Gran Torino

Walt Kowalski – stary, zrzędliwy pierdziel mieszkający w dzielnicy pełnej Azjatów. Nikt go nie lubi, wali prosto z mostu, rodzina liczy tylko na jego spadek i uważa go za niedołęgę. Pewnego wieczora pomaga młodemu chłopakowi znad przeciwka, który dostaje łomot od swojego kuzyna-gangstera. Ta relacja okazuje się bardzo istotna.

gran_torino1

Ostatni film Clinta Eastwooda z Clintem Eastwoodem w roli głównej. A jest to typowy Eastwood – małomówny, niepoprawny twardziel mocny nie tylko w gębie. W końcu gra Polaka (Matki Boskiej ani polskiej flagi nie widziałem) – może troszkę stereotypowego, czyli niepokornego, krnąbrnego i ostrego, ale i tak jest wiarygodny do końca. Sama historia jest tak przewidywalna, że nic nie jest w stanie tego zakryć. Ani niepoprawne politycznie dialogi, ani sarkastyczny humor, nawet rodzina Hmongów (taki lud z Wietnamu i Chin – było jeszcze trzecie państwo, ale wyleciało mi z głowy) wydaje się typowa. Ciapowaty syn, mądrzejsza siostra i babcia mówiąca tylko w swoim języku. Wiadomo jak się potoczy – Walt stanie się mentorem dla dzieciaka, który stanie się prawdziwym facetem, a narwanych gangsterów czeka zasłużona sprawiedliwość. aktorsko jest w porządku – bez jakiś błysków, ale i bez poważnej wtopy.

gran_torino2

Ale zakończenie przełamuje ten film, który byłby tak naprawdę jednym ze średniaków. Tam Clint kpi i ośmiesza przemoc (więcej nie powiem). Choćby dla niego warto zobaczyć tą konwencjonalną opowieść o starym pierdzielu, który tak naprawdę jest spoko gościem. Tylko jest jeden warunek – nie wkurwiajcie go.

gran_torino3

6,5/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Listy z Iwo Jimy

Film jest drugą częścią opowieści o bitwie na wyspie Iwo Jima.  Fundamentem tej opowieści z perspektywy Japończyków są znalezione w 2005 roku na wyspie listy napisane przez żołnierzy dowodzonych przez generała Kuribayashiego. Próba rekonstrukcji wydarzeń dokonana przez Clinta Eastwooda jest przeciwieństwem wydarzeń ze „Sztandaru chwały”.

listy_z_iwo_jimy1

Nie brakuje tutaj rozmachu oraz scen batalistycznych, jednak jest on bardziej wyciszony, stonowany i oszczędniejszy, także od strony wizualnej. Reżyser zaskakuje tym bardziej, że udaje mu się nie tylko odtworzyć prawdopodobny przebieg wydarzeń, ale rekonstruuje także mentalność indoktrynowanych Japończyków, dla których honor jest najważniejszy, a śmierć dla cesarza niemal zaszczytem – nic dziwnego, że Japończycy byli tacy zdeterminowani. W całość jeszcze są wplecione retrospektywy, pokazujące ich bliskich oraz trudne decyzje (Shimizu, który został zesłany za to, że… nie zabił psa), pozbawione sensu oraz logiki („honorowe” samobójstwa). Nie brakuje tutaj napięcia, bohaterowie wydaja się czymś więcej niż tylko jedną cechą wybijająca się czy nośnikiem jakiejś idei. Znowu jest to znakomicie zrealizowane (mroczne zdjęcia – spora część wydarzeń toczy się w tunelach, solidny montaż i bardzo dobre dialogi, a także muzyka niewybijająca się) i przypomina się starą prawdę – wróg po bliższym poznaniu przestaje być wrogiem.

listy_z_iwo_jimy2

W samym filmie, gdzie dialogów w języku angielskim jest śladowa ilość, świetnie sprawdza się japońska obsada. Nie sposób nie docenić Kena Watanabe, który znakomicie się sprawdził w roli generała Kuribayashiego. Widać, że to odpowiedzialny dowódca, którego metody nie do końca zyskują akceptację jego podwładnych (nie buduje okopów na plaży, stara się utrzymywać żołnierzy przy życiu zamiast robić harakiri), znając troszkę podejście Amerykanów. Drugim istotnym bohaterem jest szeregowiec Saigo (Kazunari Ninomiya), traktujący nowego dowódcę niemal jak bohatera, zachowując też zdrowy rozsądek. Postać ta (zmyślona) to typowy wojak, nie chcący umierać za swoją ojczyznę. Te dwie postaci zapadają najbardziej w pamięć, ale drugi plan też jest bardzo ciekawy z Ryo Kaze (Shimizu) oraz Tsuyoshi Iharą (pułkownik Nishi) na czele.

listy_z_iwo_jimy3

Kto by się spodziewał takiej dojrzałości oraz wrażliwości po takim amerykańskim twardzielu jak Clint Eastwood? Na pewno nie ja, ale ciągle zaskakuje mnie ten reżyser. Powiem tylko tyle: bardzo dobry film, nie tylko dla miłośników wojennych opowieści.

8/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Sztandar chwały

Bitwa o Iwo Jimę była jedną z najważniejszych potyczek na froncie Pacyfiku podczas II wojny światowej. Była tak ważna, że Clint Eastwood postanowił o niej opowiedzieć w dwóch filmach, pokazując starcie z perspektywy obydwu stron walczących. „Sztandar chwały” jest opowieścią od strony Amerykanów, a dokładnie relacją świadków, z którymi rozmawiał syn jednego z wojaków, sanitariusza Johna Bradleya. Kojarzycie to zdjęcie?

iwo_jima

Tak, Bradley był jednym z żołnierzy wnoszących ten sztandar. I to o nich opowiada ten film. A dokładniej mamy tutaj dwa wątki, które przeplatają się ze sobą. Pierwszy to wojenne starcia o japońską wyspę. Te fragmenty mocno przypominają to, co znamy choćby z „Szeregowca Ryana” (brudne, stonowane zdjęcia, ujęcia z ręki nadające niemal reporterski charakter oraz wielki rozmach). To potęguje ponury klimat, jednak niczym nowym tutaj nie zaskakuje. Drugi wątek związany jest z tymi, co wnieśli sztandar na szczyt. Zostali oni wycofani z wojny i wykorzystani przez rząd, by zebrać bony wojenne. Cyniczne działania polityków (cel propagandowy) są tutaj mocno piętnowane oraz stanowią znacznie ciekawszą historię niż wojenne batalie.

sztandar_chwaly1

Obydwie te opowieści przeplatają się ze sobą, co budzi pewien chaos oraz zgrzyt, przez co nie zawsze działa to tak silnie, jakby tego chcieli twórcy. Nie udało się też uniknąć patosu (końcówka jest naprawdę słaba i bardzo amerykańska), jednak nie wywołuje to aż takich wymiotów, jak wielu by się tego spodziewało. Efekt jednak jest naprawdę dobry i udaje się pokazać wojenny bezsens i absurd wojny (kiedy jeden z wojaków wpada do wody, żaden statek nie zawraca po niego czy przenoszenie kabla telefonicznego na szczyt), a także jej destrukcyjną siłę. Niby to już znamy, ale zawsze warto to przypomnieć.

sztandar_chwaly2

Eastwood postawił tutaj na młodych aktorów w rolach głównych i rzeczywiście udało się stworzyć mocny skład. Pozytywnie zaskakuje tutaj Ryan Philippe jako sanitariusz Bradley, który niespodziewanie dla siebie zostaje uznany za bohatera, mimo iż wiele razy nie udało mu się uratować kolegów ze szponów śmierci. Także Jesse Bradford (szeregowy Gagnon) bardzo dobrze sobie poradził z rolą bohatera mimo woli (był tak naprawdę gońcem), żyjącego w blasku reflektorów. Ale tak naprawdę błyszczy tutaj Adam Beach (Indianin Ira Hayes), który nie radzi sobie z wojennymi wspomnieniami, topiąc je w alkoholu. W dodatku jako Indianin jest traktowany obco. Poza nimi jest jeszcze solidny drugi plan z Barrym Pepperem (sierżant Mike Strand), Jamie Bellem („Iggy”) czy Paulem Walkerem (Hank).

sztandar_chwaly3

Eastwood tym razem poszedł na wojnę i parę razy mocno zapunktował. Bywa troszkę patosu (jednak bardziej podszyty cynizmem), ale pokazuje tutaj jak mocną siłą jest tutaj mit. Perspektywa japońska wydaje się jednak ciekawsza, ale Clint poniżej przyzwoitego poziomu nie schodzi.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Za wszelką cenę

Frankie Dunn to starszy pan, który posiada własną salę bokserską i trenuje młodych fighterów na przyszłych mistrzów. Mówi niewiele, doradza dobrze, ale boi się zaryzykować. I do właśnie do niego przychodzi niemłoda dziewczyna Maggie Fitzgerald, która nalega na to, by Frankie został jej trenerem. Pod wpływem swojego przyjaciela, Eddie’ego „Scrap-Iron” Dupuis, mężczyzna postanawia zostać jej trenerem oraz menadżerem.

za_wszelka_cene1

 

Tak naprawdę ten film miał być debiutem Paula Haggisa, który także napisał scenariusz i miał pomysł na obsadę. Chciał obsadzić Clinta Eastwooda, ale ten powiedział, że zagra pod jednym warunkiem – że wyreżyseruje ten film, tak też się stało. Z filmami o boksie jest tak, że zazwyczaj najważniejsze jest to, co się dzieje na ringu (efektownie sfilmowane walki), a to, co poza nim wydaje się drobiazgiem, niemal dodatkiem. Ale coraz bardziej widac jest pewne odwrócenie tych proporcji, gdzie najważniejsze staje się to, co jest poza ringiem. A co tam jest? Nieustanna i ciągła walka. O co? O godność, szacunek do siebie, o przebaczenie dawnych win. Eastwood tworzy bardziej dramat obyczajowy niż stricte bokserską opowieść. Utrzymana jest niemal w półmroku (wiele nocnych ujęć, z oszczędnym oświetleniem), tempem dość spokojnym, ale bez przesady oraz uważnymi refleksjami na temat boksu. Technicznie jest bardzo konserwatywna, niemal konwencjonalna, ale to pewien znak rozpoznawczy Brudnego Eastwooda. Nie przeszkadza mu to jednak grać na emocjach i pokazać kilka postaci, dla których nauka u Frankiego będzie istotna. Jedni nauczą się pokory (arogancki i pewny siebie Shawrelle), inni dostaną skrzydeł i przejrzą na oczy (niepozbawiony serca do walki Danger) – pozornie to film jakich wiele, co może sugerować także obecność narracji z offu (Eddie’ego). Jednak finał dosłownie wgniata w fotel i pozostaje w pamięci na długo (musicie to sami obejrzeć, więcej nie powiem).

