Samson

Filmów o wojnie powstawało i nadal powstaje dużo. Bo taki temat można przedstawić na wiele sposobów: od rekonstrukcji działań żołnierzy przez sceny batalistyczne aż po psychologiczne portrety ludzi, będących mimowolnymi świadkami tych wydarzeń. I tą ścieżkę w 1961 roku wybrał Andrzej Wajda realizując „Samsona”. Film oparty na powieści Kazimierza Brandysa, której bohaterem jest Jakub – młody Żyd, który przed wojną trafia do więzienia za zabójstwo. To były czasy, kiedy Żydów traktowano jako gorszych, mieli swoje osobne ławki, a ponoszący się ONR pokazywał swoją wielką miłość do tego narodu. Ale potem wybucha wojna, przynosząca osobom pochodzenie semickiego getto oraz nikłą szansę przetrwania. Ale dzięki zbiegowi okoliczności udaje się bohaterowi uciec i to staje się dla niego największą udręką, wyrzutem sumienia. W końcu Żydzi mają wpisane cierpienie w swoim DNA, prawda?

samson1

Wajda jest tutaj zaskakująco oszczędny, bardziej spokojny, bardzo kameralny, wręcz teatralny w formie. „Samson” jest dramatem człowieka, który nie ma absolutnie żadnego wpływu na swoje życie, a jego jedyną winą było urodzenie się jako Żyd. Trudno tutaj mówić o intrydze, bo to klasyczny snuj z bohaterem przechodzącym z miejsca do miejsca, gdzie każdy – wbrew jego woli – próbuje mu pomóc. A on chce umrzeć, tak jak pozostali z jego narodu, bo nie miał innego wyboru, bo inaczej nie umie funkcjonować. Kolejne osoby, w szczególności kobiety (Lucyna oraz siostrzenica Maliny) są nim zauroczone tak bardzo, że nie chcą bez niego żyć, dopuszczają się nawet kłamstw wobec rzeczywistości.

samson2

Mimo dobrej realizacji – świetne, czarno-białe zdjęcia, solidna scenografia oraz kilku mocnych scen (chowanie zmarłych, widok zniszczonego getta z ofiarami czy rozmowa ze zmarłymi) „Samson” działa miejscami bardzo usypiająco. Niemal brakuje napięcia, poczucia zagrożenia, chociaż doceniam fakt uniknięcia patosu czy przeładowania symbolami, jednak brakuje tutaj jakiegoś zaangażowania, by ruszyły mnie losy Jakuba (porządny Serge Marlin, mówiący głosem Władysława Kowalskiego). Chociaż aktorzy robią, co mogą (najbardziej Alina Janowska oraz Elżbieta Kępińska), to jednak nie byłem w stanie wejść w ich skórę oraz ich zrozumieć.

samson3

Nie dziwię się, że o „Samsonie” pamięta niewielu kinomanów, zaś sam Wajda nie był do końca zadowolony. Dotyka kwestii Holocaustu i antysemityzmu, jednak brakuje w tym wszystkim zaangażowania, pazura, a sam temat wydaje się spłaszczony.

6/10 

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz