Tori Amos – Little Earthquakes (deluxe edition)

Little_Earthquakes_Deluxe_Edition

Zawsze byłem fanem remasteringowania płyt i to nie tylko ze względu na lepszą jakość dźwięku, ale też ze względu na dodatkową zawartość, która jest interesującym smaczkiem. Kolejną płytą tak wydaną jest debiut Tori Amos z 1991 roku, gdzie wokalistka odcina się od rozwiązanego wcześniej zespołu Y Kant Tori Read grającego synth pop.

Całość otwiera piękny „Crucify”, gdzie pojawia się (późniejszy stały instrument wokalistki) fortepian, delikatna gra ukulele i mandoliny, niepozbawiona krótkich, elektronicznych wstawek. „Girl” ma mocniejsze uderzenia perkusji, a fortepian w refrenie zostaje zastąpiony elektronicznymi smyczkami, odezwie się też gitara elektryczna oraz chórki nakładające na siebie. Romantyczne „Silent All These Years” to niemal typowa Tori, czyli ona i fortepian, ale dochodzą do tego poruszające smyczki. Mroczniejsze jest „Precious Things” nie tylko ze względu na dynamikę fortepianu, ale też dziwacznego chrząkania (?), krzyku w refrenie oraz potężnym ciosom perkusyjno-gitarowym (końcówka bardzo agresywna). Wyciszenie przynosi kojący „Winter”, gdzie pojawiają sie smyczki i klarnet, ale końcówka jest bardzo dramatyczna. Swingujące „Happy Phantoms” (ciepło brzmi ten fortepian) łapie lekkością oraz pozytywną energią (solo na skrzypcach jest świetne, ale wejście rat pedal guitar jest jeszcze lepsze), kontrastując z refleksyjnym „China” (azjatycka fraza pod koniec) oraz spokojniejszym „Leather” przerywanym krótkim wejście gitary elektrycznej. W „Mother” (tylko fortepian i Tori) zmienność tempa oraz siły głosu po prostu zgniata, a „Tear in Your Hand” ma najbardziej przebojowy potencjał, przypominający popową piosenkę, ale zrobiona ze sznytem i lekkością. Na sam finał dostajemy kołysankę „Me and My Gun” oraz niepokojący utwór tytułowy z prostym basem, mocną perkusją oraz nieprzyjemnymi riffami gitarowymi.

Druga płyta zawiera utwory znane ze strony B singli oraz wersje koncertowe z Cambridge Corn Exchange dnia 5 kwietnia 1992. Na początek dostajemy zmienne „Upside Down” oraz delikatne „Thoughts”. Najbardziej z tej płyty wybija się pierwsza część „Ode to the Banana King” z mocny fortepianem, śpiewana a capella „Song for Eric”, nakładające się głosy w „The Pool”, przebojowa „Mary” oraz cover Nirvany „Smells Like Ten Spirit”. Wokal Tori jest czarujący i nadal potrafi zachwycić, a teksty daja do myślenia. Ja nie mogę wyjść z zachwytu.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

 

Dodaj komentarz