za_wszelka_cene2

Sam film ociera się o arcydzieło, ale na to miano wnoszą go także aktorzy. Eastwood pozornie gra ten sam typ postaci, czyli małomównego, twardego mężczyznę. Jednak pod tą maską widać pewne cechy mniej spotykane w tych postaciach: troska, odpowiedzialność, a także strach i dawne winy, nie dające spokoju (pogorszone relacje z córką, która nie chce z nim mieć kontaktu). Także Morgan Freeman radzi sobie wybornie jako przyjaciel i podpora Frankiego, który ma wiele do opowiedzenia, obserwuje wiele, a jednocześnie będąc tłem zawłaszcza sobie ekran. Jednak tak naprawdę wszystko to sprowadza się do jeszcze jednej osoby – Hilary Swank. Maggie w jej wykonaniu to pozornie obojętna kobieta, dla której boks staje się pasją oraz sensem życia. Jej energia i determinacja wynikająca z bycia tą gorszą jest zrozumiała i bardzo wiarygodnie pokazana, a jej relacja z Frankie początkowo przypomina relację mistrz-uczeń, by potem ewoluować na poziom ojciec-córka. Upór, konsekwencja i pewna siła, której nie umiem  nazwać – dla mnie to kompletna rola, w pełni zasługująca na Oscara. Reszta aktorów, prezentuje przynajmniej dobry poziom, nie odwracając uwagi od tego trójkąta.

za_wszelka_cene3

Pamiętam jak ten film obejrzałem po raz pierwszy i poruszył mną całkowicie. W tej kwestii nic się nie zmieniło, a widok widowni krzyczącej podczas walki „Mo Cuishle” pozostanie mi w pamięci do samego końca. Podobnie jak ostatni dylemat moralny. Tak się robi po prostu wielkie kino. Następne filmy Eastwooda już nie były w stanie osiągnąć tego pułapu, co nie znaczyło, ze były one nieudane. Ale o tym opowiem innym razem.

10/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Rzeka tajemnic

Boston. W tym mieście żyło sobie trzech chłopców mocno z sobą zżytych – Jimmy, Sean i Dave. Jednak pewnego dnia, gdy pisali swoje imiona na świeżym betonie, pojawił się policjant i zabrał Dave’a. po trzech okazało się, że to był pedofil, bo chłopakowi udało się zwiać. 25 lat później losy oddalonej od siebie trójki bohaterów znów się łączą z powodu morderstwa 19-letniej dziewczyny. Jimmy jest jej ojcem, Sean prowadzi śledztwo, a Dave staje się obiektem zainteresowania policji.

rzeka_tajemnic1

Dennis Lehane jest uznanym i bardzo cenionym autorem kryminałów, które cieszyły się dużą popularnością. Ale to nazwisko nie mówiło mi nic, dopóki nie usłyszałem o planowanej adaptacji jednej z książek przez samego Clinta Eastwooda. Doświadczony reżyser pokazał, że nie zgubił swojej formy i nakręcił mroczny i ponury kryminał. Boston jest tutaj miejscem pełnym przestępczości oraz mrocznych tajemnic, które odciskają piętno na wszystkich. Pozornie historia toczy się dość oczywistym torem (mylne tropy, wiele znaków zapytania), jednak nie ma tutaj miejsca na nudę, a prosta, niemal dokumentalna realizacja działa tutaj na plus. Zagadka jest tylko pretekstem do pokazania, jak jedno zdarzenie naznacza piętnem wszystkich. Łamigłówka jest tutaj prowadzona poniekąd przy okazji, ale wciąga i próbujemy odkryć sprawcę. Mógłbym powiedzieć troszkę więcej, ale nie wolno tutaj zdradzać zbyt wiele, jednak dostajemy tutaj zarówno wiarygodne psychologicznie postaci, bardzo ponury, niemal fatalistyczny klimat oraz kilka trzymających za gardło scen (odnalezienie zwłok czy finał).

rzeka_tajemnic2

Sam Clint ma mocną rękę do obsady, ściągając same uznane nazwiska. Sean Penn tylko potwierdza, że jest jednym z najciekawszych aktorów swojego pokolenia, bardzo umiejętnie balansując między cierpieniem, a żądzą zemsty (próbuje na własną rękę znaleźć sprawę), mając kontakty z półświatkiem, dzięki swojej przeszłości. Ale tak naprawdę szoł mu ukradli dwaj partnerzy – Kevin Bacon i Tim Robbins. Ten pierwszy znakomicie sobie poradził z rolą detektywa, próbującego ustalić sprawcę (i robi to tak jak każdy gliniarz) i jednocześnie zmaga się ze swoją żoną, nieustannie dzwoniącą przez telefon. Z kolei Robbins genialnie pokazuje człowieka zniszczonego przez traumę – jest wyciszony, niemal wycofany, ciągle przerażony. Tak naprawdę to dziecko w ciele dorosłego mężczyzny – słaby i niestabilny psychicznie, rola w pełni zasługująca na Oscara.

rzeka_tajemnic3

Nie sposób też nie wspomnieć o paniach, które tutaj działają albo jako silne, twarde osobowości (Annabethe Markum w wykonaniu Laury Linney) albo doprowadzające do śmierci. Taka jest Celeste Boyle (mocna Marcia Gay Harden), która kocha swojego męża, jednak coraz bardziej zaczyna się go bać. Te dwie żeńskie role zapadają w pamięć mocno, choć mają mniej czasu na ekranie od panów.

rzeka_tajemnic4

„Rzeka tajemnic” to powrót Eastwooda do zwyżkowej formy i jednocześnie jeden z pierwszych klasyków kina XXI wieku, w którym ciągle można coś odnaleźć. Mroczne, tajemnicze i bardzo poruszające kino, wobec którego nie można przejść obojętnie. Jesteście gotowi na wycieczkę?

rzeka_tajemnic5

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Krwawa profesja

Terry McCaleb jest doświadczonym i dość starym agentem FBI. Od długiego czasu tropi seryjnego mordercę zwanego Numerowcem, gdyż zostawiał po sobie numery z wiadomością. Podczas pościgu za mordercą, agent dostaje zawału serca. Dwa lata później jest już emerytem z nowym sercem, mieszkającym na jachcie. Wtedy pojawia się pewna kobieta, która prosi go o pomoc w rozwikłaniu śledztwa w sprawie śmierci swojej siostry. Jak się potem okazuje – to jej serce ma wszczepione McCaleb.

krwawa_profesja1

Clint Eastwood znów w wersji sensacyjno-kryminalnej. Tym razem wsparty powieścią uznanego autora kryminałów Michaela Connelly’ego oraz scenariuszem zdobywcy Oscara Brian Helgeranda – teoretycznie powinien być hit, a wyszedł niewypał. Sama intryga ma dość nietypowy punkt wyjścia – jednak dalej jest schematycznie, ze sporą ilością klisz i nudno. Łatwo się domyślić, kto jest sprawcą, próbuje się tutaj mylić tropy (dość nieudolnie), a Eastwood, mimo zawału serca nadal zgrywa twardziela. Jak na dziadka wychodzi mu to całkiem nieźle. Finał zaś (starcie w opuszczonym statku) jest mało zaskakujące, pojawi się nieplanowany romans itp., klisza goni kliszę (antypatyczny detektyw, uparta agentka FBI, uczciwa lekarka itp.). A obsadzenie Jeffa Danielsa w roli głównego złego było strzałem w stopę, gdyż jest kompletnie nieprzekonujący. Bronią się tutaj tylko niezłe zdjęcia Toma Sterna (początek współpracy z Eastwoodem) oraz kilka zgrabnych dialogów.

krwawa_profesja2

Już w „Prawdziwej zbrodni” mówiłem, że Eastwood powinien odpuścić sobie granie twardzieli. Tutaj niby wszystko jest na swoim miejscu, ale nic tutaj nie pasuje do siebie. Takich średniaków powinien się pan wstydzić, Mr. Eastwood.

krwawa_profesja3

5/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Kosmiczni kowboje

W roku 1958 szkolono amerykańskich pilotów myśliwych do lotów w kosmos, gdy powstawała NASA. Jednymi z nich byli Frank Corvin oraz Hank Williams, ale wtedy zrezygnowano z nich. 40 lat później do Ziemi zbliża się rosyjski satelita „Ikona”, a Rosjanom zależy na pozbyciu się tego sprzętu z orbity, jednak maszyna nie reaguje na polecenia. Udaje się ustalić, że układ został „skopiowany” z amerykańskiego sprzętu zaprojektowanego przez Franka Corvina. NASA w osobie Boba Gersona zgadza się, by Corvin oraz jego dawni druhowie wyruszyli w kosmos, by odesłać „Ikonę” z dala od Ziemi.

kosmiczni_kowboje2

Clint Eastwood znów obsadził siebie w roli głównej i dał zadanie uratowanie świata. Ale całość jest podana w dość lekkiej, niemal komediowej formie. Całość oparta jest na antagonizmach łatwych do strawienia oraz miłych dla oka. Sam początek to retrospekcyjne przypomnienie rywalizacji między USA a Rosją o dominację (okraszone ładnymi zdjęciami w kolorystyce błękitu), a dalej jest kontrastowa walka między młodością i starością. Eastwood wykorzystuje ten kontrast nie tylko, by w żartobliwej formie przedstawić oswajanie się z powolną stratą siły fizycznej, ale też pokazuje niezmienność charakteru mimo upływu lat oraz siłę przyjaźni.  Jest bardzo zabawnie (fragment wizyty u Jaya Leno czy przeprowadzane badania), ale bardzo realistycznie pokazano wszelkie elementy szkolenia astronautów (ze wskazaniem na symulatory). Perłami są też ujęcia samej akcji (wygląda to całkiem widowiskowo), jednak tam pojawia się odrobina patosu oraz pokaz dzielności Amerykanów, która jednak nie przeszkadza w seansie.

kosmiczni_kowboje1

Sama ekipa prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Sam Clint nadal przypomina prawego i dzielnego kowboja, który jest obrońcą dawnych wartości, jednak bywa zapatrzony zbyt mocno w siebie, co Eastwood pokazuje wyraźnie. Razem z Tommy Lee Jonesem (Hank Williams) tworzą duet twardzieli, którzy nie odpuszczają sobie, bywają zgryźliwi i bardziej twardzi. Jednak widać pewną szorstką przyjaźń między nimi. Wspierani są przez czarującego Donalda Sutherlanda (uwodziciel Jerry) oraz równie uroczego Jamesa Garnera („Czołg” Sullivan), tworzący dowcipny drugi plan. I w zasadzie ta czwórka wystarczyła by za rekomendację, jednak drugi plan też jest dość wyrazisty z solidnym Jamesem Cromwellem (Bob Gerson) oraz Marcią Gay Harden (Sara Holland) na czele.

kosmiczni_kowboje3

Eastwood zamyka XX wiek filmem może nie zbyt ambitnym, ale przyjemnym i lekkim w odbiorze. To bardziej komedia niż film SF, ale co z tego. Bezpretensjonalna rozrywka zrobiona na naprawdę dobrym poziomie, okraszona porządnym humorem oraz znakomitą obsadą. Clint potem czegoś takiego już nie zrobił.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Prawdziwa zbrodnia

Steve Everett jest doświadczonym dziennikarzem, który lubi sobie wypić i mieć przelotne romanse. Po śmierci swojej koleżanki dostaje zlecenie napisania artykułu o skazanym na śmierć Franku Beechumie, którego wyrok ma zostać wykonany tego samego dnia o północy. Jednak dziennikarz przygląda się sprawie i zaczyna mieć wątpliwości.

