Sposób na świętego

O świętym Mikołaju powstała masa filmów i opowieści, gdzie albo pełni główną rolę, albo przewija się gdzieś w tle. Co jeszcze można w tym temacie wymyślić? Bracia Nelms znaleźli na to pytanie pokręconą odpowiedź. Otóż wyobraźcie sobie Mikołaja, który jest zgorzkniały, zmęczony życiem i ledwo radzący sobie z roznoszeniem prezentów. Nie dlatego, że jest ich dużo, lecz wręcz przeciwnie: dzieci stały się coraz mniej grzeczne i dużo węgla pójdzie pod choinki. Chyba trzeba będzie zamknąć interes. Albo pójść na układ z armią USA i tworzyć części do myśliwców.

To jednak tylko początek kłopotów Chrisa. Wszystko z powodu rozpieszczonego chłopaka, mieszkającego razem z chorującą babcią. Oraz służącymi. Bardzo rozpieszczony gnojek Billy, który mógłby być krewnym Richie Richa. Nie mogąc znieść porażki, gnębi koleżankę z klasy, okrada babcię w celu wynajęcia płatnego mordercy. Jednak jego prawdziwy wybuch gniewu nastaje, gdy w Święta dostaje węgiel. I decyduje się na wynajęcie zabójcy z celu likwidacji Mikołaja. Tylko jak się do niego dostać?

Sam film przeskakuje między poważnymi momentami, pokręconą komedią a kinem akcji. Po opisie fabuły można było się spodziewać wariackiego kina z akcją bardzo przerysowaną i pełną absurdalnych pomysłów. Część z tego tutaj jest, ale wszystko zaskakuje przyziemnością, co wynika z niewielkiego budżetu. Akcja niemal w całości osadzona jest w domu Mikołaja, gdzie mieszka z żoną oraz fabryce prezentów, która znajduje się w stodole. Wszystko sprawia wrażenie bardzo realistycznego świata, gdzie o obecności Chrisa wiedzą tylko nieliczni.

Skromnie, prosto, bez fajerwerków. W zasadzie tak można opisać „Sposób na świętego”, będący bardzo powolną opowieścią. Dopiero w trzecim akcie dochodzi do ostatecznej konfrontacji i ta zaskakuje przyziemnością. Nie oznacza to jednak braku napięcia czy nudę. Nie brakuje też refleksji związanej z faktem, że Święta oznaczają napędzającą komercjalizację, co dla świętego jest powodem rozgoryczenia oraz wątpliwości w siłę swoich wpływów. Że ludzie bardziej są egoistyczni, liczy się tylko własne ego i każdą porażkę traktują osobiście. Tak jest z Billym, ale też zabójcą mającym osobiste porachunki z brodaczem w czerwonym stroju. Refleksje nad tym światem są prowadzone między słowami i to pozwala myśleć troszkę cieplej.

A wszystko w ryzach trzyma świetna obsada. Mikołajem jest tutaj sam Mel Gibson z kozackim zarostem i tym spojrzeniem, które czyni tą postać nieobliczalną. Wszelkie emocje wygrywa bezbłędnie, zaś chemia między nim a Marianne Jean-Baptiste (Ruth, pani Mikołajowa) działa mocno. Mimo tego, że wspólnych scen jest niewiele, lecz ciepło oraz sympatia aktorki jest namacalna. Jednak prawdziwym szaleństwem jest Walton Goggins w roli mordercy. Równie rozczarowany światem, mający obsesję na punkcie zabicia Mikołaja, serwuje wiele smolistych tekstów z kamienną twarzą. Ma parę zadziwiających momentów (zastraszanie dziewczynki czy kupno samolociku), pokazujących inną twarz tej postaci.

To całkiem niezłe kino ze świetnym aktorstwem (z toną charyzmy) i nie do końca wykorzystanym pomysłem, gdzie można było zaszaleć. Aż prosiło się, by zrobić z Mikołaja herosa kina akcji, podlewając wszystko absurdalnym humorem w stylu ZAZ czy Mela Brooksa. Może znajdzie się jakiś wariat, który pójdzie w tą stronę.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz