Kobieta z…

Mój stosunek do Małgorzaty Szumowskiej przez lata można określić jako… skomplikowany. Najbardziej w jej filmografii spodobały mi się tylko dwa tytuły: „33 sceny z życia” i „Śniegu już nigdy nie będzie”. Szczególnie ten drugi tytuł okazał się dla mnie ogromnym zaskoczeniem, dając reżyserce u mnie kredyt zaufania. Zaprocentowało to solidnym „Infinite Storm”, a teraz wspólnie z Michałem Englertem stworzyli pierwszy polski film fabularny o postaci transpłciowej.

Wszystko zaczyna się jeszcze w PRL-u roku, kiedy Andrzej jeszcze jako dziecko mocno wyróżniał się z otoczenia. Od uciekania z welonem na głowie, odrzucenie przez komisję wojskową z powodu… pomalowanych paznokci. W tajemnicy zaczął wykradać matce hormony, przebierać się w damskie ubrania i czuć się innym od reszty otoczenia. Nikt z jego rodziny (wliczają w to żonę) nie zna jego tajemnicy, do tego jeszcze jesteśmy w małym miasteczku, gdzie plotki rozchodzą się szybciej. Czyżby Andrzej/Aniela nie miałby jakiejkolwiek szansy na życie w zgodzie ze sobą?

kobieta z1

Szumowska z Englertem skupiają się cały czas na głównym bohaterze i towarzyszymy mu przez ponad 40 (!!!) lat. Z oczywistych powodów narracja jest skokowa, pełna syntez oraz wielu wątków pobocznych. Ale zawsze w centrum tego wszystkiego znajduje się Andrzej – czyli kobieta urodzona w ciele mężczyzny. Próby pomocy lekarskiej na przestrzeni lat (od endokrynologa w lat 80., przez psychiatrę w latach 90. aż po psychologa w latach 2000.), szukania wsparcia i informacji, próba dopasowania się do życia rodzinnego. A im dalej w las, tym dziwniejsze sytuacje są potrzebne do przeprowadzenia operacji zmiany płci (scena u adwokata, tłumaczącego procedury – mocna). Wszystko to pokazane bez szukania na siłę sensacji czy kontrowersji, co należy pochwalić.

kobieta z2

Co mnie najbardziej zaskoczyło to jak wiele wsparcia dostaje nasza bohaterka z najmniej spodziewanych grup: kolegów z pracy, sióstr zakonnych (u nich zamieszkuje przez pewien czas) czy – choć bardzo powoli i nie od razu – rodziny. „Kobieta z…” pod tym względem może stanowić materiał edukacyjny dla osób, co próbują zrozumieć osoby transpłciowe. Nieważne, czy mówimy o rozmowach podczas grupy wsparcia (tutaj wypowiada się m.in. Anna Grodzka) czy wizycie o doktora Bardo (solidna rola Mikołaja Grabowskiego). Nie brakuje pięknych momentów (zakochanie się Andrzeja w Izie – cudownie sfilmowana i zmontowana), czy delikatnych momentów intymnych. Problem w tym, że czasami duet reżyserski gubi rytm i tempo, parę wątków jest zbędnych (kiedy dorosły Andrzej/Aniela trafia do więzienia) czy jest zbyt wiele uproszczeń.

kobieta z4

Wszystko to jednak ratują zarówno świetne zdjęcia Michała Englerta jak też świetne aktorstwo. Główną rolę grają Mateusz Więcławek (młody Andrzej) i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, tworząc absolutnie rewelacyjną kreację. Bez popadania w przerysowanie, bardzo delikatnie, opierając się na spojrzeniach oraz mowie ciała. Równie świetna jest Joanna Kulig oraz Bogumiła Bajor, wcielające się w postać żony Andrzeja, Izy. Dynamika tej pary to były dla mnie jedne z mocniejszych scen tego filmu. Na drugim i trzecim planie jest masa znajomych twarzy (m. in. Jacek Braciak, Wojciech Mecwaldowski, Jerzy Bończak czy Tomasz Schuchardt), zaś każdy tworzy co najmniej solidną rolę.

kobieta z3

Kobieta z…” dla mnie jest potwierdzeniem formy reżyserskiej Szumowskiej, skupiającej się na człowieku i szanując go zamiast eksploatować. Jest szczerze, uczciwie, kapitalnie zagrane i – co mnie zaskoczyło – emocjonalnie angażujące do samego końca.

7/10

Radosław Ostrowski

Forst

Po „Chyłce” przyszedł czas na kolejny serial oparty na bogatym dorobku literackim Remigiusza Mroza. Tym razem trafiamy do Zakopanego, gdzie towarzyszyć nam będzie komisarz Wiktor Forst (Borys Szyc). Przeniesiony z Krakowa dyscyplinarnie nie jest zbyt lubiany przez swoje otoczenie za działania nie zawsze zgodne z prawem. Jednak to Forst zostaje przydzielony do makabrycznej zbrodni – znaleziono ciało przywiązane do krzyża na Giewoncie, zaś w ustach ofiary znajduje się moneta. Sprawą interesuje się też szukająca sensacji dziennika Olga Szerbska (Zuzanna Saporznikow), działająca niezależnie i sprzedając informacje innym. Oboje łączą siły, odkrywając mroczną tajemnicę sięgającą czasów II wojny światowej.

forst1

Za serial odpowiada reżyser Daniel Jaroszek („Johnny”) i duet scenarzystów: znana ze współpracy z Netflixem Agata Malesińska („W głębi lasu”, „Zachowaj spokój”, „Dziewczyna i astronauta”) oraz debiutujący Jacek Markiewicz. Tytuł oparty jest na dwóch pierwszych powieściach o Wiktorze Forście: „Ekspozycji” i „Przeniesienie”, a całość próbowano upchnąć w 6 odcinków (każdy po około 45 min.) jako spójną opowieść. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że w trakcie adaptacji coś poszło nie tak. Bo na papierze wszystko wydaje się być znajome i bardzo na miejscu: gliniarz z mroczną przeszłością, makabryczne zbrodnie niczym z „Siedem”, tajemnica, układy. Problem jednak w tym, że ta historia nie jest zbyt wciągająca. Pierwszy i drugi odcinek jeszcze mogą intrygować, kiedy powoli odkrywamy kolejne kluczowe postacie (albo takie się wydają). Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że cała historia toczy się za szybko, przewija się zbyt wiele osób (w zasadzie sporo ograniczonych do epizodów) oraz paskudne dialogi. Nawet nie chodzi o ilość rzucanych bluzgów (jakby wszyscy byli z JuEsEj), tylko czasem na siłę próbują być śmieszne i brzmią sztucznie, podane w monotonnym tempie.

forst2

Jaroszek nie radzi sobie z tempem, bo wszystko prowadzone jest bardzo powoli. Niby ma to służyć w budowaniu napięcia, jednak nie wywołało to we mnie żadnych emocji. Nieważne, czy analizuje miejsce zbrodni, włamuje się do siedziby Wielkiego Złego w słowackich górach (jak w „Tylko dla orłów”, tylko słabiej) czy podczas finałowej konfrontacji. Jakby tego było mało wchodzą w drogę krótkie retrospekcyjne przebitki, czasem postacie zachowują się w sposób podważający ich inteligencję (ucieczka przed zamieszanym w sprawę, by następnie go… wpuścić do siebie) i są zbiorem klisz. Narwany komendant, mściwy kolega z pracy, żądna sensacji dziennikarka, prokuratorka balansująca między pracą a domem, Wielki Zły z czarną opaską – mógłbym tak wymieniać. A sam finał jest tak niesatysfakcjonujący (choć sama walka nakręcona jest dobrze) i kończy się w tak urwany sposób, by dać bardzo jasny komunikat: chcemy drugi sezon.

forst3

Czy „Forst” ma jednak jakieś zalety? Przede wszystkim klimat, mocno czerpiący zarówno z thrillerów Davida Finchera (ze wskazaniem na „Siedem” i „Dziewczynę z tatuażem”), jak i literaturą nordic noir. Pięknie sfilmowane góry oraz zimne krajobrazy potęgują poczucie osamotnienia, izolacji. Jest wiele ładnie nakręconych lokacji czy scen akcji (ucieczka z płonącego budynku mocno przypominała mi podobną scenę z… pierwszego „Maxa Payne’a”), jednak czasem bliższy plan bywa bardzo nieostry. Aurę potęguje też muzyka, mieszająca „thrillerowe” dźwięki z góralskimi smyczkami – idealne połączenie.

forst4

Chciałbym coś dobrego powiedzieć o aktorstwie, ale nie dano im zbyt wiele do zagrania i pokazania. Bo jest tu parę uzdolnionych ludzi jak Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Artur Barciś czy Kamilla Baar, tylko dostali bardzo płaskie, jednowymiarowe, nieciekawe role. Jedynie Borysowi Szycowi w roli tytułowej udaje się wycisnąć coś więcej i zabłysnąć charyzmą. Z drugiej jednak przy tak nijakim tle nie było jakimś szczególnym wyzwaniem.

forst5

„Forst” przełamuje dobrą passę polskich seriali Netflixa, które w ostatnich miesiącach były dużo cieplej oceniane. Jako kryminał/thriller kompletnie nie jest w stanie porwać, a chociaż cyklu o Forście nie czytałem, to widzę bałagan w adaptacji. Za szybko, zbyt ciasno i gdzieś po drodze logika zrobiła sobie wolne. Dla fanów książek Mroza będzie to ogromne rozczarowanie. Ja nawet nie czytałem, a też czuję zawód.

5/10

Radosław Ostrowski

Informacja zwrotna

Dla fanów literatury nazwisko Jakuba Żulczyka jest wyznacznikiem wysokiej jakości w literaturze popularnej. Szczególnie po serialowej ekranizacji „Ślepnąc od świateł” wzrosło zainteresowanie filmowców dorobkiem pisarza. Już jest w trakcie realizacji „Wzgórze psów” przez Piotra Domalewskiego, ale już wcześniej Netflix zmierzył się z innym tekstem – „Informacją zwrotną”. A dokładniej reżyser Leszek Dawid i scenarzysta Kacper Wysocki.

Głównym bohaterem jest Marcin Kania (Arkadiusz Jakubik) – były muzyk rockowy, obecnie właściciel kilku wynajmowanych mieszkań oraz niepijący alkoholik. Uczęszcza na terapię AA, od dwóch lat jest trzeźwy, ale rodzina trzyma się od niego z daleka. W końcu lata życia z mocno podchmieloną głową rodziny nie należało do najłatwiejszych. Ale pewnego dnia mężczyzna budzi się podpity w swoim mieszkaniu, z pobitą głową oraz śladami krwi. Co bardziej niepokojące, umówił się tego wieczora ze swoim synem. Z którym nie ma żadnego kontaktu. Z niewyraźnych przebitek Marcina wydaje się, że chłopak został porwany. Tylko przez kogo i dlaczego?

Na pierwszy rzut oka serial wydaje się być kryminałem, gdzie główny bohater próbuje rozwikłać tajemnicę. Jednak twórców nie interesuje do końca łamigłówka, choć pojawiają się kolejne tropy, poszlaki oraz możliwości. W samym centrum jest Kania oraz jego zmagania z alkoholem, pełne wewnętrznych monologów i retrospekcji z mrocznych czasów chlania. Dla mnie to były najmocniejsze fragmenty, które pokazywały jak bardzo silny wpływ ma na całą rodzinę alkohol. Nawet jeśli mijają lata, strach najbliższych jest mocno odczuwalny. Bo oni nie nabiorą się na kolejne obietnice, przyrzeczenia – zbyt wiele ich słyszeli. Zbyt wiele razy widzieli ich łamanie, wiedzą o ukrywanych butelkach w różnych kątach i spodziewają się najgorszego. Zresztą nawet sami twórcy w paru scenach (słyszane głosy, zwidy, te same wydarzenia pokazane inaczej) poddają w wątpliwość narrację naszego bohatera. Wiarygodność podważają też pojawiające się dziury fabularne, jednak to wszystko jest całkowicie celowym celem.

Bo finał to bardzo mocny strzał z liścia, gdzie wszystko układa się w sensowną całość, a bohater poznaje prawdę o sobie samym. A prawda ta nie jest ani łatwa, ani przyjemna, lecz pozwala zdjąć zasłonę kłamstw. Poznać kto jest prawdziwym przyjacielem, kto tylko wykorzystywał i manipulował, a kto wspierał. Tylko czy nie jest już na to za późno? Czy jeszcze można się zmienić oraz wyjść z nałogu? Ta kwestia pozostaje otwarta i zależy to od nas.

Niejako przy okazji twórcy dotykają istotnego dla fabuły wątku reprywatyzacji kamienic, na którym nasz bohater trochę zyskał. To jak brutalnymi i bezwzględnymi metodami wykurza się lokatorów z kupionych domostw jest mocne, choć jest ten wątek w zasadzie tłem wydarzeń.

