Whitney

To jeden z trudniejszych filmów do oceny. Nie tylko dlatego, że jest to film dokumentalny, ale z powodu samej bohaterki. Nie ma chyba osoby, która interesuje się muzyką i nie słyszała przynajmniej jednego utworu Whitney Houston (ale może się mylę). Jednocześnie film powstał w zgodzie z rodziną zmarłej, co budziło we mnie mieszane odczucia. Bo z jednej strony daje dostęp do sporej części materiałów, ale rodziło obawy, że będzie z tego laurka.

whitney1

Ale reżyser Kevin Macdonald, który z dokumentem jest za Pan brat („Czekając na Joe” czy „Marley”) podjął rękawicę i udaje mu się uniknąć jednoznacznych tez oraz serwowania aktu oskarżenia. Bardziej przygląda się świadkom (głównie członkom rodziny, ale też współpracownikom, przyjaciołom rodziny), słucha ich, a wnioski niech każdy wyciągnie sam. Sami zdecydujcie komu uwierzycie, kto kłamie, bo każdy inaczej ocenia pewne osoby, inaczej patrzy na kwestie narkotyków, wychowania, wpływu rodziny na jej życie. Pojawia się wiele pytań, a odpowiedź nie pada tutaj wprost, schowania między spojrzeniami, słowami oraz montażowymi zbitkami, gdzie Whitney przeplata się z archiwalnymi materiałami z epoki, jak choćby na początku, gdzie jej śpiew przeplata się ze scenami zamieszek w latach 60.

whitney2

Reżyser zestawia te fragmenty i rozmowy ze sobą, ale też stara się spojrzeć szerzej na samą bohaterkę i próbuje wejść do jej umysłu. Oglądając ciągle się zastanawiałem: dlaczego? Dlaczego jej historia się skończyła tak, a nie inaczej? Co doprowadziło do jej upadku? I czy można było tego wszystkiego uniknąć? Powoli zaczynamy odkrywać kolejne tajemnice rodziny, pewne niespełnione ambicje (matka – wokalistka oraz jej pierwsza nauczycielka), pretensje oraz brudy całej familii. A jest tego bardzo dużo: próbujący finansowo kontrolować ojciec, który pozywa córkę na… 100 milionów dolców; toksyczna relacja z mężem, nie mogącym odnaleźć się w sytuacji, że nie jest w centrum uwagi; bracia, którzy zasmakowali w narkotykach (i poczęstowali nimi siostrę); wreszcie córka Whitney idąca tą samą ścieżką, co matka. Jej talent oraz umiejętności wokalne nie podlegają jakiejkolwiek dyskusji i nie jest to tylko babranie się w bagnie.

whitney3

Brakowało mi w tym filmie jednego głosu, który byłby bardzo istotny: chodzi o Robyn, która bardzo często jest wspomina i jej wpływ na karierę Houston jest bardzo duży. Brak jej perspektywy wydaje się dość istotny i na pewno rzuciłby spore światło na jej historię. Ale reżyserowi nie udało się jej przekonać, co dla mnie jest pewnym sygnałem.

„Whitney” jest porządnym dokumentem, chociaż pozostawia spory niedosyt. Zachowuje obiektywny dystans, jednak nie daje odpowiedzi na pytania (przynajmniej wprost). Niemniej jest to dobry kierunek, który może zachęcić do dalszych poszukiwań.

7/10 

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz