Kundun – życie Dalaj Lamy

Chyba nie muszę wam tłumaczyć, czym był i jest Tybet. Kręcenie filmów o tym kraju, jest bardzo ryzykowne i grozi zakazem przyjazdu do Chin, które mają własną wersję historii. W 1997 roku powstały równolegle dwa filmy o Tybecie z Dalajlamą w tle – „Siedem lat w Tybecie” Jeana-Jacquesa Annauda i „Kundun” Martina Scorsese, o którym opowiem wam więcej.

kundun1

Film jest niczym innym jak biografią Dalajlamy XIV od odnalezienia przez mnicha i uznania jako kolejnego wcielenia Buddy aż do ucieczki do Indii, gdzie przebywa do dnia dzisiejszego. Film imponuje zarówno rozmachem jak i realizacją. Udało się twórcom odtworzyć świat, który zniknął bezpowrotnie. Świat pozbawiony przemocy, głębokiej wiary i zwyczajnej dobroci, pełen kolorów i zwyczajów (pogrzeb ojca, wyrocznia, zwoływanie rządu), ale kiedy w Chinach władzę przejęli Chińczycy, Tybet zmienił się nie do poznania, co najbardziej pokazują sceny wizyt Lamy w Chinach oraz relacje jego najbliższych współpracowników, a także sceny wizji Dalajlamy, gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością (genialnie zmontowane). Całość jeszcze jest okraszona genialnymi zdjęciami Rogera Deakinsa (zwłaszcza ujęcia plenerów i rysunków) oraz bardzo klimatyczną muzyką Philipa Glassa, dopełniając opowieści o bezsilności jednostki wobec Historii – bezwzględnej i ślepej.

kundun2

Aktorstwo w tym filmie jest fantastyczne, tym bardziej zaskakuje, że wszystkie role zagrali naturszczycy. Nie będę tu wymieniał nazwisk, bo wszyscy nie zawiedli, ale i tak najważniejszą postacią jest Dalajlama, który wierny ideom Buddy, stara się powstrzymać to, co nieuniknione. Naprawdę polubiłem tego człowieka.

Scorsese znów zaskakuje i nakręcił ostatni film, który był powszechnie uznany za arcydzieło. Potem podobno miał zejść w dół, ale to temat na osobną historię.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz