Odwilż

Polskie seriale kryminalne mają tradycje równie długą jak nieśmieszne komedie romantyczne. I tak jak te drugie pojawiają się falami, z różną jakością, choć ostatnio potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć. Głównie na polu technicznym i czerpiąc ze znajomych elementów seriali zagranicznych, co czasami działa, a czasem nie. Jaki jest przypadek „Odwilży” od reżysera Xaverego Żuławskiego oraz scenarzysty Marty Szymanek?

Akcja toczy się w Szczecinie podczas przedwiośnia, czyli jest szaro, buro i przyroda czeka na moment wybudzenia się. Naszą bohaterką jest starsza aspirant Katarzyna Zawieja – policjantka samotnie wychowująca córkę i wdowa po policjancie. Jego śmierć prokuratura uznała za samobójstwo, co nie akceptuje jej teść. Razem ze swoim partnerem Trepą ruszają w miasto na pozornie rutynową sprawę. Jednak jak wszyscy wiemy, proste sprawy tylko początkowo wydaje się proste i zaczyna się komplikować. Najpierw na śmietniku zostaje znaleziona pępowina, a potem nad rzeką ciało ciężarnej kobiety. Nie wiadomo czy dziecko żyje. Ofiarą jest córka prokuratora okręgowego, Michała Strzeleckiego, zaś jej małżeństwo przechodziło kryzys. Podejrzanych jest wielu, a z każdą minutą szansa na znalezienie żywego noworodka maleją.

Innymi słowy, nic nowego w konwencji, ale czy każdy serial musi być przełomową, nową jakością? „Odwilż” garściami czerpie głównie z nordic noir, zwłaszcza pod względem klimatu. Szczecin jest zalany ciemnością, monochromatycznymi kolorami i ogólną szarzyzną dnia codziennego. Poczucie tego mroku potęgują absolutnie fantastyczne zdjęcia Tomasza Naumiuka, gdzie nawet tak proste rzeczy jak jazda samochodem bywa pokazywana zza szyby czy ujęcia z góry niczym oko Boga. Tutaj noc jest tak czarna, że jest w stanie pochłonąć każdą osobę. Niby reszta jest znajoma, czyli mylenie tropów, powoli odkrywana tajemnica oraz przeszłość, będąca niemal przygniatającym balastem. To dotyczy zarówno samej intrygi, jak i prowadzącej sprawy Zawiei (intrygująca Katarzyna Wajda). Z jednej strony jest uparta oraz zdeterminowana w dotarciu do rozwiązania, to jej życie prywatne jest nieogarniętym bałaganem, który coraz ciężej jest ukryć. Śmierć męża, córka stanowiąca tak naprawdę balastem, z którym nie wiadomo co robić (że potrafi zirytować swoim zachowaniem, to inna kwestia) – przypomina to niedawno widzianego „Kasztanowego ludzika”. Ale mimo czerpania ze znajomych schematów, wszystko to wydaje się bardzo naturalne. A umówmy się, to nie jest łatwe zadanie.

Zadziwiło mnie równe tempo, bez poważniejszych błędów logicznych (może poza pierdołami w rodzaju zabrania córki na miejsce zbrodni) oraz zgrabnie napisanym scenariuszem. W tle jeszcze przygrywa niepokojąca muzyka Łukasza Targosza, a całość parę razy korzysta z równoległego montażu. Nie jest to produkcja efekciarska (choć jest w finale strzelanina oraz pościg samochodowy), ale za to bardzo efektywna, potrafiąca trzymać w napięciu oraz parę razy zaskoczyć.

To też zasługa aktorów, choć nie wszyscy zostają w pełni wykorzystani (Andrzej Grabowski, Sebastian Fabijański czy Bogusław Linda). Ale ci, co błyszczą, robią to pełnym światłem. Taka jest Katarzyna Wajda jako silna-słaba Zawieja z obsesją na punkcie tej sprawy. Równie świetne jest trio partnerujące jej bohaterce, czyli Bartłomiej Kotchedoff (zachowawczy aspirant Trepa), Cezary Łukaszewicz (impulsywny Radwan) oraz Juliusz Chrząstowski (konkretny naczelnik Pietrzak), tworzący postacie z krwi i kości. Jest jeszcze masa znanych twarzy, które nawet w drobnych epizodach (Anna Krotoska!! Eryk Lubos!!!) potrafią zapaść w pamięć.

Choć „Odwilż” to raczej produkcja jednorazowa, jest wykonana na poziomie najwyższym z możliwych. Żuławski prowadzi wszystko z wyczuciem i w większości przypadku trafia w cel. Pewnie poprowadzona, z interesującą bohaterką oraz wiarygodnie napisaną intrygą. Tylko i aż tyle.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz