Wiem – zima już minęła (ostatnio mocno daje ciała), ale na chwilkę ochłodźmy się. Pewnie pamiętacie bajkę o „Królowej śniegu”? Wytwórnia Walta Disneya, która lubi słodzić aż za bardzo postanowiła opowiedzieć podobną historię, tylko ją zmodyfikowało. A było to tak:
Dawno, dawno temu w królestwie Arendelle były sobie dwie siostry – Elsa i Anna. Pierwsza posiadała moc zamrażania, nad którą nie była w stanie zapanować. Druga, o mały włos przez nią nie zginęła. Dlatego obie siostry były od siebie izolowane. Kiedy oboje rodzice zginęli, a Elsa miała objąć tron, dochodzi do strasznej sytuacji. Anna chce wziąć ślub z ledwo poznanym księciem Hansem, co doprowadza starszą siostrę do szału i całe królestwo zamarzło, zmuszając Elsę do ucieczki. Jednak Anna wyrusza za nią w pościg, w którym pomaga jej (trochę wbrew swojej woli) łamacz lodu Kristoff ze swoim reniferem Svenem.
I jedno trzeba przyznać Disney’owi, że wie jak opowiadać historię. Niby jest to prosta historia opowiedziana bez zbędnych ozdobników i dłużyzn, potrafi trzymać w napięciu (finał), nie brakuje różnych scen akcji (pościg przed wilkami czy walka z lodowym gigantem), zaś całość jest okraszona humorem. Ale jedno udało się bez cienia wątpliwości twórcom: animacja. I nie chodzi tu o ruchy postaci czy ich wygląd (bałwanek Olaf jest akurat wyjątkiem od reguły), ale przede wszystkim o wygląd krainy i śnieg. Jest on po prostu piękny i czarujący. I nie jest to czcza gadanina – dawno nie widziałem tak pięknego śniegu (dokładnie, od czasu „Happy Feet”).
Jeśli zaś chodzi o dubbing (film widziałem w oryginale), to brzmi on naprawdę dobrze, zaś postacie naprawdę brzmią bardzo dobrze. Zdecydowanie należy pochwalić grające obie siostry Kristen Bell (trochę „postrzelona” Anna) i Idinę Hanzel (chłodna Elza), zaś obie postacie kobiece nie są takimi zagubionymi dziewuszkami, które czekają aż pomoże im jakiś facet, nie dają sobie w kaszę dmuchać. Jeśli chodzi o panów, to zdecydowanie należy zwrócić uwagę na Kristoffa (Jonathan Groff) – żyjącego z lodu faceta, który czasami „gada” z reniferem oraz księcia Hansa (Santino Fontana) – elegancki, uroczy gościu, na początku. Złodziejem drugiego planu jest Olaf (świetny Josh Gad) – sympatyczny, choć trochę zabawny towarzysz przygód, na którym można polegać i to on ma najzabawniejsze teksty.
„Kraina lodu” potwierdza tylko, że wytwórnia Disneya wraca do gry i powoli zaczyna dominować na polu animacji, pokonując wówczas niepokonanego Pixara. Kto wie, czym jeszcze będą mogli nas zaskoczyć.
8/10
Radosław Ostrowski