
Jest to jedna z najpopularniejszych wokalistek amerykańskich, która miesza folk z popem i jazzem. Do tej pory wydała pięć studyjnych płyt, które rozeszły się w ponad 50 milionach sprzedanych egzemplarzy. Robi wrażenie? Oprócz tego pisze teksty, komponuje, gra na gitarze i fortepianie. Mówię oczywiście o Norze Jones, której dorobek postanowiłem prześledzić. A wszystko zaczęło się w 2002 roku, dzięki „Come Away with Me”.
Album zawiera aż 14 piosenek. Za produkcję poza panną Jones odpowiadali wtedy: Arif Mardin (m.in. Queen, Phil Collins czy Richard Marx), Jay Newland (Ayo) oraz Craig Street (k.d. lang czy John Legend). No i wyszło z tego bardzo stonowane popowe granie idące czasem w stronę folku (gitara w „Seven Years” czy równie delikatne „Feelin’ The Same Way” z ciepłymi klawiszami), country („Lonestar”) czy jazzu („Don’t Know Why”). Jednak poza gitarą zarówno akustyczną, jak i stonowaną elektryczną (utwór tytułowy czy „Nightingale”) pojawia się tu kontrabas, fortepian („Shoot the Moon”), skrzypce (idące w stronę tanga „I’ve Got to See You Again”) czy akordeon („If I Was a Painter”). Może wydawać się to odrobinę monotonne czy nużące, jednak płyta posiada swój specyficzny klimat – lekko melancholijny, nostalgiczny, a na pewno bardzo intymny.
Bardziej od wokalu Nory (naprawdę dobrego i pełnego uroku) podobały mi się teksty, które w dość mniej banalny sposób mówią o miłości, nie wywołują rozdrażnienia i dopełniają ten album.
Cokolwiek by powiedzieć o tym albumie, jedno nie ulega wątpliwości. Mimo 11 lat, to świeża, dobra i naprawdę przyjemna płyta, która o tej porze roku brzmi po prostu świetnie. Czy wy też zaryzykujecie?
7,5/10
Radosław Ostrowski
