Anderson Bruford Wakeman Howe – Anderson Bruford Wakeman Howe

Anderson_Bruford_Wakeman_Howe

W 1988 roku doszło do rozłamu w zespole Yes. Porażki odnoszone przez grupę kierowana przez Trevora Rabina (album „Big Generator”) doprowadziły do tego, że Jon Anderson opuścił grupę i skrzyknął kumpli z czasów świetności zespołu: klawiszowca Ricka Wakemana, perkusistę Billa Bruforda oraz gitarzystę Steve’a Howe’a. Tak narodziła się supergrupa Anderson Bruford Wakeman Howe, która nagrała tylko tą jedną, studyjną płytę.

I ten album jest najciekawszą płyta Yes z lat 80., nie wydana pod tym szyldem. Jednak na pierwszym planie wybijają się przestrzenne klawisze Wakemana oraz kompozytorskie zacięcie Andersona. Słychać to juz w otwierającym całość 3-częściowym „Themes”, które jeszcze pachnie latami 80., jednak zarówno mocne ciosy Bruforda oraz gitarowy riff Howe’a (pod koniec tego utworu) przypomina stare Yes z czasów świetności, choć zrealizowane w czasach komercyjnego sukcesu grupy. Mroczne „Fist of Fire” z egzotycznymi klawiszami Wakemana (czasami zbyt ostrymi) oraz bardziej elektroniczna perkusją. Ale po tym pojawia się perła – 10-minutowy „Brother of Mine” z pięknym wstępem oraz bardzo łagodną gitarą Howe’a buduje liryczny nastrój. Fortepian brzmiący troszkę orientalnie oraz dynamiczna gitara Howe’a świetnie się uzupełniają, by pod koniec zaserwować pozytywną energią. W bardziej orientalnym tonie utrzymany jest „Birthright” z mocną perkusją, akustyczną gitarą (środek, gdzie są przestrzenne klawisze oraz riff elektryczny), a wyciszający „Meeting” działa bardzo kojąco. Podobnie jak druga perła – gitarowy „Quartet”, który po 3 minutach staje sie bardzo przyjemną kompozycją (imitacja trąbki), „karaibska” w klimacie „Teakbois” (pod koniec afrykańska perkusja oraz świetny chóralny śpiew – to trzecia perła) czy kolos „Order of the Universe” – Howe gra jak z nut, a Wakeman nie przesadza. A całość wieńczy gitarowy „Let’s Pretend”.

Jednak w 2011 roku wyszła reedycja tej płyty zawierająca drugi krążek z dodatkowym materiałem (innymi wersjami utworów z tej płyty), co jest interesującym smaczkiem. Nie zmienia to faktu, że grupa pod wodzą Andersona tworzy interesującą i najciekawszą płytę w dorobku Yes grupy, na co mają świetne teksty oraz pozytywna energia wybuchająca z całości.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz