
No i idziemy dalej. I na następny album Amerykanki trzeba było czekać aż 3 lata. Tym razem za produkcję odpowiada basista zespołu towarzyszącego artystce Lee Alexander i mamy 13 piosenek. Co z tego wyszło?
No właśnie. Mam wrażenie, że pani Jones skręca w stronę country, co objawiało się już wcześniej i słychać to nawet w otwierającym całość „Wish I Could” (ładne solo skrzypiec w połowie) i „Sinkin’ Soon” (banjo, wspierane przez fortepian i trąbkę), które bronią się w momencie pojawienia się innych instrumentów niż gitary. Bo wtedy trafiamy do krainy nudy, czego żaden muzyk nie chce osiągnąć. Bo instrumentarium w zasadzie jest takie jak poprzednio. Jednak tutaj zdarza się to aż zbyt często. Są pewne próby urozmaicenia (przemielona dźwiękowo gitara w „Not My Friend” czy klawisze i trąbka w „Thinking About You”), jednak album mnie wręcz wymęczył, zaś pojedyncze utwory (pianistyczne „My Dear Country” z dęciakami), to trochę za mało, bo klimat z poprzednich dwóch płyt wyparował totalnie. A tego nie potrafię zrozumieć, w dodatku zaczyna się to wszystko zlewać się ze sobą. I nie są w stanie tego uratować ani wokal (nadal dobry) oraz przyzwoite teksty.
Liczyłem na wiele, ale „Not Too Late” to rozczarowanie i spory krok do tyłu. Aż boję się sięgnąć po następny album.
5/10
Radosław Ostrowski
