Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej

Kiedy w tytule filmu pada słowo miłość, kochanie czy seks, już mamy pewne przypuszczenia o czym to może być – komedia romantyczna, melodramat, erotyk. A kiedy jeszcze jest historia, to już wszystko staje się jasne – to będzie biografia. A kim była Michalina Wisłocka? Kobietą, która jako pierwsza w kraju zaczęła mówić o tym, o czym każdy chciał, ale się bał zapytać (i chyba niektórzy nadal się boją). Tak, zgadliście, chodzi o seks. Rzecz, która – mam wrażenie – nadal jest tematem tabu, budzącym wstyd oraz skrępowanie.

sztuka_kochania1

Ale po kolei. O jej życiorysie, przeplatanym z próbą wydania pierwszej książki o życiu seksualnym Polaków próbuje opowiedzieć Maria Sadowska. Zanim zaczniecie się rzucać, czemu piosenkarka jazzowa bierze się za kino, uprzedzę, że pani reżyser ukończyła też łódzką filmówkę i jest to druga fabuła (lepsza od poprzedniego „Dnia kobiet”). „Sztuka kochania” nie powstałaby, gdyby nie ogromny sukces „Bogów”, czyli przykładu przeszczepienia amerykańskich szablonów biografii na polskie podwórko. I tutaj jest podobnie, bo udaje się odtworzyć nie tylko fakturę epoki (od okupacji do lat 70.: pięknie wyglądające stroje, muzyka w tle, scenografia i rekwizyty – no nie ma się tu czego przyczepić), ale przede wszystkim mentalność tej epoki. Epoki, w której sprawy intymne (dokładniej kobiet z przyjemnością) są niewygodne zarówno dla partyjnej władzy, jak i Kościoła (rozmowy z urzędnikami, jak i biskupem – trafne w punkt).

sztuka_kochania2

Jednocześnie zaczynamy poznawać losy bohaterki (dość barwne, skandalizujące – życie w trójkącie, kolejni partnerzy, pobyt w Lubniewicach), a jednocześnie widzimy walkę o publikację „Sztuki kochania”, wziętą jakby z konwencji heist movie. Ciągle problemy (bo ilustracje, bo słowo, bo się „pierdolą tam”, próba skonfiskowania tekstu), ciągła walka, nieugięty charakter Wisłockiej budził mój podziw. Wszystko jest podkręcone do granic możliwości, sceny erotyczne nie są zrealizowane po to, by szokować czy doprowadzić widza do stanu podniecenia, ale jest to zrobione ze smakiem (wszelkie skojarzenia z „Masters of Sex” w pełni uzasadnione).

sztuka_kochania3

I jeszcze jak to jest świetnie zagrane. Nie da się nie zauważyć Magdaleny Boczarskiej, która jako Wisłocka trzyma fason. Jej ewolucja od młodej, troszkę pogubionej dziewczyny do twardo stąpającej, doświadczonej oraz pewnej siebie kobiety jest przedstawiona bez cienia fałszu, sztuczności czy zakłamania. Ale tak naprawdę całość skradł zaskakujący Eryk Lubos jako niemal idealny mężczyzna i kochanek, chociaż nie sprawia tego wrażenia. I ta chemia między nim a nią jest siłą napędową środkowej części filmu. Poza nimi jeszcze warto wspomnieć o trzymających fason duecie Jakubik/Mecwaldowski (urzędnicy Wydziału Kultury), wyjątkowo dobrym Piotrze Adamczyku (Staszek Wisłocki), jak i o Jaśminie Polak (redaktorka Teresa, walcząca o publikację).

sztuka_kochania4

„Sztuka kochania” to ciekawa mieszanka dramatu, komedii, filmu obyczajowego oraz wręcz heist movie (walka o publikację) pokazując, jak ciężko jest walczyć o przedstawienie czegoś tak naturalnego dla życia każdego człowieka jak seks. Bo przecież wiemy, co, kiedy i jak, prawda? A jeśli nie, to poczytajcie „Sztukę kochania” albo zobaczcie film pod względem edukacyjnym.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz