Tori Amos – Under the Pink (deluxe edition)

Under_the_Pink

Po sukcesie swojej debiutanckiej płyty, Tori Amos poszła za ciosem, kontynuując alternatywne brzmienia popu oraz rocka (lekko zahaczonego). Trzeba było poczekać dwa lata na „Under the Pink”, a oceniony album to wersja deluxe z tego roku.

I jak zawsze Tori towarzyszy fortepian, co słychać od samego początku. Intymny „Pretty Good Year” zaczyna się spokojnymi dźwiękami fortepianu oraz smyczków, by pod koniec wstrząsnąć uderzeniami perkusji. Zaprzeczeniem jest psychodeliczny „God”, gdzie dziwacznie gra gitara elektryczna, wokal nakłada się (tworzy to efekt echa), podobnie z pokręconym początkiem minimalistycznego „Bells for Her”. A im dalej to ciekawiej – znalazło się miejsce i na reggae (gitara oraz elektroniczny bas w epickim „Past the Mission”), wejścia skocznej elektroniki („The Wrong Band”), mechaniczną perkusję (brudny „The Waitress”), dzwoneczki (przebojowa „Cornflake Girl”) czy wejścia w jazz (mroczny „Space Dog”), by zakończyć prawie 10-minutowym „Yes, Anastasia” (w połowie wchodzą skrzypce i miażdżą po prostu).

Druga płyta (jak to w edycji deluxe) to mieszanka niepublikowanych lub wcześniej dostępnych tylko na stronach B singli kompozycje oraz wersje koncertowe. Innych utworów jest aż siedem. Najpierw jest spokojny walczyk „Sister Janet”, który przechodzi w gitarowo-pianistyczne „Honey”, by znów przejść w skoczne „Daisy Dead Pedals” (smyczki w tle) oraz dynamiczne, instrumentalne  „Over It”. Wycisza wszystko „Black Swan”, by mocniej uderzyć w „Home on the Range” oraz pianistycznym „All The Girls Hate Me”. Jedynym „psujem” jest tutaj remix „God”, ale jak wiadomo, nie ma rzeczy doskonałych. Z kolei wersje live nie zawodzą i pochodzą z trasy koncertowej z roku 1994.

Nadal zachwyca głos Tori oraz jej teksty. Początek jej drogi był najciekawszym momentem jej kariery. Polecam wersje deluxe „Under the Pink”, bo co innego mogę zrobić po tylu słowach?

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz