Czas próby

Jest rok 1951. Poznajcie niejakiego Berniego. To bardzo nieśmiały, młody marynarz Straży Wybrzeża. Wiecie, to nie jest łatwa fucha dla takiego służbisty, ale gdy go poznajemy ma iść na randkę z kobietą, która zna tylko telefonicznie. Ale związek się rozwija i jest ślub w planach. Lecz parę miesięcy dochodzi do sztormu, podczas którego tankowiec rozpada się na dwie części. Załoga pozbawiona kapitana jest zdana tylko na siebie. Mogą się jedynie modlić o pomoc, bo szansę na wyjście cało są niewielkie.

czas_proby1

Tą prawdziwą historię postanowił opowiedzieć Craig Gillespie – typowy rzemieślnik, który wypłynął na szerokie wody niezależnym debiutem „Miłość Larsa”. Potem pojawiły się większe budżety, bardziej znane twarze na pierwszym planie i… nagle czegoś zabrakło w tych filmach. „Czas próby” to taki klasyczny dramat, gdzie mamy dwóch ludzi, co nie chcą, ale muszą. Muszą stanąć na czele ludzi i podjąć się ocalenia. Całość toczy się dwutorowo – z perspektywy ratowników oraz ocalonych marynarzy pod wodzą wycofanego mechanika, co jeszcze bardziej ma podkręcić napięcie. Sceny, gdy mamy pokazaną bezwzględną siłę natury, wyglądają wręcz obłędnie (zwłaszcza te kadry „podwodne”), aż można poczuć wodę na twarzy. I można było te sceny pokazać choćby w IMAX. Poza tymi ujęciami, realizacja jest bardzo klasyczna, pełne delikatnych, wręcz pastelowych kolorów, udanie rekonstruując realia epoki. Ale udaje się uniknąć nadmiernej dawki patosu, bez łopoczącej flagi oraz bardzo, bardzo podniosłych słów.

czas_proby2

Niby wszystko jest tam, gdzie trzeba, jednak film nie angażuje za bardzo. Dlaczego? Może dlatego, że postacie są ledwo zarysowane w oparciu tylko o jedną cechę charakteru: doświadczonego weterana wątpiącego, niedoświadczonego wilka, narzeczoną czekającą na chłopaka, służbistę, dowódcę. Mamy tylko wycinek z życia bohaterów w tytułowej chwili próby.

czas_proby3

A to jest pewien poważny minus. Chociaż zaczynamy lubić te postacie, jest to zasługą aktorów. Skoro mamy Chrisa Pine’a (Bernie Webber), Bena Fostera (Livesey) czy Erica Banę (dowódca Cluff), to nie może być słabo. Dla mnie największą wartością jest Casey Affleck w roli mechanika Syverta. Bardzo wyciszony, ale jako jedyny mający plan do działania, staje się przywódcą rozbitków. I jest w tej postaci – podobnie jak u Berniego – pewna tajemnica, mieszanka solidności, opanowania, walki oraz determinacji. Obydwaj są po prostu fachowcami, znającymi się na swojej profesji, co w takich sytuacjach zawsze jest potrzebne.

„Czas próby” miał wszelkie predyspozycje na dramatyczny, poruszający dramat zmieszany z dreszczowcem. Niby jest suspens, czuć stawkę tej gry, realizacyjnie trudno się do czegoś przyczepić, aktorsko też. Ale to wszystko nie angażuje, pozostaje letnie, choć ogląda się to przyjemnie.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz