak wspomniałem jest bardziej spokojnie niż ostro, zaś budowanie nastroju wychodzi muzykom bezbłędnie jak w „The Depth of Self-Delusion” z pięknymi partiami klawiszowymi oraz trochę wybijającą się gitarą, elektronicznym „Feel Like Falling” czy mrocznym „Deprived” z solo na saksofonie granym przez Marcina Odyńca.
Także wokalnie mamy do czynienia z więcej niż dobrą robotą, bo Mariusz Duda nie zawodzi. Także pisane przez niego teksty zasługują na uwagę – tematyką przewodnią jest niewolnictwo (robienie czegoś wbrew swojej woli). Nie jest tu zbyt wesoło, choć w kończącym album utworze „Coda” pojawia się światełko nadziei (akustyczna gitara).
Mówiąc krótko Riverside nie zawodzą i nadal pozostają jedną z najlepszych polskich kapel. Znać po prostu wypada.
8,5/10
Radosław Ostrowski
