Czarny ptak

Kiedy wydaje ci się, że już nie da się niczego nowego powiedzieć w danym temacie, pojawia się coś obalającego tą tezę. Bo znowu mamy więzienie, seryjnego mordercę i próbę udowodnienia jego winy. Oraz wszystko oparte jest na faktach. ALE jeśli scenarzystą serialu jest pisarz Dennis Lehane sprawa staje jest interesująca. Po kolei jednak.

czarny ptak1

Głównym bohaterem „Czarnego ptaka” jest Jimmy Keene (Taron Egerton) – młody chłopak, co mógł zrobić karierę jako futbolista. Ostatecznie poszedł w dilerkę i żyje sobie więcej niż dobrze. Niemniej nic nie trwa wiecznie i chłopak zostaje aresztowany. Dostaje 10 lat więzienia, a po paru miesiącach szansę za skrócenie wyroku. Jaką? Musi się podjąć niebezpiecznego zadania: trafi do więzienia o zaostrzonym rygorze, by wyciągnąć informacje od podejrzanego o seryjne morderstwo Larry’ego Hilla (Paul Walter Hauser). Brakuje tu jednoznacznych dowodów i przede wszystkim ciał ofiar. Do tego podejrzany ma reputację notorycznego kłamcy, który przyznaje się do wszystkiego. Być może w celu zdobyciu rozgłosu i zwróceniu dla siebie uwagi. Jednocześnie prowadzone jest policyjne śledztwo, by móc dać Keene’owi czas na zebranie dowodów.

czarny ptak4

Jeśli teraz przyszło wam do głowy, że nowy mini-serial od Apple Tv+ kojarzy się z „Mindhunterem”, jest to poniekąd właściwy trop. Bo też mamy więzienie, seryjnego mordercę oraz rozmowy z nim, by wejść w jego duszę. Jednocześnie (niejako równolegle) do głównego wątku wątku mamy lokalnego detektywa z biura szeryfa (Greg Kinnear) i agentkę FBI (Sepideh Moafi), próbujący znaleźć jakieś punkty zaczepienia. Ta narracja tylko pozwala pokazać zarówno bezradność systemu wobec braku mocnych poszlak i dowodów, z drugiej jest więzienna izolacja i paranoja. Oraz poczucie, że przykrywka może zostać spalona.

czarny ptak2

Powolne docieranie oraz odkrywanie umysłu… kogo tak naprawdę? Mordercy, dziwaka, mitomana, człowieka pełnego mroku w sobie? To powolne budowanie „więzi” wywołuje podskórny niepokój, gdzie poznajemy mroczne myśli, które budzą o wiele większe przerażenie niż pokazanie zmasakrowanych ciał. I to wystarczy, a gdy dodamy do tego bardzo sterylne więzienie, gdzie mamy najgorszych z najgorszych to psychika może tego nie unieść. Jak choćby w scenie, gdy Jimmy idzie, patrzy na więźniów i ma poczucie, że patrzą na niego, a tak naprawdę… rozmawiają. Im dalej w las, tym atmosfera robi się coraz bardziej gęsta i niepokojąca, przez co ciężko przewidzieć rozwój wypadków. Tak samo mocny jest odcinek, z przeplatanymi retrospekcjami… jednej z ofiar i jej narracją z offu.

czarny ptak3

Jeszcze bardziej jest to podbite fenomenalnym aktorstwem. Kolejny raz klasę potwierdza Taron Egerton, którego Keene początkowo jest bardzo pewny siebie i opanowany, co zszedł na złą stronę dla wygody oraz łatwej kasy. Jednak z czasem zaczyna coraz bardziej lęk i budowana relacja z Hallem mocno odbija się na nim. Niejako wchodząc w najmroczniejsze wspomnienia, wyparte emocje i demony. Ale prawdziwą perłą jest fenomenalny Paul Walter Hauser w roli Larry’ego Hilla. Mówiący bardzo delikatnym głosem, wolno ruchliwy i z bokobrodami sprawia wrażenie niegroźnego, może nawet rodzić współczucie. Do momentu jak zaczniemy wsłuchiwać się w jego słowa, zwłaszcza w kwestii kobiet i tu się robi niepokojąco. Wspólne momenty obydwu panów są najbardziej elektryzującymi momentami. Nawet drugi plan, choć zawiera dość znajome typy (zmęczony życiem policyjny wyga, ambitna agentka FBI czy schorowany ojciec z wyrzutami sumienia) zagrany jest co najmniej bardzo dobrze i każdy ma swoje przysłowiowe pięć minut.

czarny ptak5

Skoro nie dostaniemy (raczej) trzeciego sezonu „Mindhuntera” – muszę w końcu nadrobić drugi – „Czarny ptak” stanowi bardzo solidne zastępstwo. Świetnie napisane, wyreżyserowane i zrealizowany dramat o najmroczniejszych stronach człowieka. Bez jakichś dużych ozdobników oraz fajerwerków, za to z bardzo nieprzyjazną atmosferą.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Auto Focus

Sława zdarza się każdemu człowiekowi. Czy mówi wam coś nazwisko Bob Crane? Był pozornie zwykłym facetem, pracującym jako radiowiec. Ma żonę i dzieci, a lata 60. wydają się czasem spokoju oraz stabilności. Jednak próbuje on swoich sił jako aktor, dostając szansę – serial „Hogan’s Heroes”, komediowa produkcja o niemieckim obozie jenieckim. Nic nie zapowiadało sukcesu, a serial powstał 6 lat. A wtedy w jego życiu spotyka specjalistę od sprzętu wideo, Johna Carpentera.

auto_focus1

Paul Schrader dla wielu kinomanów znany jest jako scenarzysta kilku głośnych filmów Martina Scorsese („Taksówkarz”, „Wściekły byk”, „Ostatnie kuszenie Chrystusa”) i nie tylko. Mało kto jednak wie, że Schrader wielokrotnie próbował swoich sił jako reżyser. Zrealizowany w 2002 roku „Auto Focus” to bardzo mroczny dramat, będący ostrzeżeniem przed ciemną stronę sławy. Tutaj biografia miesza się z fikcją, zaś życie Crane’a kończy się niewyjaśnionym morderstwem celebryty. Sława, pieniądze, rozgłos, wreszcie kobiety na wyciągnięcie ręki. W połączeniu z obsesją na punkcie fotografii i pornografii, tworzy bardzo niebezpieczną kombinację. O ile na początku wydaje się drobnostką, z czasem staje się to bardzo niewygodnym ciężarem. Zwłaszcza, że nasz bohater nie ukrywa swoich zainteresowań (podczas programu rzuca seksualnymi podtekstami) i spełniając je w domu Carpentera czy na imprezach czuje się tak naprawdę sobą. Nagie zdjęcia, seksfilmy, pornografia oraz życie rodzinne i zawodowe – czy jest możliwa szansa na pogodzenie tych sprzecznych rzeczy?

auto_focus2

Reżyser ostrzega, ale nie oskarża, bo nie jest w stanie wskazać jednego winnego. Czy to toksyczna relacja z Johnem Carpenterem, próbującym odbić się blaskiem sławy Crane’a? Czy to może już działo się wcześniej? Im dalej w las, tym bardziej Schrader pozwala sobie na pewne formalne eksperymenty (surrealistyczna scena, gdy Crane „odlatuje” podczas kręcenia serialu czy nerwowo zmontowana rozmowa telefoniczna z Carpenterem), a skoczną, jazzową muzykę Angelo Badalamentiego zaczynają zastępować „lynchowskie” dźwięki ambientowej elektroniki. Nie ma też odpowiedzi na pytanie, kto zabił, zaś narracja Crane’a z offu nie wywołuje irytacji.

auto_focus3

A Schraderowi udało się zebrać oraz wycisnąć z aktorów prawdziwe soki. Najbardziej zaskakuje tutaj Greg Kinnear, który raczej kojarzony jest z rolami bardziej pozytywnych postaci. Tutaj wyciąga z Crane’a zarówno czarujący, lekko chłopięcy urok, ale też coraz bardziej pokazuje jego uzależnienie od seksu, fotografowania oraz filmowania go. Twarz jest już zmęczona, wszystko zaczyna się wymykać spod kontroli, a aktor znakomicie to wygrywa. Równie mocny jest ulubieniec reżysera, czyli Willem Dafoe w roli Carpentera. I jest to dość zagadkowa postać – spec od techniki z nawijką, sprytem oraz dość imprezowym stylem życia. Między nim a Cranem tworzy się bardzo niebezpieczna nić, sprawiająca, że jeden bez drugiego nie jest w stanie funkcjonować. Panie są raczej tłem, choć najbardziej wybija się piękna Maria Bello (druga żona Crane’a), pokazując ewolucję relacji z Crane’m: od sympatii i miłości przez poczucie osamotnienia.

„Auto Focus” pokazuje talent Schradera do prowadzenia aktorów oraz wyciągania ze scenariusza wszystkich mocnych scen i wątków. Niby nic nowego, bo historia sławy oraz upadku była pokazana multum razy, jednak pokazane tak sugestywnie, że potrafi chwycić za gardło. Wiele pytań zostaje bez odpowiedzi (bo nie jest to stricte kryminał), a ciemna strona sławy jeszcze nie była tak straszna.

7,5/10 

Radosław Ostrowski

Siostra Betty

Betty Sizemore jest zwykłą kurą domową, która pracuje w jadłodajni jako kelnerka. Jej mąż handluje autami, a sama kobieta ma wielkiego fioła na punkcie serialu „Ktoś do kochania”, gdzie jest tam bardzo czarujący dr David Ravell. Jednak jej mąż ukradł 10 kilo narkotyków, za co zostaje zamordowany przez duet kilerów – Charliego i Wesleya. Betty widzi cała zbrodnię i pod wpływem szoku, dochodzi do dziwnej sytuacji. Kobieta wymazała swoje życie i jest przekonana, że doktorek z serialu to jej były narzeczony, wiec postanawia go odnaleźć. W ślad za nią wyruszają kilerzy, szukający dragów.

siostra_betty1

Kiedy wydaje mi się, że nic już nie jest w stanie zaskoczyć, ale zawsze pojawia się film, którzy zmusza mnie do weryfikacji tego przeświadczenia. Neil LaBute zanim zaczął robić filmy słabe (remaki „Kultu” i „Zgonu na pogrzebie”), 15 lat temu zrobił dziwny film. Mieszanka kryminału, melodramatu, komedii i opery mydlanej może sprawiać wrażenie czegoś niedorzecznego. Reżyser bawi się konwencjami oraz regułami tych gatunków, by (z przymrużeniem oka) pokazać efekty szoku psychicznego. Nawet jest to zabawne, by potem wzbudzić strach, rozładować atmosferę absurdalnym humorem (kiczowata, melodramatyczna muzyka, fragmenty telenoweli w telewizji), ale też nie brakuje tutaj niezłej satyry na psychofanów oraz środowisko telewizyjne. Intryga rozkręca się dość powoli, jednak potrafi wciągnąć i zaintrygować, doprowadzając do kompletnie nieobliczalnego finału (więcej wam nie powiem). Wymaga to skupienia oraz otwartości na sztuczność oraz kicz.

siostra_betty2

LaBute zgrabnie tutaj się bawi i pozwala aktorom zaszaleć. Błyszczy tutaj wyborna Renee Zellweger z czasów, gdy była piękną aktorką (czytaj: sprzed operacji plastycznej), a Betty to jej najlepsza kreacja. Naturalna pasjonatka telenoweli, szukająca tak naprawdę poczucia spełnienia oraz szczęścia, dlatego tyle czasu spędza przy fałszywym świecie. Jednak gdy jej mózg płata figla oraz zmienia ją w pielęgniarkę, nadal pozostaje naturalna i budzi współczucie, bez popadania w karykaturę oraz groteskę. Nawet czarujący Greg Kinnear (aktor George McCord, grający dr Ravella), musi zostać mocno w cieniu, będąc tak naprawdę dwiema osobami – aktorem traktującym Betty jako wielką fankę, marzącą o roli w serialu oraz w roli idealnego doktorka. Tak naprawdę drugi plan jest zdominowany przez skontrastowany duet killerów – kapitalnego Morgana Freemana oraz wyszczekanego i niecierpliwego Chrisa Rocka. Tak zabójczego i barwnego duetu nie widziałem od dawna.

siostra_betty3

Szkoda tylko, że LaBute drugiego takiego filmu nie udało mu się zrobić. Być może wtedy bardziej o nim by pamiętano. Na szczęście, można zawsze wrócić do „Siostry Betty”.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Nauczycielka angielskiego

Linda Sinclair pracuje jako nauczycielka angielskiego w liceum w Pennsylwanii. Stara panna zakochana w literaturze, nie do końca trzyma się rzeczywistości. I wtedy przypadkowo spotyka swojego byłego ucznia, niespełnionego dramaturga. Otrzymuje jego sztukę teatralną, którą zamierza wystawić w liceum. Ale pojawia się kilka problemów, a jednym z nich jest zmiana zakończenia i przy okazji, kobieta zakochuje się w byłym uczniu.

nauczycielka

Film miał dość spory potencjał, a kierunek rozwoju tej opowieści leżał tylko i wyłącznie w kwestii twórców, w tym reżysera Craiga Ziska (serial „Trawka”). Tu zaczynają się schody. W założeniu miał to być film o braniu odpowiedzialności za siebie i swoje czyny, a także pokazanie jak wiele jest różnic między literaturą a rzeczywistością czy trudnych relacjach z innymi. Problem zaczyna się w momencie, gdy twórcy próbują to pokazać, dość niezgrabnie balansując między poważną komedią a nieśmiesznym dramatem. Zaśmiałem się może ze 3 razy na całym filmie (jako komedia to porażka), zaś problemy pokazane są w sposób powierzchowny i nieangażujący (jako dramat to też porażka). Aktorzy w zasadzie nie mają nic do zagrania i nawet Julianne Moore, którą bardzo cenię i lubię, marnuje się tutaj, nie przekonując jako naiwna nauczycielka. Ten rozkrok osłabia ten niezbyt ciekawy film, więc nic dziwnego, że od razu wyszedł na DVD.

Możecie spróbować obejrzeć „Nauczycielkę…”, ale nie radzę. Zaoszczędzicie sobie pieniądze, rozczarowania i czas.

5/10

Radosław Ostrowski