
Aż trudno w to uwierzyć, ale Justin Timberlake poszedł za ciosem i postanowił przypieczętować swój powrót. Świetnie przyjęta płyta „The 20/20 Experience” wydana wiosna tego roku doczekała się drugiej części. Czyżbyśmy mieli dostać więcej tego samego?
Produkcja się nie zmieniła, nadal zamieszany jest Timbaland, J-Roc i sam Justin. Nadal są to długie utwory (najkrótszy ma 4 i pół minuty), jednak nie ma tego swingowania i pójścia w stronę soulu, ale bardziej współczesne brzmienia. Elektronika dominuje i szaleje, choć zdarzają się pociągające i chwytliwe melodie jak „Take Back The Night” (dęciaki i smyczki ładnie wplecione w elektronikę) czy w „Murder” zgrabnie dodając jeszcze orientalną perkusję. Pojawia się też jeszcze gitara elektryczna w pulsującym „Drink You Away” czy „Not a Bad Thing” (zawiera ukrytą balladę „Pair of Wings”), jednak duża część to w najlepszym wypadku dobre numery, co w przypadku poprzednika wypada nie najlepiej. Tutaj zdarzają się odrobiny postoju, pójścia w bardziej taneczne klimaty. I nawet piosenki umieszczone w specjalnej edycji niespecjalnie porywają (zwłaszcza nijaki „Electric Lady”).
Owszem, Justin nadal ma czarujący wokal, teksty są dość proste i nieskomplikowane, ale jednak nie działa aż tak jak „20/20 Experience” pierwszy. Trochę szkoda.
6/10
Radosław Ostrowski