prawdziwa_zbrodnia1

Clint Eastwood udziela głosu w sprawie przeciwko skazaniu niewinnego człowieka na śmierć. Temat mocny, sprawa wydaje się ważka, ale realizacja mocno konwencjonalna, mało zaskakująca i przede wszystkim nudna. Takich opowieści było już tysiące, a ta jest tysiąc pierwsza. Skazaniec oczywiście jest niewinny i ma to niemal napisane na czole, dziennikarz Everett ma nosa i jednocześnie wyrywa laski (co wydaje mi się już mocno naciągane i mało interesujące), śledztwo jest dość ospale prowadzone i przerywane wątkami z życia Everetta oraz przygotowaniami do egzekucji (to jest zrobione z dużym realizmem). Jednak największym problemem jest brak emocji oraz zaangażowania, a to jest niewybaczalne. Szkoda, ze Clint zamyka XX wiek taką mocną zniżką formy.

prawdziwa_zbrodnia3

Sam Eastwood trzyma nadal fason, jednak tak naprawdę niczym nowym w swoim wizerunku nie zaskakuje. Podobny solidny poziom serwuje James Woods jako naczelny oraz (chyba najciekawszy) Bernard Hill w roli naczelnika więzienia. Reszta postaci (z Isiaha Washingtonem jako niewinnie skazanym) niespecjalnie się wybija i prawdę mówiąc nikogo nie obchodzą.

prawdziwa_zbrodnia2

Zbrodnią jest to, że Clint Eastwood nakręcił takiego przeciętniaka. Mocno widać, że tego typu opowieści – banalne, nudne i schematyczne – powinien już dawno zostawić za sobą.

5/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Północ w ogrodzie dobra i zła

Rok 1981, Savannah. Właśnie tam przybywa nowojorski pisarz John Kelso na zaproszenie Jima Williamsa – jednego z tutejszych bogaczy. Kelso ma napisać artykuł o bożonarodzeniowym przyjęciu urządzonym w domu Williamsa. Po przyjęciu dochodzi do tragedii – gospodarz domu zabija swojego kochanka, Billy’ego Hansona. Pisarz postanawia napisać książkę o zbrodni i trochę na własną rękę próbuje ustalić prawdę.

ogrod_dobra_i_zla1

Clint Eastwood po raz pierwszy od dawna postanowił nie pokazywać się na ekranie. Sama historia to dziwna mieszanka kryminału, dramatu sądowego oraz komedii z czarnym humorem. Śledztwo samo w sobie toczy się dość powolnym tempem, a ważniejsze staje się sportretowania mieszkańców tej miejscowości. Ludzi serdecznych i życzliwych, zawsze otwartych i uśmiechniętych. Ale może to tylko maska? Bo kłuje ich w oczy taka postać jak Williams – i nie chodzi o to, że jest bogaty, kolekcjonuje rzadkie przedmioty, ale jest gejem. Ale tylko tutaj pojawiają się różne dziwne postacie (odprowadzający ciągle „niewidzialnego psa” Patricka czy Luther – mężczyzna z przywiązanymi do siebie muchami) mogące pochodzi z miasteczka Cicely albo co gorsza z „Twin Peaks” (Billy). Sama zagadka wydaje się mniej istotna, a samo Savannah wygląda przepięknie w obiektywie kamery Jacka N. Greena, zwłaszcza nocą idąc na cmentarz odbyć praktyki voodoo.

ogrod_dobra_i_zla2

Nie zawsze to trzyma w napięciu, ale nadrabia to wszystko mrocznym klimatem, bohaterami oraz tajemnica, której świadkami jesteśmy do samego finału. Hipokryzja, nietolerancja, manipulowanie dowodami w sądzie (tam chyba nikogo prawda nie obchodzi) – Eastwood tutaj to piętnuje, ale daje za to spore pole do interpretacji, co może wielu znużyć w trakcie oglądania tego długiego filmu.

ogrod_dobra_i_zla3

Swoje tutaj robią aktorzy. Najbardziej błyszczy tutaj niezawodny Kevin Spacey – wyluzowany, serdeczny i otwarty Jim Williams. Czy taki facet może kogoś zabić z zimna krwią? Jak wspominałem jest ością w gardle dla mieszkańców, jednak nie jest to przerysowany gej, ale bardzo spokojny, niemal wyluzowany facet. W trakcie procesu zachowuje się niemal jakby był pewny siebie, zabezpieczony na wszelkie sposoby (włącznie z praktykami voodoo) i przekonany o swojej bezkarności. Dobrze się tez prezentuje John Cusack, czyli przybysz z daleka obserwujący to ekscentryczne miasto, gdzie powoli znajduje swoje miejsce. Widać, ze Williams budzi w nim sympatię, a nawet pewną fascynację. Choć Jude Law (Billy) pojawia się bardzo rzadko, też zapada w pamięć jako narwany, naćpany i budząca chuć męska prostytutka. Są tutaj jeszcze dwie postacie, które mocno mi zapadły w pamięć. Pierwsza to Minerva (Irma P. Hall), praktykująca voodoo i jednocześnie kobieta posiadająca sporą moc, której nie wolno ignorować. Drugą jest transwestyta Lady Chablis (grany przez… Lady Chablis), którego szoł jest atrakcja jednej z knajp.

ogrod_dobra_i_zla4

Dziwne to kino, którego nie powstydziłby się sam David Lynch. Brudne, mroczne, z galerią ekscentrycznych postaci, gdzie prawo i magia niemal spotykają się obok siebie. Bardzo intrygujące i nieszablonowe kino w dorobku Eastwooda.

7,5/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda

Władza absolutna

Luther Wheatley jest bardzo dobrym złodziejem, którego od lat nikt nie schwytał. Właśnie przygotowuje się do kolejnego skoku, ale w jego trakcie zostaje świadkiem schadzki dwojga kochanków, która kończy się szamotaniną oraz morderstwem. Zabójcami są agenci Secret Service, a mężczyzną na schadzce sam prezydent USA. Lutherowi udaje się zwiać, ale zaczyna się obława na niego.

wladza_absolutna1

Można powiedzieć, że Clint Eastwood już powinien sobie odpuścić kręcenie filmów sensacyjnych z sobą w roli głównej, jednak adaptacja powieści Davida Baldacci jest po prostu solidnie zrobioną robotą. Intryga jednak wydaje się bardzo prosta (prostota zawsze była znakiem rozpoznawczym Eastwooda) i – niestety – mocno przewidywalna. Przez co nie jest w stanie zaangażować emocjonalnie (wyjątkiem jest tutaj scena włamania oraz rozmowa z mężem zabitej kobiety w jego samochodzie). Wiadomo jak się to skończy, kolejne klocki układają się w spójną całość, a kilka wątków (skomplikowana relacja Luthera z córką, która nie chce go znać) są mocno uproszczone i odwracają uwagę od samej intrygi. Eastwood po raz pierwszy pozostaje krytyczny wobec władzy, pokazując (w dość oczywisty sposób) jej deprawację oraz siłę korupcyjną. Sama realizacja jest solidna, scenariusz przyzwoity.

wladza_absolutna2

Aktorstwo też prezentuje solidny poziom i bez fajerwerków. Sam Eastwood w roli złodzieja jest bardzo wiarygodny, choć wydaje się już troszkę za stary na role twardzieli, niemniej trzyma fason. Najbardziej błyszczy tutaj Ed Harris, który tutaj jest po prostu rasowym oraz inteligentnym gliniarzem Sethem Frankiem. Zaledwie solidnie prezentuje się drugi plan z Genem Hackmanem (prezydent USA) i Judy Davis (sekretarz Gloria Russell) na czele.

wladza_absolutna3

To po prostu solidnie zrobiona i porządnie opowiedziana historia sensacyjna – jedna z ostatnich, jakie zrobi Eastwood. Powoli Clint odchodzi od wizerunku twardziela i robi to z klasą.

7/10

Radosław Ostrowski

nadrabiam_Eastwooda