To nie wypanda

Pixar od 1995 roku to marka sama w sobie. Mistrzowie animacji z Emeryville mieli swoje wzloty i upadki, jednak ich animacje zawsze potrafiły oczarować. Jeśli nie fabułą, to przynajmniej jakością techniczną na najwyższym poziomie. W 90% potrafi opowiadać o ważnych i poważnych sprawach, jednocześnie dostarczając rozrywki widzom w każdym wieku. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego dzieła, czyli “To nie wypanda”. Niby kolejna opowieść osadzona w innej kulturze (w sensie – nie-białych), ale jednocześnie jest bardzo uniwersalna.

Akcja jest osadzona w Kanadzie roku 2002, a jej bohaterką jest pochodząca z Chin Meimei. Dziewczyna ma 13 lat, chodzi do szkoły i razem z rodziną zajmuje się świątynią (najstarszą w mieście), gdzie z matką modlą się do swoich przodków. Mei ma pewne problem, bo chce zadowolić wszystkich: matkę, swoje kumpele (nabuzowana Miriam, wycofana Priya i sarkastyczna Abby), co są fankami k-popowej kapeli 4-EVER i zasuwa na wszystkich zajęciach. Ale pewnego dnia Mei się budzi i… w niczym nie przypomina siebie. Tylko dużą, włochatą, czerwoną pandę, co wywołuje w niej wściekłość bestii. Jeszcze większy gniew wynika, gdy Mei odkrywa, iż w jej rodzinie jest to dziedziczne i każda kobieta otrzymuje “w spadku po przodkini” pandę, która uruchamia się pod wpływem silnych emocji. Można się jej pozbyć tylko po odbyciu pewnego rytuału. A jeszcze planowany jest koncert ich kochanego boysbandu.

“To nie wypanda” jest debiutem Domee Shi i czuć wpływy azjatyckich animacji. Chodzi mi głównie o ekspresję twarzy (szczególnie oczęta), zabawę montażem I ogólną estetykę. W połączeniu z dużym budżetem i amerykańską wrażliwością tworzy to mieszankę wybuchową. Tematyka jest jasna: zderzenie nastolatki, która zachowuje się jak nastolatka oraz jej nadopiekuńczej (do tego stopnia, że aż upokarzająca) matki, mającej z góry zaplanowaną jej przyszłość. Jak pogodzić oczekiwania oraz swoją tradycję z byciem sobą? – oto jest zagwozdka oraz clue całego filmu. Czy żyć razem ze swoją wewnętrzną bestią, czy może ją wypędzić? No I jak zebrać kasę na bilet do koncertu swojego ukochanego bandu? Z perspektywy dorosłego ten ostatni problem może wydawać się co najmniej niedorzeczny, ale dla nastoletniej osoby jest to kwestia niemal życia i śmierci. Czy ona będzie w stanie iść własną drogą?

Sam proces dojrzewania z jednej strony jest ogrywany bardzo komediowo, z masa slapstickowego (I nie tylko) humoru jak podczas pierwszego “wejścia” pandy. Z drugiej jednak jest pare rzeczy pokazanych w bardzo szczery sposób. Mei zaczyna zwracać uwagę na chłopaków (jeden nawet się śni w dość wykręcony sposób), nie do końca panuje nad swoimi emocjami, wyczuwa swoje niezbyt przyjemne zapachy. I zaczyna się buntować, a relacje z matką pogarszają się. Dziewczyna przestaje poznawać samą siebie, co budzi w niej strach. I tutaj twórcy pokazują to bez cienia fałszu oraz używania klisz, choć fabuła jest przewidywalna, zaś niektóre elementy (sposób zebrania kasy) budzą wątpliwości. Ale realizacja to inny temat: animacja jest wręcz zachwycająca jak choćby podczas gotowania obiadu (warzywa oraz poszczególne składniki wyglądają wręcz fotorealistycznie), stylizowana na japońskie anime. Finał mocno idzie w stronę czegoś a’la “Godzilla”, polane jeszcze sosem z dawnych wierzeń. Mnie to kupiło, zaś Mei nie irytowała o co było łatwo przy tym stylu wizualnym.

Z ostatnich produkcji Pixara “To nie wypanda” jest najbardziej przyziemnym tytułem, gdzie element nadprzyrodzony jest tylko tłem. Bardzo zabawna, miejscami poruszająca oraz dostarczająca sporej zabawy produkcja. Dorośli mogą odnaleźć w niej siebie i spojrzeć na siebie z czasów młodości, by przemyśleć parę spraw. Magicy z Emeryville znowu dowieźli.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz