Zabicie świętego jelenia

Zdarzają się filmy, które inspirują się czy są współczesnymi wersjami tragedii antycznych, greckich mitów czy biblijnych motywów. Jedni walą nimi prosto w oczy („mother!” Aronofsky’ego), a inni są o wiele, wiele subtelniejsi. Kimś takim próbuje być udający Greka Yorgos Lanthimos w „Zabiciu świętego jelenia”.

Jesteśmy gdzieś we współczesnej Ameryce, gdzie w jednym ze szpitali pracuje dr Steven Murphy. Jest kardiochirurgiem, jego piękna żona jest okulistką w tym szpitalu i mają bardzo uzdolnioną dwójkę dzieci. Szczęście, sielanka, ogólna radość. Ale jest jeden mały szczegół: Steven od pewnego czasu spotyka się z pewnym chłopakiem o imieniu Martin, którego traktuje jak syna. Kim on jest i co go łączy z doktorem? Tajemnica powoli zostaje odkrywana, a chłopak zmusza mężczyznę do podjęcia dramatycznej decyzji, gdzie stawką jest życie członków jego rodziny.

zabicie_swietego_jelenia2

Sama opowieść to mieszanka losów Hioba z Agamemnonem, tylko osadzona we współczesnych realiach. Lanthimos już we wcześniej filmach prezentował rzeczywistość mocno odrealnioną, dość groteskową, jednak tutaj jest zupełnie inaczej. Bohaterowie niby posiadają jakieś tło oraz zarysowane portrety psychologiczne, jednak nie mogłem się pozbyć wrażenia, jakbym oglądał dukające roboty. Ich barwy głosu sprawiają, że każdy dialog brzmi sztucznie, bardzo odpychająco. Owszem, ta sztuczność była obecna w „Lobsterze”, ale ona dotyczyła świata przedstawionego, nie zaś bohaterów. Tych kompletnie nie czułem, jakbym oglądał je przez szybę. Dlatego kompletnie mnie nie obchodziły kolejne zaskakujące wydarzenia, jakie przydarzają się rodzinie Murphych. Coraz bardziej pogarszające się zdrowie, odkrywane tajemnice oraz niejednoznaczna postać Martina, który jest dość dziwaczny. Dialogi miejscami są tak dziwaczne (swobodna rozmowa między lekarzami o okresie, o włosach pod pachą), że aż nie wierzyłem swoim uszom.

zabicie_swietego_jelenia3

Sama realizacja jest więcej niż porządna, bo kamera tutaj działa bardzo płynnie. Nie brakuje zarówno perspektywy z „oka Boga”, jak i długich kadrów podczas poruszania się bohaterów na korytarzach. Są też momenty, gdzie obiektyw zaczyna się coraz bardziej przybliżać i/lub oddalać. Do tego jeszcze w tle mamy bardzo świdrującą uszy muzykę, wywołującą wręcz surrealistyczny klimat, pełen sprzecznych emocji. Aktorstwo jest tutaj bardzo trudne w ocenie, bo i bohaterowie są bardzo trudni do polubienia. Niby starają się pokazać głębsze emocje, zwłaszcza w postaciach dzieci pod koniec filmu, gdzie ich los jest w nie swoich rękach (zabawa w „kto jest ulubieńcem tatusia”) czy próbującej doszukać się głębiej żony (nadal pięknie wyglądająca Nicole Kidman). Jednak i tak ekran kradnie Keoghan, rozstawiając wszystkich po kątach.

zabicie_swietego_jelenia1

Trudno mi bardzo jednoznacznie ocenić nowe dzieło Lanthimosa, który nadal robi dość hermetyczne, dziwaczne kino. Od tego tytułu odbiłem się niczym samochód podczas zderzenia z ciężarówką. Albo jestem zwyczajnie za głupi, albo reżyser tak odleciał, że zapomniał zabrać mnie za sobą. Zimny, wydumany, przeładowany nieczytelnym drugim dnem oraz kompletnie nieangażujący.

4/10 

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz