Party

Każda impreza to dobry pretekst, by spotkać się ze starymi znajomymi, czyż nie? Nie inaczej jest w domostwie Janet i Billa. On był profesorem akademickim, ona właśnie została wybrana na ministra zdrowia w gabinecie cieni. Właśnie zaprosili paru znajomych na uczczenie tego wydarzenia. Przychodzi sarkastyczna przyjaciółka z mężem Niemcem wyznającym wiarę w medytację oraz alternatywną medycynę, para lesbijek oczekujących na dziecko oraz młody bankier, którego żona się spóźnia. Czas mija dość spokojnie, ale Bill swoim wyznaniem burzy spokój raz na zawsze.

party1

Sally Potter w swoim bardzo kameralnym filmie przygląda się ludziom z tak zwanego high-life’u, prezentujący różne poglądy oraz przekonania polityczne: od tych bardziej na lewo (para lesbijek) przez wiarę bardziej transcendentalną po cynizm i materializm (bankier Tom). Ale tak naprawdę „Party” to kolejne wyciąganie trupów z szafy, kolejnych tajemnic i kłamstw, czyli pozornie nic nowego. Niestety, to wszystko kompletnie nie angażuje. Początek jest dość obiecujący i czuć narastającą atmosferę pełnych sekretów (Kto tak wydzwania do Janet? Czemu Tom przyszedł ze spluwą? Co znaczy ta trójka?) i po wyjawieniu pierwszej tajemnicy dochodzi do pewnej eksplozji. Dalej widzimy rykoszety oraz kolejne odkrywane tajemnice, tylko że bardzo łatwo można się ich domyślić, tak samo jak ich reakcji, troszkę przerysowanych. I nie pomagają tutaj ani surowa scenografia, czarno-białe zdjęcia czy odrobina czarnego humoru (cudowna April), wybijając film na troszkę powyżej średniej.

party2

Tym bardziej boli mnie fakt, że udało się reżyserce zebrać zestaw naprawdę fantastycznych aktorów i nie w pełni wykorzystać ich potencjału. Bo czy można się nie zachwycać, skoro na planie mamy Timothy’ego Spalla (tutaj bardzo wycofany), Kristin Scott Thomas, Patricię Clarkson (kradnąca film każdym wejściem oraz tekstem), Emily Mortimer, Bruno Ganza (najbardziej sympatyczny z grupy) oraz nerwowy Cillian Murphy. Skład godny aktorskiej Ligi Mistrzów, tylko że najbardziej wybija się Clarkson z Murphym, bo reszta ekipy wydaje się dość mocno szarżować, chociaż wydaje się to celowym zabiegiem. Tylko, że to do mnie nie przekonuje i ta sztuczność kłuje mocno po oczach i uszach.

party3

„Party” mogło być bardzo przyjemną imprezką, jednak zarówno niezbyt angażująca fabuła, problemy gości oraz zagubienie gospodyni czyni całość ledwo strawną. Wnioski też nie wciągają, a że da się zrobić angażujący dramat pokazało włoskie „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”. Anglicy są chyba jednak bardziej sztywni, przez co tracą na sile.

5,5/10 

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz