
Zespół Wojciecha Waglewskiego regularnie co dwa lata wydaje nowy materiał. Tak też stało się i teraz. Po „Nowej płycie” pora na „Dobry wieczór”. Myślicie, że nic nowego tutaj nie będzie? Waglewski i spółka nadal imponują formą.
Pozornie wydaje się to spokojnym albumem, ale to był zespół posiadający dwie twarze. Delikatna i łagodną oraz ostrą i dynamiczną. Saksofon Pospieszalskiego wydaje się troszkę wycofany, choć daje mocno o sobie znać („Na coś się zanosi” czy singlowe „Po godzinach”). Ale tak naprawdę dominuje tutaj gitara Waglewskiego, narzucając rytm oraz serwując albo bluesowe („Po godzinach” czy „Pokój”) lub idąc w ostrzejsze klimaty (połowa „Kim bym był” czy „Tli się”). I mimo upływu nadal, nadal brzmi to świeżo i z energią. Nawet w tych spokojniejszych utworach daje o sobie znać bas i perkusja. Pewną nowością jest tutaj wykorzystanie elementów mantrycznych oraz wokali Alima Qasimowa z córką Farganą („Gdybym” i „Dokąd idą”, tworząc kompletnie surrealistyczną oprawę), co bardzo odświeża.
Choć nie dostajemy niczego nowego, to jednak Waglewski trzyma klasę zarówno jako kompozytor, gitarzysta, wokalista (takiego głosu nie myli się z nikim innym). Także teksty, w których opowiada o imprezach („Na coś się zanosi”), zastanawia się nad przemijaniem („Gdybym”) i nie idzie w stronę kiczu („Tli się”).
Od takiego zespołu jak Voo Voo trudno spodziewać się czegoś nowego, zwłaszcza po ponad 30 latach stażu, ale to i tak świetnie działająca kapela trzymająca bardzo mocno fason. A jednocześnie nie brakuje tu energii i pazura. Pozazdrościć i wzorować się.
8/10
Radosław Ostrowski
