Mój sąsiad Totoro

Gdzieś na wsi z Tokio wprowadza się rodzina Katsukabe, a właściwie jej większość. Bo matka przebywa w szpitalu, zaś dziewczynki (Mai i Setsuke) oraz ojciec – wykładowca akademicki trafiają do podniszczonego domu. Cała trójka próbuje się aklimatyzować w nowej okolicy, co przychodzi zaskakująco łatwo. Cała familia czeka na przyjazd mamy, a Mei przypadkowo trafia do dużego lasu znajdując dużą, kudłatą istotę.

totoro3

Japońskie studio Ghibli w 1988 roku wręcz eksplodowało do emocji. W tym samym roku najpierw wskoczył mroczny „Grobowiec świetlików” oraz „Totoro”, który miał dodać radości po poprzednim dziele. To nadal klasyczna, ręcznie wykonana animacja zrealizowana w prostym, wręcz oszczędnym stylu. Wszystko toczy się bardzo spokojnym rytmem, bez efekciarskich tricków, gdzie widzimy dwa światy żyjące w pełnej symbiozie. Świat nasz, czyli ludzki oraz wiat baśniowy, pełen istot niewidocznych dla wszystkich. I to ten drugi świat reprezentuje Totoro, czyli bardzo duży zwierzak z wyłupiastymi oczami oraz szczerzącymi zębiszczami. Nie jest może za bardzo rozmowny, ale jest w stanie pomóc każdemu, kto go o to poprosi.

totoro1

Sama animacja jest prosta i utrzymana w typowo japońskim stylu, co mocno widać w wyglądzie twarzy czy sylwetkach postaci. A sami bohaterowie (poza siostrami) są bardzo oszczędnie zarysowane. Powoli odkrywamy kolejne fragmenty układanki, włącznie z obecnością samego Totoro – tego kim jest i czym może się zajmować. Miyazaki najbardziej podkreśla relacje miedzy siostrami – bardziej dojrzałej, poważnej Setsuke, a młodszej, ciągle zachowującej swoją dziecięcą wrażliwość Mei. Kiedy obie dziewczynki działają wspólnie, efekty są zachwycające (wykiełkowanie żołędzi czy czekanie na autobus), a proste scenki jak kąpiel potrafią podkręcić napięcie niczym w thrillerze. Tylko, że to wszystko wydawało mi się za proste, za łatwe i zbyt ciepłe. Równie zaskakujący jest tutaj brak czarnego charakteru. Za to warto wspomnieć o kapitalnej muzyce Joe Hisaishiego, tworzącego wręcz bajkowy klimat.

totoro2

Niemniej muszę wspomnieć, że „Totoro” całkiem przyjemnie się ogląda, bo jest ciepłą, bardzo delikatną historią rodzinną. Nadal wygląda przyjemnie, ma kilka ślicznych momentów oraz wyglądu stworków, nad którym unosi się „japoński” duch studia. Dla osób rzadko zwiedzających azjatyckie animacje, może być to porządek ciekawej przygody.

7/10 

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz