
Ta Francuzka od kilku lat zdobywa serca ludzi na całym świecie, nawet tych nieznających jej języka ojczystego. Do tej pory wydała trzy płyty studyjne oraz jedną koncertową. W zeszłym roku, po wydaniu płyty „Paris” ze szlagierami o tym mieście, Zaz ruszyła w trasę koncertową po całym świecie i wydając album będący zapisem tego wydarzenia.
Co znajdujemy na „Sur la route”? Od razu słychać, że jest to album live, bo udział publiczności jest mocno i wyraźnie odczuwalny. Słyszymy klaskanie, gwizdy oraz krzyki (a nawet wspólne śpiewanie), a mimo to dźwięk instrumentów jest czysty, przestrzenny. Rzuca się też w oczy troszkę inne aranżacja niż w wersjach płytowych, co zdecydowanie jest zaletą. „On ira” zaczyna się od poruszających wokaliz, a potem dołącza akordeon, gitara akustyczna, smyczki i perkusja. Skoczność zachowało „Le long de la route”, gdzie dołączyła harmonijka ustna, przez co czułem się troszkę jakbym słuchał przy ognisku. Do tego jeszcze te solówki trąbki, harmonijki oraz gitary od koniec – rewelacja. Podobnie jest w „Comme ci, comme ca”, które dostało wsparcie trąbek i przecudnej urody solówkę gitary pod koniec. Uwodzi też łagodnie jazzujące „Cette journee”, a „Eblouie par la nuit” zmieniło się w wyciszoną, liryczną balladę z organami w tle oraz reggae’ową gitarą czy wyciszone „Si”. „Si je perds” zaskakuje środkiem idącym w stronę mroku (przesterowana gitara, szybka gra fortepianu, mocne uderzenia perkusji).
Zaz potwierdza swoją klasę jako wokalistka – magnetyzuje swoją barwą głosu, improwizowanymi wokalizami, delikatnością zmieszaną z ekspresją. A na sam koniec dostajemy premierowy utwór – „Si jamais j’oublie”, który wywołał furorę na listach przebojów. Prosta (ale nie prostacka) piosenka na gitarę akustyczną, perkusję i klawisze czaruje swoimi dźwiękami oraz melancholijną aurą.
A jeśli wam będzie mało wrażeń, to do płyty CD jest dołączone koncertowe DVD, a im bardziej słucham, tym coraz bardziej podoba mi się dorobek Francuzki. I czekam na nową płytę, jakakolwiek ona będzie.
8/10
Radosław Ostrowski
