Rory Jensen jest młodym facetem, który bardzo chce być pisarzem, ale wydawcy nie są nim zbytnio zainteresowani, bo nie jest znany. I kiedy już zamiera się wycofać, wpada mu w ręce anonimowy rękopis który sobie przywłaszcza. Sława, popularność, kasa, respekt – wszystko stoi przed nim otworem. Punkt zwrotny następuje, gdy Rory poznaje autora skradzionego tekstu.

I teoretycznie wiemy, co się stanie. Jednak nie chodzi tu o szantaż, a twórcy pokazują jakie konsekwencje może mieć kradzież nie tyle tekstu, ile życia tak naprawdę. Nie ma tu na siłę moralizowania, zaś sama konstrukcja (opowieść w opowieści w opowieści – pisarz czyta książkę o pisarzu, który ukradł książkę, literacka „Incepcja”) jest nieźle zrobiona. Problem polega na tym, że sama ta historia jest letnia, choć zarówno temat jak i forma jest interesująca. Zdjęcia lekko pastelowe (zwłaszcza w historii starca), ładna muzyka, wszystko to prosto i delikatnie opowiedziane, ale czegoś tu brakuje.

Aktorzy próbują jak mogą, by nadać życia swoim bohaterom i wychodzi to całkiem przyzwoicie. Nieźle wypada Bradley Cooper, który próbuje zerwać z komediowym wizerunkiem. Jednak to Jeremy Irons ukradł ten film jako starzec, który opowiada historię swojego życia, co spowodowało stworzenie tej książki – jego ciepły głos jako narratora był bezbłędny. Pozostali wypadli też nieźle (Dennis Quaid, Zoe Saldana, Olivia Wilde), jednak tak naprawdę robili za tło.

Debiutujący reżyserzy Brian Klugman i Lee Sternthal stworzyli kawał niezłego kina. Może nie powala, ale dobrze się ogląda. Obejrzeć nie zaszkodzi.
6,5/10
Radosław Ostrowski
