Most szpiegów

Rok 1959, okres zimnej wojny – jeden z najmniej przyjemnych w historii świata. Trwała brutalna i bezwzględna wojna wywiadowcza, gospodarcza i ideologiczna. Jednym z tych żołnierzy tej wojny jest mało znany i nierzucający się w oczy malarz, który tak naprawdę jest pułkownikiem KGB. Nazywał się Rudolf Abel. Kraj chce dać mu sprawiedliwy i uczciwy proces, więc szpieg dostaje adwokata – specjalistę od ubezpieczeń, Waltera B. Donovana. Mówiąc sprawiedliwy i uczciwy proces mam na myśli, że Abel zostanie skazany na śmierć, jak na porządnego szpiega przystało. I wtedy dochodzi do wolty, gdyż na terenie ZSRR zostaje zestrzelony amerykański pilot samolotu U-2. Rząd Moskwy proponuje wymianę, a pośredniczyć w negocjacjach ma Donovan. Miejsce wymiany oraz rozmów: wschodni Berlin.

most_szpiegow1

Nie muszę nikomu tłumaczyć, jak wielkim szacunkiem darze Stevena Spielberga. Jednak ostatnio reżyser tworzy kino, które trzyma świetny warsztat techniczny, jednak emocje gdzieś ulatują podczas seansu. Z „Mostem szpiegów” jest podobnie, gdyż jest to kino z ciekawą historią. Z jednej strony to dramat sądowy (pokazowy proces), gdzie na prawnika jest wytwarzana silna presja – otoczenia, kolegów z pracy, wreszcie CIA, by złamać go. Wiadomo, że być obrońcą wroga publicznego nr 1 oznacza zostanie wrogiem publicznym nr 2. Druga część filmu to kino szpiegowskie, gdzie zostajemy przeniesieni do NRD, gdzie już jest stawiany mur dzielący miasto na dwie części. Jest brudno, mrocznie i niebezpiecznie – gangi, tajna policja, gra wywiadów. Trudno się w tym połapać, a dodatkowo reżyser komplikuje całą intrygę, gdy pojawia się drugi zakładnik. Ale więcej wam nie powiem, zobaczcie to sami.

most_szpiegow2

Reżyser próbuje odtworzyć i pokazać młodemu odbiory, czym była zimna wojna. Czas niebezpiecznej psychozy oraz braku wzajemnego zaufania, gdzie liczy się tylko polityczny cel – przechytrzyć przeciwnika. Teoretycznie jest wszystko, co być powinno w tej produkcji: spokojne tempo, świetne zdjęcia i robiąca duże wrażenie scenografia (chodzi o Berlin – zniszczony, dziurawy i nieodbudowany) oraz przyjemna muzyka ze zmniejszoną dawką patosu. Nawet dobrze jest to zagrane przez niezawodnego Toma Hanksa, który wcielanie się w przeciętnego, amerykańskiego everymana ma opanowane do perfekcji, a lepszy jest tylko stonowany i wyciszony Mark Rylance (Rudolf Abel). Ale całość jest zimna i chłodna niczym zima w Berlinie, a napięcie siada od momentu przyjazdu. Wiadomo jak to się skończy, a momenty teoretycznie trzymające za gardło (kradzież płaszcza, przesłuchania pilota czy sama wymiana) zwyczajnie nużą. Czegoś tutaj zabrakło.

most_szpiegow3

Spielberg niby trzyma fason, ale serwuje zaledwie solidne rzemiosło, które jest tylko solidne i nic ponadto. Panie Spielberg, może pora zrobić sobie przerwę w roli reżysera?

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz