42 – Prawdziwa historia amerykańskiej legendy

Rok 1945. Po zakończeniu II wojny światowej wróciło wielu zawodowych zawodników baseballa. Jednym z nich był Jack Robinson – czarnoskóry zawodnik z Czarnej Ligi (grali tylko czarni). Właśnie on dostaje szansę gry z białymi zawodnikami w Brooklyn Dodgers, dzięki działaniu prezesa klubu Brancha Rickeya.

42_1

Baseball jest narodowym sportem Amerykanów, więc nic dziwnego, że filmy o tej tematyce bardzo rzadko trafiają do naszych kin. Los ten spotkał też film Briana Helgelanda (scenarzysta „Tajemnic Los Angeles” i „Rzeki tajemnic”, który także próbuje swoich sił jako reżyser), który jest takim filmem ku pokrzepieniu serc i historią o przełamywaniu barier rasistowskich, bo jak wiadomo wtedy obowiązywała segregacja. Nigdzie czarni i biali nie mogli spotykać się razem, mieli oddzielne toalety, nie wpuszczano ich do restauracji itp. Takich opowieści w Stanach było tysiące, zmieniało się miejsce (marynarka, koszykówka), ale reszta pozostawała bez zmian. Owszem, muszę przyznać, że sceny meczy baseballa wyglądały dynamicznie i interesująco, niemniej nie zabrakło tutaj typowego amerykańskiego podejścia (melodramatyzowania, podniosłości i lekkiego patosu), co mocno pogrzebało ten film, który ogląda się nieźle, ale w pamięci nie zostanie na długo.

42_2

Od strony aktorskiej też jest na przyzwoitym poziomie. Najbardziej przykuwa uwagę Harrison Ford. Rickey z jednej strony to głęboko wierzący człowiek, z drugiej pasjonata baseballa, który chce go uatrakcyjnić wprowadzając czarnoskórego zawodnika do I ligi. Od razu wzbudza sympatię, a kolejne sceny tylko to potwierdzają. Niezły też jest grający główną rolę Chadwick Bosemann. Jack, który dotychczas walczył z zaczepkami i rasizmem, musiał pokornie znieść zniewagi i nietolerancje, co nie było łatwe.

„42” nie jest filmem zaskakującym, oryginalnym czy wciągającym. To kawał niezłego kina, które może i nie jest do końca udane, ale czas nie jest do końca stracony.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz