Zwierzęta

Są takie filmy, po obejrzeniu których zaczynacie się zastanawiać: co ja przed chwilą obejrzałem? Próbuje rozgryźć i dopasować wszystkie elementy układanki, ale ciągle czegoś brakuje. Reżyser jedynie ogranicza się do roli obserwatora Twoich poczynań i prób rozwiązania zagadki. A jeśli myślisz, że cię w jakiś sposób naprowadzi, popełniasz wielki błąd. Nic nie powie, a nawet jeszcze bardziej namąci ci w głowie. Takie „mózgotrzepy” zwanego też „mindfuckami” są czasami trudną zagwozdką albo w najgorszym wypadku nieczytelną wydmuszką. Mistrzem tego typu kina jest David Lynch, ale wielu próbowało naśladować ten styl reżysera. Z lepszym lub gorszym skutkiem, a jak sobie z tym poradził Greg Zgliński?

„Zwierzęta” to koprodukcja polsko-austriacka, zaczynająca się banalnie prosto. Bohaterami jest para małżonków, których więzi stały się słabsze. On – kucharz, ma kochankę. I to niedaleko, bo piętro wyżej. Ona – pisarka, tworzy dzieła dla dzieci, ale chce przygotować powieść dla dorosłych. I wie, że mąż ją zdradza. By naprawić związek oboje decydują wyjechać do domku poza wielkim miastem w Szwajcarii, zaś swoje lokum wynajmują kobiecie o imieniu Misha. W trakcie podróży dochodzi do wypadku i wszystko zaczyna się chrzanić. W tym samym czasie Misha też ma drobny wypadek: wskutek poślizgu uderza głową o ziemię. Dzięki temu poznaje pewnego lekarza, z którym się umawia. Jednocześnie nachodzi ją kwiaciarz, widząc w niej zmarłą dziewczynę.

Dwutorowa narracja wywołuje jeszcze większą konsternację, zaś reżyser od samego początku dezorientuje. W jednej z pierwszych scen widzimy kobietę z 3 piętra, która spada w dół. Słyszymy odgłos zderzenia, ale kiedy kamera idzie w dół… nie ma żadnego ciała. Mało tego, operator przenosi obraz w górę, gdzie w oknie niżej rozmawia mężczyzna. To tylko początek, bo pojawia się jeszcze więcej tajemnic: lekarz najpierw bez palca, następnie z całą ręką, pojawiający się w dwóch różnych miejscach kot, pokój nie dający się otworzyć. Czas wydaje się dla każdej z naszej pary bohaterów płynąć innym tempem, a w paru scenach wydaje się, że jedna osoba słyszy zupełnie inne słowa od wypowiadanych. Co się stało, co jest prawdą, co jest fatamorganą – kompletnie poplątana układanka. Muszę jednak przyznać, że intryguje i wygląda to fantastycznie.

Miejscami bardzo malarskie zdjęcia (choćby mgły nad lasem), rytmiczny montaż, długie ujęcia oraz ciągle obecne poczucie niepokoju. Czy to za pomocą miejscami bardzo mrocznych kadrów, niepokojącej muzyki Bartosza Chajdeckiego czy dźwięków w kilku scenach jak podczas próby otwarcia drzwi lub podjazdu przez tunel w niemal ciągłej czerwieni. Nie będę próbował bawić się w interpretowanie, jednak muszę przyznać, że obejrzałem film dwa razy i chyba wiem o co chodzi. Ale nie zdradzę, bo sądzę, że większą frajdą będzie samodzielne posklejanie elementów układanki niż szukanie oraz dopasowywanie cudzych interpretacji do swojej wizji.

A od siebie dodam tylko tyle, że jest to świetnie zagrane, tajemnicze, ciekawe oraz stymulujące półkule mózgowe. Te „Zwierzęta” potrafią ugryźć, a ich rany bywają głębokie.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz