To jeden z najbardziej popularnych gitarzystów z UK, któremu sławę i nieśmiertelność przyniosło „People Get Ready” nagrane z Rodem Stewartem. Teraz powraca z nowym, jedenastym albumem, skrzykując i tworząc nowy zespół (gitarzystkę Carmen Vanderberg, wokalistkę Rosie Bones – obydwie z zespołu Bones, perkusistę Davide Sollazziego oraz basistę Giovanni Pallotiego), który przy Becku wydaje się grupą młodzieniaszków.
To wszystko pachnie klasycznym rockiem, ale czuć współczesny sznyt. Brudno, ostro i nieprzyjemnie jest w powoli rozkręcającym się bluesie „The Revolution Will Be Televised”, gdzie Beck wsparty przez surową perkusję robi cuda z gitarą. Odrobinę retro czuć w singlowym „Live in the Dark”, pachnącym niczym kawałek z lat 60. w stylu Zeppelinów, by potem dolać ognia do pieca w momentach samego grania. Nawet w kawałkach bardziej pasujących do dyskoteki („Pull It” z riffami brzmiącymi niczym silnik samolotu), troszkę pachnie westernem (mroczny „Thugs Club”) czy podrasowanym folkiem (wyciszony „Scared for the Children”), a energetycznych riffów od naszego gospodarza nie powstydziłby się sam Jack White („Right Now”). I balladkę też potrafi porządnie pierdyknąć (spokojny „Shame”).
Więc Beck robi swoje i czaruje, jednak lekko podniszczony i raczej recytujący wokal Bones przykuwa uwagę. Uzupełnia się z riffami, śpiewa jakby trochę od niechcenia, dodaje energii do tego, co robi zespół (ognista „The Ballad of the Jersey Wives”), nie będąc tylko zbędnym dodatkiem.
Beck tutaj potwierdza jedno – jest nadal interesującym rockmanem, który dobrze odnajduje się we współczesnym świecie. Bawi się muzyką, nadal wie co robić z gitarą, a wsparcie młodszych kolegów zadziałało tylko na korzyść. Gdy trzeba jest głośno i ostro, ale nawet w wyciszonych numerach czuć, że to brzmi świetnie. Takiego rocka zawsze lubiłem i to właśnie dostałem.
8/10
Radosław Ostrowski
