Fahrenheit 451

Kolejne podejście do powieści Raya Bradbury’ego, tym razem dokonane przez stację HBO. Czyli świat, w którym książki w formie papierowej są zakazane (poza trzema tytułami), a strażacy wywołują pożary. Ale tym razem Guy Montag jest samotnikiem, mieszkającym w domu, pracującym 16 lat w straży (tak jak jego ojciec) kierowany przez kapitana Beatty’ego. Cały świat jest podłączony do Internetu, nazywanego tutaj Dziewiątką, który obserwuje wszystko i wszystkich, umieszczając obrazy wszędzie – na ścianach, w szybach, jednak ci poza systemem (mątwy) ukrywają się wśród ludzi, czytając książki i próbując je zachować.

fahrenheit_451_20181

Reżyser Ramin Bahrani uwspółcześnia powieść Bradbury’ego, czerpiąc garściami z innych klasyków kina oraz literatury SF. Bo nie brakuje neonowych bajerów z „Blade Runnera”, inwigilacji znanej z „Roku 1984” (kamery, drony) i tutaj bardziej czuć bezwzględne działanie systemu. Tu nie brakuje klimatu zagrożenia, momentów niepewności, ale też czegoś, co nawet mnie zaskoczyło. Pewien dość prosty podział na dobrych i złych: dobrzy to mątwy, źli to strażacy. I jeszcze jedno: reżyser zamiast dylematów na temat sztuki, pokazania antyutopijnej wizji świata, gdzie doszło do poważnej modyfikacji historii świata (po II wojnie secesyjnej), skupia się na samej akcji. Sceny palenia książek robią niesamowite wrażenie (zwłaszcza ta w domu starszej pani, która się podpala), stonowana kolorystyka dodaje poczucie niepokoju, tak samo jak oszczędna muzyka. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia pewnej płytkości tematu (książki czynią ludzi nieszczęśliwymi i by uniknąć ataków pewnych grup społecznych są niszczone), zaś finał nie dał mi zbyt wiele satysfakcji. Nawet przemiana głównego bohatera wydaje się – tak jak w wersji Truffauta – zbyt mechaniczna, nie przekonująca. Aczkolwiek wplecenie scen retrospekcji oraz sposobu „czyszczenia” pamięci za pomocą… kropel do oczu jest pewną zaletą. Jest kilka ciekawych pomysłów (świetna czołówka z płonącymi książkami czy sceny szkoleń), ale miejscami zbyt galopuje.

fahrenheit_451_20182

Jeśli coś broni i przykuwa uwagę, to chemia między głównymi bohaterami granymi przez Michaela B. Jordana oraz Michaela Shannona. Ten pierwszy w roli Montaga radzi sobie całkiem nieźle w roli protagonisty, który zaczyna mieć wątpliwości, ale bardziej interesował mnie ten drugi. Shannon zawsze sprawdza się w rolach mrocznych postaci, chociaż Betty nie boi się manipulować (kiedy zmusza Montaga do przeczytania książki na głos), jednak wydaje się być kimś więcej niż narzędziem systemu. Relacja tych dwóch postaci przypomina uczeń-mistrz, ale także niby ojciec-niby syn, elektryzując także w finale.

Ta ekranizacja wydaje mi się na podobnym poziomie, co wersja Truffauta, która też nie była do końca udana. Na pewno przemawia współczesnym językiem, czerpiąc z bardziej znanych dzieł SF, ale jednocześnie wydaje się pozbawiona własnej tożsamości, co działa bardzo negatywnie. Można obejrzeć, jednak lepiej sięgnąć po pierwowzór literacki.

6,5/10 

Radosław Ostrowski

Arcyoszust

Pieniądze – coś czego wszyscy pragniemy, ale nie każdy dostaje tyle, ile by chciał. Zwłaszcza, jeśli powierzy je osobie nie godnej tego zaufania. Słyszeliście o Bernardzie Madoffie? Człowiek, który współtworzył NASDAC, właściciel dużego funduszu inwestycyjnego, mąż, ojciec i dziadek. Osoba godna zaufania, prawda? Ale w roku 2008 wszystko się posypało, a wszelkie inwestycje były jednym wielkim pierdoleniem. I o tym wszystkim postanowił opowiedzieć dla HBO Barry Levinson.

Punktem wyjścia są rozmowy Madoffa już siedzącego w więzieniu z dziennikarką Dianą Henriques, obserwującą całą sprawę od początku. Sama akcja toczy się niejako dwutorowo. Z jednej strony mamy Madoffa oraz jego próby przekonywania klientów, początek szwindlu zrobionego z niejakim Frankiem DiPascali. Z drugiej widzimy reperkusje tego całego interesu na rodzinie, nie mającej kompletnie zielonego pojęcia o interesach. Reżyser próbuje też przedstawić cały mechanizm piramidy finansowej i znaleźć odpowiedź na jedno niepokojące pytanie: jak to jest możliwe, że przez tyle lat nikt niczego nie zauważył? Że rodzina, to jeszcze jestem w stanie wyjaśnić, ale żadne kontrole, rządowe agencje, urzędy skarbowe? Całość przeplatana jest retrospekcjami, pokazującymi pewne istotne wydarzenia z ostatnich lat życia (50. rocznica ślubu, kontrola z 2005 roku, gdzie Madoff podał numer do kontroli i… nic z tego nie wyszło), pokazując pewne silne spięcia oraz toksyczność Madoffa z synami oraz żoną, która bez niego kompletnie nie potrafi żyć.

arcyoszust1

Levinson bardzo sprytnie lawiruje między wydarzeniami, czasami rzuci ekonomicznym żargonem, jednak wszystko pozostaje bardzo klarownie i czytelnie przedstawione. A to w tej tematyce jest bardzo dużym wyzwaniem. Nie brakuje też kilku montażowych sztuczek (finał, gdy Bernie próbuje się dodzwonić do żony, losy ofiar przekrętów w formie szybko zmontowanych fotek układających się w twarz finansisty czy pogarszający się stan psychiczny Marka i ciągłe wydzwanianie do bliskich) i zabaw z formą jak w scenie, gdy Madoff z żoną próbują odebrać sobie życie za pomocą leków, co kończy się dość psychodeliczną sceną, które uatrakcyjniają ten bardzo ponury dramat. Z miejscami wręcz dokumentalnymi zdjęciami, muzyką bardziej przypominającą oprawę do jakiegoś horroru, co tylko potęguje klimat.

arcyoszust2

Reżyser dokonał jeszcze jedną świetną decyzję: wybrał bardzo dobrych aktorów i dał im ogromne pole do popisu. Jeśli już chcielibyście skreślić Roberta De Niro za kilka ostatnich kiksów w karierze, tutaj rehabilituje się oraz wraca do bardzo wysokiej dyspozycji. Madoff w jego wykonaniu to człowiek dźwigający na sobie bardzo wielkie brzemię, ale jednocześnie uznawany jest za człowieka sukcesu. Był oszustem i naciągaczem, ale pozostaje człowiekiem, nie przerysowanym szwarccharakterem czy innym pomiotem szatana. Zaskoczyła mnie za to Michelle Pfeiffer jako żona Madoffa – dawno nie widziałem aktorki tak wycofanej, wręcz powściągliwie poprowadzonej, ale z bardzo skomplikowaną psychologią. Poza nimi trudno nie zapomnieć zarówno Hanka Azarię (charakterny i cwany Frank), Alessandro Nivolę (zabiegający o akceptację ojca Mark) czy Nathana Darrowa (bardziej niezależny Andrew). Trudno się tutaj do kogokolwiek przyczepić, bo każdy aktor dostaje tutaj swoje pięć minut.

arcyoszust3

„Arcyoszust” to dość nietypowe spojrzenie na kryzys ekonomiczny. Zamiast pójść na łatwiznę i pokazać Madoffa tylko jako bezwzględnego oszusta, Levinson pokazuje go jako człowieka, bez osądzania, prób wybielania czy ocieplania. Wnioski zostaje nam samym, a jednocześnie potrafi zaangażować, wciągnąć, zmusić do przemyśleń.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks

Kolejna telewizyjna produkcja o dziennikarskim śledztwie. Reporterka Rebecca Skloot próbuje wyjaśnić sprawę niejakiej Henrietty Lacks – czarnoskórej kobiety zmarłej na raka macicy w 1951 roku. Ale lekarze bez jej zgody, wykorzystali jej komórki nazwane He-La. Dzięki niej medycyna osiągnęła wielki postęp, dzięki czemu znaleziono leki na polio, AIDS, ślepotę. Tylko, że rodzina o tym nic nie widziała i nie otrzymała z tego tytułu żadnej rekompensaty.

henrietta_lacks3

HBO znowu dotyka tematu, prowokując do dyskusji na temat etyki i odpowiedzialności. George C. Wolfe próbuje mieszać narrację dwutorowo. Z jednej strony są wrzucone retrospekcje z lat 40. i 50., by choć troszkę przybliżyć tą postać, z drugiej bardziej pokazuje losy jej dzieci po śmierci. Tego, że o swojej matce nie wiedzą zbyt wiele, że zostali oszukani przez lekarzy, rząd. Jednocześnie skrywają wiele ukrytych traum, tajemnic, z jakimi musi się zmierzyć dziennikarka, by wyciągnąć informacje od rodziny. Wszystko toczy się bardzo powolnym rytmem, jednak reżyser w żaden sposób nie przynudza. Zaczynamy odkrywać kolejne układanki oraz rodzinne sekrety, pokazujące losy dzieci pozbawionych matki: jeden z synów trafił do więzienia, córka cierpi na afektywność dwubiegunową, a jeszcze inna zmarła w dzieciństwie. I ta mieszanka potrafi zadziałać, w czym pomaga przeplatany montaż.

henrietta_lacks1

Odtworzenie lat 40. i 50., choć jest to fragment filmu, potrafi budzić szacunek: stroje, fryzury czy scenografia trzyma poziom, nie wygląda tandetnie. Tak samo napięcie potęguje dynamiczna, jazzowa muzyka z wybijającą się perkusją. A wiele momentów (z finałem) potrafi poruszyć i chwycić za serce.

Jednak prawdziwym skarbem jest fantastyczna kreacja Oprah Winfrey w roli Deborah Lacks – córki próbującej odnaleźć prawdę. Aktorka świetnie prezentuje jej stany emocjonalne: od zaufania, szoku i nieufności. Do tej pory mrozi mnie moment, gdy wyznaje bardzo traumatyczną przeszłość. Cala reszta (w tym Rose Byrne jako Skloot) tak naprawdę robi tylko za tło, choć jest kilka niezapomnianych epizodów jak śliskiego, złotoustego adwokata sir Coefielda (Courtney B. Vance), religijnego kuzyna Cliffa (John Beasley) czy brata Zakariyya (ostatnia rola Rega E. Catheya).

henrietta_lacks2

HBO przypomniało zapomnianą historie kobiety, która – nieświadomie – miała ogromny wpływ na rozwój medycyny, chociaż rodzina nie miała z tego tytułu nic. To z jednej strony wciągający dramat, pełen odkrywania tajemnic, z drugiej brutalne przypomnienie o tym, że postęp nie zawsze jest osiągany etycznymi metodami. I to potrafi zaboleć.

7/10 

Radosław Ostrowski

Opowieść

Poznajcie Jennifer – to dziennikarka przed 50-tką, ale nadal atrakcyjna. Od lat żyje w narzeczeństwie z wziętym operatorem i powoli szykuje się do ślubu. Jednak jej dość spokojne życie zmienia się przez telefon od przerażonej matki. Pozornie kobieta ignoruje ten telefon, aż w końcu zostaje wysłana przyczyna: opowiadanie napisane przez Jen w wieku 13 lat, gdzie wspomina okres pobytu u nietypowej pary, zajmującej się trenowaniem (dzieci) oraz hodowlą koni. Tylko, że jest też o relacji intymnej z dorosłym mężczyzną.

opowiesc1

Reżyserka filmu Jennifer Fox postanowiła opowiedzieć o sobie samej oraz próbie pokonania swojej traumy, która dawno temu została wyparta przez pamięć. Sama Jenny pamięta samo miejsce, wrażenia, postacie, ale szczegóły dawno się zatarły, a wiele rzeczy oraz pozostało nienazwanych. To obyczajowy dramat, poprowadzony jednak troszkę inaczej niż tego typu produkcje nas przyzwyczaiły. Wiele scen, dialogów i fragmentów opowiadania zostaje powtórzonych, chociaż kontekst coraz bardziej zaczyna się zmieniać. Z jednej strony jest tu prowadzone dochodzenie własne śledztwo, gdzie poznajemy kolejne retrospekcje, rozmowy z bohaterami tamtych wydarzeń i odkrywanie kolejnych elementów układanki. Czyli klasyka tego typu produkcji. Z drugiej zaś Jenny „rozmawia” poprzez łamanie czwartej ściany i zwracanie się bezpośrednio do tych bohaterów już jako dorosła kobieta. Robi to nawet z młodszą wersją siebie, co na pewno czyni całość o wiele bardziej atrakcyjnie.

opowiesc2

Bardzo przekonująco odtworzono realia lat 70. – czasów bardziej liberalnych, gdy takie słowa jak molestowanie, pedofilia były nieznane, zaś o niewłaściwych zachowaniach nie mówiło się wprost. Tylko co zrobić w takiej sytuacji, jak odkryć prawdę i czy jest szansa na oczyszczenie, rozwianie wątpliwości. Nawet sceny intymnych relacji pokazane są na tyle delikatnie, by nie oskarżać twórców o pornografię, ale potrafią nadal przerazić. I co najważniejsze, nie daje tutaj mocnej kropki nad i w sprawie co dalej. Czy będzie szansa na związek, jaka była prawda i jaki będzie kolejny ruch? To może troszkę przeszkadzać.

opowiesc3

Za to film nadrabia świetnym aktorstwem. Tutaj błyszczy znakomity Laura Dern w roli Jennifer – pozornie spokojna, opanowana, lecz drobnymi modyfikacjami głosu oraz gestami widać, że w środku zaczyna się tutaj gotować. I to jest postać mocno trzymająca za gardło, której losy zaczynają nam zależeć. Równie mocna jest Elisabeth Debicki jako zjawiskowa pani G, będąca mieszanką delikatności, surowości oraz ciepła, a także partnerujący jej Jason Ritter (bardziej śliski, choć tego nie widać od razu Bill). Tak samo klasę prezentuję Ellen Burstyn jako matka oraz nieźle radzący sobie Common. Ale największą niespodzianką jest młodsze oblicze Jennifer, czyli Isabelle Nelisse – bardzo delikatna, naiwna oraz zagubiona dziewczynka, zauważona przez obcych ludzi.

„Opowieść” znowu pokazuje, że jeśli chodzi o realizację filmów telewizyjnych, HBO nadal pozostaje wyznacznikiem wysokiej jakości. Może czasami tempo może wielu znużyć, jednak sam film prowokuje do refleksji i dotyka (na szczęście, nie powiechrzownie) poważnego tematu, wspierany przez świetne aktorstwo. Ta „Opowieść” porusza i angażuje.

7/10

Radosław Ostrowski

Paterno

Kim jest Joe Paterno? To jeden z najaktywniejszych trenerów ligi uniwersyteckiej, pracujący od ponad 60 lat w szkole Penn State. Jednak jego ostatni, 66 sezon miał odbić się na jego karierze najmocniej. 29 października 2011 Paterno wygrywa 409 mecz w swojej karierze, co robi imponujące wrażenie, ale niecały tydzień po meczu wybucha prawdziwa bomba – były asystent trenera, Jerry Sadursky został oskarżony o molestowanie seksualne 8 chłopców. Dziennikarka lokalnej gazety, Sara Ganim, próbuje dalej śledzić sprawę.

paterno1

Barry Levinson ostatnimi czasy łapie wiatr w żagle, dzięki współpracy z telewizją HBO. „Paterno” potwierdza tą tezę, a reżyser opowiada o jednym z największych skandali pedofilskich ostatnich lat. Ale twórcy prowadzą swoją narrację dwutorowo: z perspektywy dziennikarki oraz samego Paterno, skupiając się na dwóch tygodniach. Levinson wprowadza retrospekcje, miesza wątki, mnoży postacie, ale jednocześnie wszystko jest bardzo czytelne. Ale czy to oznacza, że wiemy wszystko w tej kwestii? Dlaczego w 2001 roku nie powiadomiono policji? Czemu próbowano zamieść pod dywan? Ale na najważniejsze pytanie, czyli czy Paterno wiedział odpowiedź nie jest wcale taka prosta. Skąd ten wniosek? Im dalej poznajemy całą historię, zdarzenia i fakty, coraz bardziej wszystko zaczyna przybierać kolor szary. Jest wiele sprzeczności (brak rozmowy członków z ofiarą, braki pamięci i szok, z drugiej maile mówiące, że Paterno był na bieżąco informowany, próba pozbycia się odpowiedzialności), a sam Paterno sprawia wrażenie zagubionego dziecka, pionka pozbawionego głosu w obawie, że może jeszcze bardziej zaszkodzić. Z drugiej strony jest ofiara (Aaron), traktowany tylko przez dziennikarkę oraz osoby z opieki społecznej poważnie, bez osądzania, szczucia i straszenia.

paterno2

Levinson bardzo zręcznie stosuje montaż oraz kolorystykę. Retrospekcję związane z rozmowami głównych graczy tej historii wyglądają jak stare fotografia, pełne światła, wręcz stonowane. Z kolei szybkie cięcia (czytanie aktu oskarżenia czy momenty wywołujące mętlik w głowie trenera) jeszcze bardziej podkręcają klimat tajemnicy, niejasności, potęgowany przez niepokojącą muzykę. Ale ostatnie kadry (rozmowa dziennikarki przez telefon) wprawią w konsternację, pozbawiając kropki nad i.

paterno3

„Paterno” nie byłby tak świetnym filmem, gdyby nie wracający do wielkiej dyspozycji Al Pacino. Aktor znakomicie pokazuje zagubienie oraz mętlik w głowie trenera, który jest bardziej skupiony na swojej pracy trenerskiej niż na czymkolwiek innym. Ale jednocześnie jest przekonany o swojej pozycji i sile, ciągle oddany drużynie oraz szkole, traktowany przez uczniów jak Bóg. Tak zniuansowanego Pacino chciałoby się oglądać jak najczęściej, żeby zapomnieć o takiej „wybitnej” roli z „M jak morderca”. Gwiazdor zmiótł pozostałych aktorów z powierzchni ziemi, że choćby nie wiadomo jak się starali (a starają się bardzo), nie są w stanie odwrócić od niego uwagi. Nie można nie wspomnieć Riley Keough (dziennikarka Ganim), Petera Jacobsena (naczelny gazety, David Newhouse) czy świetnego Bena Cooka (bardzo wycofany Aaron – ofiara Sadursky’ego), którzy również tworzą wyraziste postacie.

paterno4

„Paterno”, mimo pozornie sięgania po temat, mający tylko wywołać kontrowersje, prowokuje do pytań. O odpowiedzialność, moralność i kwestię komu tak naprawdę można dziś ufać. Bo jeśli najbliższy przyjaciel czy współpracownik jest pedofilem, to czy mógłbyś dać pod opiekę swoje dzieci? Jakkolwiek pomyślimy o tytułowym bohaterze i jego czynach (nie wiedział, nie chciał wiedzieć, zrobił ile trzeba, a może za mało), zawsze będzie go stawiać w złym świetle. Poza tym, to znakomite kino.

8/10

Radosław Ostrowski

Peter Sellers – Życie & Śmierć

Ostatnio coraz mocniej emocje wywołują gwiazdy z pierwszych stron, a dokładniej ich prywatne życie. Tak już było, jest i będzie. Bo nie zawsze wielki czy wybitny artysta oznacza wielkiego człowieka, co wielu fanów wśród widowni sprawie ogromny ból rozczarowania. To temat na szerszą wypowiedź, ale nie o tym (do końca) chciałem opowiedzieć.

peter_sellers1

Każdy kinoman słyszał (lub powinien) słyszeć o Peterze Sellersie – jednym z najpopularniejszych aktorów brytyjskich lat 60. i 70., któremu nieśmiertelność przyniosła rola inspektora Clouseau w serii filmów „Różowa Pantera” (jak sam aktor stwierdził tytuł „brzmi jak nazwa klubu ze striptizem”). Jednak film Stephena Hopkinsa nie jest tylko zbiorem anegdot czy typową biografią. Sam początek, gdzie widzimy samego aktora włączającego telewizor, w którym widzimy film ustawia wszystko. Bliżej tutaj realizacją oraz klimatem do takiej zabawy gatunkiem jak w przypadku „Amerykańskiego splendoru”, gdzie prawda z fikcją przeplatają się ze sobą. Mocno pokazują to sceny, kiedy kluczowe postacie z życia aktora nagle otrzymują twarz… Petera Sellersa, co wywołuje dezorientację. Mimo, że przeskakujemy w czasie, między planem filmowym i życiem prywatnym aktora, całość jest bardzo klarowna, budując mocny portret człowieka „bez osobowości i właściwości”. Osoby z kompleksem bycia sławnym, próbującym wyrwać się z szufladki komika, ale też mającego wiele na sumieniu. Mitoman, egoista, niedojrzały człowiek pozbawiony empatii oraz szacunku do innych, wywołujący zarówno wściekłość (niszczenie zabawek syna w odwecie za „próbę” naprawy jego samochodu), miewa swoje fochy (odchodzi z „Casino Royale”), jednocześnie ma wiele uroku osobistego (początek związku z Britt Elkind, próba uwiedzenia Sophii Loren), co tworzy dziwną mieszankę.

peter_sellers2

I wszystko to jest znakomicie wygrane przez Geoffreya Rusha, który niemal wygląda jak kalka Sellersa. Przejmuje jego gesty (bardzo mocno to widać w scenach realizacji poszczególnych filmów), znakomicie wygrywa każdy stan jego pokręconej psychiki. Człowieka, którego trudno nie podziwiać, ale jeszcze trudniej polubić, potrafiącego być każdym, lecz nie sobą. Dobitnie pokazuje to scena, gdy Sellers przegląda się w lustrze i nie widzi swojego odbicia. Także jego przygotowania do kolejnych filmowych ról (zwłaszcza do inspektora Clouseau, którym staje się w… samolocie czy przed zdjęciami w studio) budzą ogromne wrażenie. To jest wielka rola, zasługująca na wszelkie możliwe nagrody. Poza nim jest tutaj bardzo bogaty drugi plan ze świetnymi rolami Emily Watson (pierwsza żona Sellersa), Charlize Theron (druga żona Sellersa), Johna Lithgowa (reżyser Blake Edwards) oraz Stanleya Tucci (Stanley Kubrick).

peter_sellers3

Fabularna biografia Petera Sellersa jest nieodgadniona i złożona niczym sam Sellers – mistrz kreacji, wodzący za nos, zawsze wchodzący w swoją rolę. Ale to kolejne potwierdzenie tezy z początku tego tekstu: że szeroko rozumiany artysta to też człowiek, niepozbawiony wad, słabości oraz własnych demonów. Tylko, ze my widzowie nie zawsze chcemy tego wiedzieć ani oddzielić. A sam film to perła w kinie biograficznym.

peter_sellers4

8/10

Radosław Ostrowski

Gracze – seria 2

Jak zapewne pamiętacie, Spencer Strasmore działa jako doradca finansowy w firmie ASM, gdzie werbuje gwiazdy futbolu. Jednak tym razem nad interesem zawisają czarne chmury, z powodu jego dawnego agenta, Andre Allen. Kiedyś panowie byli blisko, ale interes skończył się porażką i doprowadził do niezabliźnionych ran. A Spencer razem z kumplem Joe planują rozwinąć interes firmy oraz odegrać się na Andre.

gracze_21

Lubię ten lekki, wakacyjny serial z zacięciem sportowym, gdzie mieszają się imprezowy styl życia, hedonistyczne podejście do pieniędzy plus rozważne planowanie inwestycji. A że wszystko jest osadzone w letnim Miami, to klimat jest bardziej wyluzowany. Podskórnie widzimy jednak coś więcej niż tylko imprezy, grę i sławę. Tak naprawdę pokazuje styk między sportem i biznesem, gdzie nie zawsze wszystko jest dozwolone. W drugiej serii widzimy bardziej mroczne strony biznesu: szantaże, podchody, próby podkradania klientów oraz ich ekscentryczne prośby (kupno zwierzątka, ale jakiegoś banalnego czy zbudowanie hotelu w nierentownym miejscu). Wszystko to jest poprowadzone lekko, ale i daje wiele do myślenia.

gracze_22

I tak jak poprzednio twórcy skupiają się także na trzech innych bohaterach: Vernonie, Rickym i Charliem. Pierwszy dostaje kontuzji i jego gra w sezonie stoi pod znakiem zapytania, drugi nie może się zdecydować gdzie ma zagrać, a trzeci jest tak stary, że nigdzie go nie chcą i musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Te wątki nie są tylko zapychaczami, ale bardzo wnikliwie przedstawiają świat sportu, gdzie trzeba mieć mocną głowę, dobrych doradców i przede wszystkim wiedzieć, czego się chce. Najsympatyczniejszy z tej trójki jest Charlie, który dostaje nietypową posadę jako prawa ręka menadżera. I jest jeszcze nowy zawodnik – młody student Travis Mack. Chłopak z potencjałem i redneckim stylem życia, który dzięki Strasmore’owi dostaje szansy gry w I lidze. Ta interakcja ma najwięcej iskier, daje sporo kopa, a młodzik uczy się pokory, co może zaprocentować w przyszłości. Ciekawe, czy będzie to poruszone w trzeciej serii.

gracze_23

Po cichu liczyłem na większą konfrontację z Andre (świetny Andy Garcia), ale ta postać daje sporo ikry oraz pokazuje więcej nieznanych faktów z życia Spencera. Garcia bardzo dobrze czuje się w roli starego lisa, które nic i nikt nie jest w stanie złamać, nawet jego własne brudy. To mała wisienka w tym smakowitym cieśnie. I znowu błyszczy Dwayne Johnson, czyli wyluzowany, pewny siebie, a jednocześnie pełen lęków (dawna kontuzja się odnowiła), co dobitnie pokazuje finałowe przemówienie na uniwerku. Lepiej poprowadzono też relację między Spencerem a Joe (Rob Corddry), który nie jest już tylko wrzodem na dupie, ale prawdziwym wsparciem. I oczywiście, na dalszym planie mamy prawdziwe gwiazdy sportu m.in. Carolinę Woźniacki, Ndamukong Suh, Larry Csonka.

gracze_24

Chociaż zakończenie wydaje się bardzo smutne i przygnębiające, to jednak daje pewną nadzieję, że jeszcze wszystko da się wyprostować. Ale to niepewność, bez postawionej kropki nad i. trzeba będzie poczekać do serii trzeciej na wyjaśnienie kilku spraw. „Gracze” pozostają serialem na lato idealnym, serwując sporo humoru, klimatu Miami oraz niegłupiej obserwacji.

gracze_25

7,5/10

Radosław Ostrowski

Kurt Cobain: Montage of Heck

Każdy fan muzyki rockowej zetknął się prędzej czy później z muzyką Nirvany oraz Kurta Cobaina. Dla jednych to wielki geniusz rocka, dla innych przeciętniak, co zniszczył muzykę gitarową. Czy jest w ogóle możliwe, byśmy mogli w jednym filmie poznać taką postać, która mocno wybija się na scenie muzyki rozrywkowej? Pewnie nie, ale twórcy tego dokumentu postarali się.

kurt_cobain1

Reżyser Brett Morgan miał aż 8 lat, błogosławieństwo rodziny zmarłego oraz dostęp do wszystkiego, co po sobie pozostawił: prywatne filmy, dziennik. Dodatkowo filmowcy postanawiają stworzyć atrakcyjny wizualnie kolaż, by nie ograniczać się tylko do “gadających głów”. Więc mamy tu animowane wstawki, wrzucone fragment dziennika, gdzie znajdują się nie tylko opisy stanu psychicznego, lecz także rysunki, fragmenty tekstów (wszystko to zostaje “ożywione”). Wszystko to bardzo mocno podkreśla niestabilny oraz zagubiony umysł Cobaina. Nie brakuje też muzyki Nirvany (także w pomysłowych aranżacjach instrumentalnych), wplecionych zapisów z koncertów, wywiady. Mimo trwania dwóch godzin, film ciągle intryguje, zaskakuje i daje wiele do myślenia.

kurt_cobain2

“Montage of Heck” nie jest laurką, mającą na cel wybielenie Cobaina. O nie. Rodzina, przyjaciele (zespół reprezentuje tylko basista Krist Novoselic) i ta, którą wszyscy oskarżają o destrukcyjny wpływ na Kurcie, czyli Courtney Love. Powoli dostrzegamy ewolucję chłopaka pragnącego sławy oraz tworzyć ciągle dobrą muzykę w unikającego mediów, tańczącego z heroiną, uwikłanego w związek z uzależnioną od narkotyków kobietą. Od tej pory nasz bohater nie radzi sobie z dziennikarzami, wpieprzającymi się w jego prywatne życie, rozpisując się o związku, urodzonym dziecku z uzależnieniem od narkotyków. I w żadnym miejscu nie czuć fałszu, przekłamania oraz oszustwa. Na mnie najmocniejsze wrażenie zrobiło mnóstwo scen: wspomnienie o upośledzonej dziewczynie, którą odwiedzał z kumplami (by ukraść z piwnicy gorzałę) i z którą chciał stracić cnotę, makabryczne ilustracje z dziennika (to trzeba samemu obejrzeć), wielka burza fanów czy ostatni concert, gdzie Kurt siedzi na wózku.

kurt_cobain3

Wszyscy ci, co uważali, iż nastąpi tutaj tabloidyzacja i skupienie na tym najczarniejszym dniu, rozczarują. Film urywa się w momencie, gdy Cobain nagrywa concert MTV Unplugged. Z czego to wynika? Mogę się tylko domyślać, że mogło dojść do pewnych porozumień albo chodziło o to, by nie rozdrapywać oraz unikania spekulacji.

kurt_cobain4

Ale to nie zmienia faktu, że film Morgana trzyma za gardło i porusza. Jednocześnie potrafi przygnębić, skłonić do refleksji na temat szczęścia, samotności i geniuszu. Kolaż niemal totalny.

8/10

Radosław Ostrowski

Do końca

Rok 1963. Prezydent John Fitzgerald Kennedy zostaje zamordowany w Dallas, wiec jego urząd obejmuje wiceprezydent, Lyndon Johnson. Dla niego najważniejszym zadaniem jest wygrana w wyborach za jedenaście miesięcy (można powiedzieć, że jest p.o. prezydenta), jednak po drodze czają się spore problemy. Jedną z palących spraw jest ustawa o prawach obywatelskich.

do_koca1

Clausewitz mawiał, że polityka to inny sposób prowadzenia wojny. Gówno prawda. Polityka to wojna. I ta telewizyjna produkcja Jaya Roacha bardzo mocno to pokazuje. A że ma świetny materiał (sztuka teatralna Roberta Shenkkana) plus wsparcie producenckie samego Stevena Spielberga, sukces musiał być murowany. Chociaż dzieje się wiele, Roach trzyma rękę na pulsie i płynnie przechodzi od wielu wątków: prawa obywatelskie, Wietnam, rozłam w partii z powodów rasowych. Tutaj nie ma miejsca na czyste działania i dobre słowa – by przekonywać do swoich racji, trzeba używać nieczystych zagrywek: szantażu, podsłuchów, gróźb, pójścia na kompromis. Czasami nawet musi odwrócić uwagę od przemówienia czarnoskórej delegatki na kongresie Partii Demokratycznej. Postaci jest wiele i tylko jeden wątek jest w pełni wyeksponowany – walka o prawa obywatelskie. I tutaj w pełni pokazane zostają konflikty i sytuacje, doprowadzające do eskalacji: działalność dr Kinga, morderstwo trójki działaczy w Mississippi, konflikt z senatorem Russellem. Do tego jeszcze każde zdarzenie, wykorzystywane bezwzględnie przez konkurencję.

do_koca2

Roach pokazuje prezydenturę i politykę jako żonglowanie granatami bez zawleczek, które w każdej chwili mogą eksplodować. Może się nagle okazać, że twoi najbliżsi mogą wsadzić ci nóż w plecy (ukrywający się homoseksualista wśród najbliższych współpracowników), a żeby osiągnąć cel trzeba zrobić krok w tył i mieć dużo szczęścia. Reżyser trzyma w napięciu aż do – nomen omen – końca, wiernie odtwarza ten trudny okres w historii USA, gdy mogło dość do wojny domowej. Imponuje też scenografia oraz kostiumy. Wszystko jest wręcz dopięte do samego końca i nawet dla ludzi niezbyt znających historię powojenną, będzie cennym źródłem informacji.

do_koca3

I jeszcze do tego otrzymuje pierwszorzędne aktorstwo. Nie będę oryginalny, ale muszę to powiedzieć – dominuje WIELKI Bryan Cranston, który jest po prostu Lyndonem Johnsonem. A jakim politykiem był Johnson? Świadomym jej wszelkich mechanizmów, umiejącym je wykorzystać dla własnych korzyści, ale też nie przebierającym w środkach (rozkaz wystrzału w oparciu o niepewny raport). Rola ta oparta jest na kontrastach: silnego, wręcz niezłomnego charakteru, ale i człowieka pełnego wątpliwości oraz poczucia przytłoczenia; sprytnego, ale i bezradnego; rubasznego i serdecznego, ale także bezwzględnego gracza. Wszystkie te paradoksy budują bardzo wyrazisty portret człowieka uwikłanego w politykę. Drugim wyrazistym bohaterem jest Martin Luther King i wcielający się w tą postać Anthony Mackie ma w sobie tyle charyzmy, że uwierzyłem w jego motywację, jak podchodzi do kompromisów. Widać, że bardzo zależy mu na sprawie i wie, jak wykorzystywać tłum (mógłbym nazwać go manipulatorem, ale to byłoby nadużycie). Także drugi plan jest tutaj przebogaty: od bardzo wrażliwej i oddanej Melissy Leo (Lady Bird Johnson) przez inteligentnego senatora starej daty Russella (Frank Langella znowu w formie) i śliskiego Stephena Roota (J. Edgar Hoover) po stonowanego, lecz lojalnego Humphreya (Bradley Whitford).

