Barwy ochronne

Jestem na letnim obozie naukowym dla językoznawców. Tutaj ma zostać przeprowadzone konkurs na najlepszą pracę naukową dokonany przez jury. Wśród członków tego grona jest opiekun obozu, docent Szelestowski oraz sekretarz obozu, magister Kruszyński. Całą lawinę wydarzeń prowokuje przyjęcie do konkursu spóźnionej pracy studenta z Torunia. Problem w tym, że prorektor, który ma przybyć skreślić z obozu wszystkich studentów z tego miasta.  I to doprowadza do sporu między panami, a obrady jury kończą się przyznaniem pierwszego miejsca pracy słabej, przeciętnej.

barwy ochronne1

Trudno dziś w to uwierzyć, ale Krzysztof Zanussi potrafił zrobić intrygujące kino bez moralizatorstwa, kazań oraz religijnych motywów. Takie były choćby nakręcone w 1976 roku „Barwy ochronne”, gdzie reżyser uważnie przygląda się środowisku akademickiemu. Niby to inteligencja i ludzie, a bardziej zachowują się jak zwierzęta. Takie bardziej stadne. Nie liczy się tutaj coś takiego jak dorobek, wysiłek czy jakakolwiek praca. Bardziej liczą się znajomości, układy i koneksje, co doprowadza do psucia całego środowiska. I tutaj dochodzi do zderzenia dwóch postaw: młodego idealisty oraz cynicznego docenta. Ten pierwszy może i ma słuszność za sobą, ale nic ponadto. Pełen gniewu, twardego kręgosłupa moralnego, ale jednocześnie pozbawiony przebicia i próbujący zachować się przyzwoicie. Tylko, że w tej konfrontacji wydaje się być absolutnie bezsilny, ciągle wystawiany na próbę. A jego adwersarz to zaprawiony w boju facet, który kiedyś może był taki jak magister, lecz to było dawno. Teraz tylko dostosowuje się do sytuacji jak kameleon, cyniczny i rozczarowany światem, którego staje się częścią. Konfrontacja tej dwójki jest paliwem napędowym tego filmu, podkręcając powoli temperaturę do niemal brutalnego finału.

barwy ochronne2

Realizacyjnie film przypomina troszkę dokument, gdzie kamera niemal pełni rolę podglądacza. Wszystko w bardzo stonowanej, wręcz naturalnej kolorystyce oraz bardzo oszczędnej muzyce Kilara. Trudno tutaj wyróżnić jakąś konkretną scenę pod względem technicznym, bo jakby nie o to tu chodzi. Ale bardzo zaskakuje pewna ręka reżysera oraz bardzo cięte, ale niepozbawione refleksji dialogi. Spór o moralność oraz zderzenie idealizmu z konformizmem jeszcze nie był tak intensywny.

barwy ochronne3

Ale to nie zadziałałoby, gdyby nie fantastycznie dobrani aktorzy w głównych rolach. Piotr Garlicki w roli magistra Kruszyńskiego jest świetny w swojej naiwności, ale tak naprawdę całość kradnie absolutnie kapitalny Zbigniew Zapasiewicz. Jest odpowiednio cyniczny, magnetyzujący, niemal przypomina diabolicznego kusiciela skupia uwagę wszystkich, odnajdując się w niemal każdej sytuacji. Z drugiego planu najbardziej wybija się drobna rola Mariusza Dmochowskiego jako prorektora. Dziwnie wygląda w tym garniturze, jakby go sobie gdzieś kupił i wydaje się pozornie spokojnym gościem. Jednak w bardziej nerwowych sytuacji okazuje się prostakiem, skupionym na sobie z niejasną przeszłością.

„Barwy ochronne” po larach działają jako obserwacja psującej się moralności w pewnych okolicznościach. Zderzenie idealizmu z cynizmu zawsze potrafi być interesujące, ale spór nie zostaje rozstrzygnięty. Ciągle poraża jego aktualność wynikająca z niezmiennej natury człowieka bez względu na ustrój.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Amator

Filip Mosz pracuje jako zaopatrzeniowiec w fabryce znajdującej się w podkrakowskiej miejscowości. Młody facet z żoną oczekująca dziecka prowadzi bardzo spokojne życie i wydaje się być zadowolony. Mężczyzna kupił małą kamerę, by móc filmować życie swojego dziecka. Ale wieść o kupnie sprzętu zwraca uwagę dyrektora fabryki, który czyni z Mosza filmowca. Powstaje klub filmowy, zaś pierwszym zadaniem jest nakręcenie filmu na temat jubileuszu fabryki.

amator1

Krzysztof Kieślowski kojarzony jest głównie z tym późnym okresem, gdy tworzył natchnione, metafizyczne kino. Troszkę w cieniu zostaje etap początków z lat 70. i połowę lat 80., gdzie wydawał się bardziej przyziemny. Taki też jest „Amator”, czyli historia człowieka zmieniającego się pod wpływem drobnego wydarzenia. Sam zakup kamery wydaje się drobnym, nieznaczącym epizodem. Powoli bohater niejako wbrew swojej woli staje się filmowcem. Początkowo jest stremowany, troszkę niepewny, mający wątpliwości. Z czasem jednak staje się uważnym obserwatorem rzeczywistości, którą pokazuje bez retuszu. Ale problem pojawia się w momencie, gdy odkrywa pewną gorzką refleksję. Że jego filmy wywołują poważne perturbacje, mogą nie tylko pomóc i poruszyć, ale też bardziej zaszkodzić. I ta świadomość jest wystawieniem rachunku, jaki musi zapłacić nasz domorosły reżyser, coraz bardziej zatracający się w swojej pasji. Stawiane pytania o cele oraz rolę artysty we współczesnym świecie, czynią „Amatora” filmem bardziej uniwersalnym od nurtu kina moralnego niepokoju.

amator2

Kieślowski pokazuje to wszystko w niemal dokumentalnym stylu. Z długimi ujęciami, bardzo rzadko wykorzystaną muzykę oraz pozornie nic nie znaczącymi scenkami. Wszystko toczy się powoli, spokojnie, bez fajerwerków. To wszystko służy, by pokazać jak zaczyna kształtować się artysta. Kiedy ten spokój oraz stabilizacja życiowa już nie wystarczą, co musi doprowadzić do perturbacji. I te emocje pokazuje absolutnie wybitny Jerzy Stuhr, który jest absolutnie bezbłędny. Bez niego ten film wydaje się pozbawiony swojej siły oraz mocy.

amator3

Dla mnie „Amator” to najlepszy film Kieślowskiego, który mimo lat zadaje bardzo aktualne pytania o kwestie moralne i etyczne. Pokazuje jak wielka jest odpowiedzialność przed artystą, który chce tworzyć w zgodzie z samym sobą. A nie jest to wcale takie proste, mimo zmiany systemu oraz braku cenzury.

8/10

Radosław Ostrowski

Spirala

Wszystko zaczyna się banalnie prosto. Do schroniska w górach przybywa mężczyzna zbliżający się do wieku średniego. Wygląda troszkę niechlujnie (długa broda), zupełnie nieprzygotowany do żadnej górskiej wyprawy. Na miejscu zaczyna popadać w konflikty, zadaje bardzo bezpośrednie pytania wszystkim, nawet nie melduje się, a wieczorem pożycza śpiwór od studenta. Następnego dnia znika bez śladu, zaś przebywający w ośrodku wyruszają na poszukiwania. Znaleziony w stanie zamrożenia oraz braku przytomności, trafia do szpitala. A wtedy poznajemy kim ten mężczyzna jest.

spirala1

Krzysztof Zanussi dzisiaj kojarzy się z bardzo archaicznym kinem, nie do końca rozumiejącym obecną rzeczywistość. Zupełnie inaczej niż w czasach swojej młodości, co pokazał choćby w „Iluminacji”. Ale „Spirala” to film znacznie cięższego kalibru, bo i temat jest o wiele poważniejszy. W końcu mamy bohatera zderzonego ze śmiertelną chorobą, powolnie umierający. Na co? To nie ma znaczenia, bo reżyser przygląda się temu jak bohater (Tomasz Piątek) próbuje się z tym zmierzyć. Człowiek wykształcony, oczytany, na wysokim stanowisku, ateista. W dodatku choruje od roku i to na coś tak poważnego, że widzi dla siebie tylko jedno wyjście – samobójstwo. Stąd cała ta opryskliwość, cynizm, złośliwości, bunt, ale też rozgoryczenie, poczucie bezsensu i bezsilności. A były to czasy, kiedy dopiero zaczynały działać hospicja. Tylko, czy one są w stanie pomóc naszemu bohaterowi?

spirala2

Całość można niejako podzielić na dwie części, a kulminacją jest znalezienie Tomasza w górach. Pierwsza to niejako samo życie, czyli Piątek w schronisku oraz obserwujący całe otoczenie. Młodych ludzi goniących za pieniędzmi, starego prominenta ze sporymi znajomościami, co potrafi załatwić wszystko, jego mniej charakterny syn, wreszcie malarka Teresa – bardzo uduchowiona osoba. Ale druga część to pobyt w szpitalu. Czas się dłuży, miejsce jest bardzo chłodne, zaś lekarze trzymają pacjentów na dystans. Próbują im pomóc za pomocą lekarstw, tylko czy aby to wystarczy? Na wszystko nie ma przecież tabletek, więc co robić? Próbować żyć dalej, czerpać z pozostawionego czasu czy może zdecydować się na ostateczne wyjście? Zanussi prezentuje różne postawy i nie daje jednoznacznej odpowiedzi, bez wskazania palcem, że trzeba tak albo tak. Chociaż wyczuwam pewną sympatię reżysera do postawy wierzącej Teresy.

spirala3

„Spirala” byłaby jeszcze bardziej przygnębiającym i nieprzyjemnym filmem, gdyby nie fenomenalny Jan Nowicki. Piątek w jego wykonaniu to człowiek pełen sprzecznych emocji, które są pokazywane czasem bardzo drobnym spojrzeniem czy niewypowiedzianym słowem. Samą obecnością magnetyzuje i skupia uwagę, choć jego problemy są sygnalizowane od początku (wyrzucenie kluczy do auta czy odpowiedź na pytanie o linę), nawet głos ma jakiś inny. Poza Nowickim aktorsko wybijają się trzy postacie, które są absolutnie świetne: Teresa (niesamowita Maja Komorowska), prominent Henryk po przejściach (stonowany, mówiący spokojnym głosem Jan Świderski) oraz ordynator szpitala (pewny Aleksander Bardini).

spirala4

„Spirala” nie jest filmem łatwym, lekkim i przyjemnym, ale tego się po Zanussim należało spodziewać. Niemniej to bardzo intrygujące, refleksyjne kino z mocnymi dialogami oraz magnetyzującym aktorstwem. Wielu może zmęczyć ten ciężki klimat, jednak warto zrobić sobie taką odskocznię.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Serce na dłoni

Myślicie, że łatwo jest przekonać człowieka do odebrania sobie życia? Jeśli ten delikwent chce tego dokonać i jest zdeterminowany, odpowiedź może wydawać się prosta. Przynajmniej teoretycznie. Bo nie zawsze wszystko zależy tylko od nas. I o tym przekonuje się dwóch bohaterów jednego z ostatnich filmów Krzysztofa Zanussiego „Serce na dłoni”.

Stefan to zwykły chłopak, który po ukończeniu filozofii, zamiast spełniać się w zawodzie, jest kasjerem w hipermarkecie. No nie wychodzi mu to najlepiej i zostaje zwolniony. Jakby tego było mało dziewczyna go rzuca i wyrusza do Irlandii. Nie pozostaje nic innego, tylko skończyć z sobą. Kontrastem dla niego jest podstarzały biznesmen Konstanty z Ukrainy. Jest właścicielem sieci marketów, jest cholernie bogaty, choć działa bardzo nieczysto, niczym gangster, hedonistycznie korzystając z życia. Problemem jednak jest to, że padł mu rozrusznik serca i potrzebny jest przeszczep.

serce_na_dloni1

Resztę mniej więcej możemy się domyślić, bo nasz bogacz kombinuje, jak załatwić sobie nowe serce. Zanussi próbuje tutaj pokazać egzystencjalny dramat w bardziej dowcipny sposób, tylko że kompletnie tego poczucia humoru nie wyczułem. Może wszelkie próby samobójcze oraz wszelkie komplikacje z tego wynikające? Krzywe spojrzenie na świat, gdzie wszystko można załatwić pieniędzmi? Zderzenie materializmu z duchowością? Odzyskaniem sensu życia w dość przewrotny sposób? A może szansą na nawrócenie? Problem w tym, że komedia powinna doprowadzić do śmiechu, a tutaj reżyser kompletnie nie potrafił mnie przekonać, iż posiada poczucie humoru. Zamiast tego mamy bardzo przewidywalną, nieśmieszną komedię, pełną bardzo naciąganych wydarzeń oraz masy zbiegów okoliczności. Do tego mamy bardzo poważną (chociaż elegancką i ładną) muzykę Wojciecha Kilara, solidną realizację oraz kompletnie nieprzekonujący finał, o którym zwyczajnie nie chce mi się opowiadać. To jest kompletnie głupie, pozbawione sensu oraz jakiejkolwiek wiarygodności.

serce_na_dloni2

I nawet aktorzy – bardzo uzdolnieni – nie mają praktycznie niczego specjalnego do roboty, by się wykazać. Wygadują niby mądrości (niezły Stupka), udają kompletnych idiotów (Szyc, Zakościelny) albo strasznie irytują swoją nijakością (Marek Kudełko w roli głównej). Z całej obsady najlepiej wybijają się dwie postacie: matka biznesmena (ostatnia rola Niny Andrycz) oraz Angelo (świetny Szymon Bobrowski), próbujący zachować swój stoicki spokój, choć w oczach widać coś innego.

„Serce na dłoni” jest przykładem filmu tak banalnego, nudnego i nieśmiesznego. Zanussiemu udało się zmarnować talent tylko zdolnych ludzi, że powinni za to go posadzić, zakazując dotykania jakiejkolwiek kamery. Serca brak, humoru brak, satysfakcji z seansu brak.

3/10 

Radosław Ostrowski

Iluminacja

Czym jest tutaj tytułowa „Iluminacja”? Według filozofów to stan poznania wiecznych praw za pomocą duchowego oświecenia. Czegoś takiego szuka nasz bohater – Franciszek Retman. Kiedy go poznajemy kończy liceum i chce studiować fizykę. Dlaczego? Bo tam są reguły, które pomagają poznać i zrozumieć rzeczywistość. Ale ona ma pewne plany i kolejne wydarzenia zmuszają do pewnych wątpliwości.

iluminacja1

To jest moje pierwsze spotkanie z Krzysztofem Zanussim – reżyserem o bardzo szerokim wykształceniu, zainteresowaniach. I nie byłem do końca pewny czego się spodziewać: filmu w takim sensie jaki znamy czy czegoś w rodzaju wykładu, pełnego rozważań naukowych z bardzo pretekstową fabułą. Nakręcona w 1972 roku „Iluminacja” jest eksperymentem. Niby jest tutaj jakaś fabuła, skupiona wokół rozterek Retmana oraz konflikcie: nauka kontra szukanie sensu życia, kariera kontra rodzina. Bo rzeczywistość lubi weryfikować nasze przekonania oraz kierunek. Pewne spotkanie osoby: pierwsza kobieta, przyjaciele z wypraw górskich, przyszła żona, dziecko – one wywołują coś w rodzaju wątpliwości. Bo ścieżek do poszukiwań prawdy jest wiele i reżyser nie faworyzuje żadnej z nich. To może być praca naukowa (fizyka, matematyka, biologia), praca zarobkowa (kontroler butli medycznych, królik doświadczalny przy badaniach), poszukiwania duchowe (wizyta u karmelitów) – jest tutaj tyle możliwości i samemu trzeba dokonać wyborów.

iluminacja2

Ale to, co najbardziej uderza i zaskakuje to strona formalna. Zanussi zrobił film bardziej wyglądający niczym podglądanie preparatów pod mikroskopem. Emocjonalnie jest bardzo zimny, wręcz opisujący wydarzenia w sposób bardzo skrótowy, z wieloma cięciami montażowymi. Sam bohater przedstawiony jest za pomocą… dokonywanych badań i testów (badanie oczu, reakcji na impulsy, badania wagi, wzrostu), wręcz w ekspresowym tempie. Każda scenka jest tylko krótkim wycinkiem (zakochanie się, pierwszy seks, kłótnia, wyprawa w góry, śmierć przyjaciela), co dla wielu kinomanów może być barierą nie do przeskoczenia. Tak samo wplecione dyskusje oraz wykłady naukowe dotyczące iluminacji, czym jest elita, kwestii przyszłości czy mechanizmów biologicznych. Nie jest to jednak strasznie przeintelektualizowane kino, tylko dla wybrańców z tytułem doktora czy profesora, bo wszystko jest przedstawione w przystępny sposób. I to robi niesamowite wrażenie, co jest niepojęte, tak jak praca kamery (wręcz niemal reporterska) oraz niesamowita muzyka Kilara.

iluminacja3

Aktorstwo może wydawać się tutaj najmniej istotnym elementem, bo bohaterowie – poza Retmanem w wykonaniu operatora Stanisława Latałło – nie są zbyt rozbudowani ani zarysowani. Niemniej jednak udaje się stworzyć bardzo naturalne postacie, z których najbardziej wybija się Małgorzata Pritulak (Małgosia) oraz Edward Żebrowski (lekarz).

To jeden z najbardziej zaskakujących filmów, jaki kiedykolwiek widziałem. Naukowy styl, chłodna i nieszablonowa narracja, wymagające skupienia dialogi (tutaj wszystko trzeba wyłuskać) oraz bardzo otwarte zakończenie – wszystko stwarza ciekawą, nieoczywistą mieszankę. Porzućcie wszelkie wątpliwości i sięgnijcie śmiało.

8/10 

Radosław Ostrowski