do_koca4

„Do przodu” potwierdza tylko, ze polityka na ekranie to żywioł Roacha (pokazał to choćby w „Zmianie w grze”), ale potrafi to pokazać także w sposób przystępny i zrozumiały dla szarego człowieka. Właśnie dla takich produkcji wymyślono telewizję.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Detektyw – seria 2

W stanie Kalifornia znajduje się miasto Vinci. I to właśnie tutaj los połączy trójkę kompletnie obcych bohaterów. Skorumpowanego i zmęczonego życiem Raya Velcoro, detektyw Ani Bezzerides z biura szeryfa oraz oficera drogówki, Paula Woodrugha. Połączy ich wspólne dochodzenie w sprawie morderstwa zarządcy miasta, Bena Caspare’a, z którym interesy prowadziło wiele osób.

detektyw_21

Nie będę kłamał twierdząc, że druga seria „Detektywa” była jedną z najbardziej wyczekiwanych propozycji telewizyjnych tego roku, chociaż dość ryzykowna. Mroczna i oniryczną Luizjanę zastąpiła słoneczna Kalifornia, nie pozbawiona mroku oraz brudu. Nic Pizzolato z inną ekipą (Cary’ego Fukunagę zastąpiło kilku reżyserów z Justinem Linem na czele) opowiada inną kryminalną opowieść, która niespecjalnie wyróżnia się spośród innych tytułów. Króla w Żółci i rytualne mordy zastąpiły tajemnicze i brudne układy między policją, mafią i biznesmenami. Narkotyki, prostytucja, korupcja, szantaż, morderstwa – dzieje się tutaj sporo, a mając aż czwórkę protagonistów i tylko 8 odcinków można być pewnym, ze nie wystarczy czasu na wszystko. Tutaj jest największy problem II serii – jest ona przeładowana wątkami, postaciami i zdarzeniami, a intryga komplikuje się do tego stopnia, że trudno połapać się w tym kto, kogo i dlaczego. A walka z układem (jakikolwiek by on nie był) jest z góry skazana na przegraną, gdyż wpływowi i potężni ludzie uczciwymi oraz próbującymi wymierzyć na swój sposób sprawiedliwość, goniąc za prawdą, podcierają sobie dupy.

detektyw_22

Dodatkowo realizacja niespecjalnie powala. Zdjęcia, dialogi (miejscami mocno ocierają się o banał), czołówka i muzyka są ok, montaż też w porządku i trudno się do czegokolwiek przyczepić, ale brakuje błysku poprzedniej części. Czegoś, co b oczarowało, czekając na kolejne rozwiązywanie tajemnic. Tutaj to nie następuje, a śledztwo niejako prowadzone jest przy okazji. Każde z bohaterów mierzy się z własnymi demonami, tajemnicami oraz przeszłością, ale brakuje tutaj głębi. Jeśli coś tutaj miażdży, to bardzo gorzki finał, pozbawiający nadziei i złudzeń.

detektyw_23

Kompletnym zaskoczeniem jest tutaj wysoki poziom aktorstwa, ale to HBO. Świetnie sobie poradził Colin Farrell w roli wypalonego Velcoro, lawirującego między lojalnością wobec kolegów z pracy a gangsterem Frankiem Semyonem. Zmęczony, nieogolony, rozwiedziony i porywczy budzi największą sympatię odbiorcy, która zostaje do samego końca. Równie przekonująca jest Rachel McAdams, będąca twardą gliną z wyraźnym kodeksem moralnym. Jednak pod tą warstwą jest bardzo krucha kobieta, nie ukazująca swoich emocji. Przyzwoity jest Taylor Kitsch jako trzeci detektyw Woodrugh. Widać, że to skryty facet prześladowany przez swoją wojskową przeszłość, jednak trudno uwierzyć w jego emocje, które są bardzo głęboko tłumione i można się ich tylko domyślić. Jednak twórcy mieli jedną castingowa niespodziankę – Vince’a Vaughna. Ten aktor, kojarzony z rolami komediowymi (w nie najlepszych produkcjach tego gatunku) to ostatnia osoba jaką bym obsadził do roli biznesmena z gangsterskimi korzeniami. Ku mojemu zdumieniu Vaughn nie wyglądał ani śmiesznie, ani groteskowo i stworzył pełnokrwistą postać twardego człowieka, bezwzględnie rozprawiającego się ze swoimi wrogami, którzy chcą go załatwić. I jeszcze ma dużą dawkę skrywanej charyzmy. Kto by się spodziewał?

detektyw_24

Tak jak pisałem, II seria „Detektywa” nie powaliła mnie na kolana i nie zahipnotyzowała tak jak poprzednia seria. Było dobrze, ale czegoś mi zabrakło. Miałem poczucie przesytu realizacji i zbytniej hermetyczności, a to w takim gatunku przeszkadza. Może w III serii będzie inaczej, o ile powstanie.

7/10

Radosław Ostrowski