Ale najmocniejszym punktem tego serialu jest rewelacyjny Arkadiusz Jakubik, który przechodzi tu samego siebie. Kania z jednej strony potrafi być złamanym przez życie alkoholikiem, z drugiej totalny paranoik zdolny do agresji, wręcz wybuchowy. W retrospekcji też pokazuje dwie sprzeczności: pozorną wesołość i nagłą wściekłość, a także zażenowanie, smutek, ból, frustrację. To wszystko aktor ogrywa bezbłędnie, tworząc bardzo złożony i nie idący na łatwiznę portret alkoholika. Równie mocny jest Jakub Sierenberg w roli Piotrka – bardzo wycofany, zamknięty w sobie, ale próbujący się postawić ojcu. Najmocniejszą sceną w jego wykonaniu pozostaje finał, który wręcz szarpie za gardło. Poza tą dwójką jest tu masa wyrazistych ról drugoplanowych: od Andrzeja Konopki (śliski Zbyszek, dawny kumpel z zespołu) przez Przemysława Bluszcza (komisarz Cezary Karłowicz) po Nel Kaczmarek (Ula, córka Kanii).

Informacja zwrotna” może wydawać się kolejnym thrillerem/kryminałem jakich było wiele, ale to przede wszystkim bardzo mocny portret psychologiczny człowieka mierzącego się z demonami przeszłości. Miejscami oniryczny, ale bardzo naturalistyczny i do bólu szczery. Z życiową rolą Jakubika, która zostanie z wami na bardzo długo po seansie.

8/10

Radosław Ostrowski

Prime Time

Sylwester roku 2000 to jedna z tych rzeczy, które pamiętam. Był to czas z jednej strony pewnej względnej stabilizacji po ustrojowej transformacji. Ale też było wiele obaw z nowym tysiącleciem: głównie z powodu wirusa mającego doprowadzić komputery do fiksacji. Nie o tym opowiada jednak reżyserski debiut Jakuba Piątka. Choć akcja toczy się w sylwestrowy wieczór, osadzona jest w budynku telewizji. Tam pojawia się młody chłopak z bronią w ręku, który bierze ochroniarza jako zakładnika. Następnie wbija do programu na żywo, gdzie prezenterka zostaje kolejną zakładniczką. Chłopak – imię Sebastian – chce jednego: wejść na wizję.

Kim on jest? Dlaczego to robi? Co chce powiedzieć? Czy zabije zakładników? A może zostanie zastrzelony? Do akcji wkraczają antyterroryści z dowódcą, dwoje negocjatorów oraz realizatorka telewizyjna. Mocno ograniczona przestrzeń, tykający czas i młody chłopak ze spluwą plus dwoje zakładników. To niebezpieczne równanie, gdzie jest co najmniej jedna niewiadoma. Ale czy aby na pewno? Reżyser zaczyna mocnym uderzeniem i nie cacka się. Na dzień dobry dochodzi do porwania, potem wkracza policja i zaczynają się schody. Dlaczego? Bo nasi policjanci troszkę zachowują się jakby pierwszy raz mieli do czynienia z taką sytuacją. Może to wynikać z faktu, że większość stróży prawa pilnuje imprez zorganizowanych tego dnia i mieli do dyspozycji tylko tą grupę ludzi.

I muszę przyznać, że przez sporą część filmu to działa. Potrafi trzymać w napięciu, co wynika także z błędów policji (przypadkowe zapalenie światła w reżyserce, demaskujące ich liczbę). Jednak w pewnym momencie ten suspens zaczyna siadać, a oczekiwanie na jakiekolwiek działanie nuży. Ale są pewne momenty potrafiące przebudzić jak rozmowa z ojcem czy przygotowania do wystąpienia. Piątek potrafi rzucić troszkę światła na Sebastiana (świetny Bartosz Bielenia), jednak jego motywacja nie zostaje podana wprost. Dla wielu może być to gigantyczna wada, bo przecież o to powinno chodzić w tej zabawie. Są pewne poszlaki, zaś pojawiające się fragmenty programów telewizyjnych (nie tylko fragmenty Sylwestrów, ale też rozmowy z młodymi ludźmi, manifestacje) mogą by kolejnym tropem. Pomagają one też w zbudowaniu nastroju końca wieku, bez wchodzenia w publicystyczne tony.

I jak to jest zagrane – każda z drugoplanowych postaci ma swoje pięć minut, wykorzystując je w pełni. Jeśli miałbym wskazać najbardziej zapadające role, wymieniłbym co najmniej trzy. Po pierwsze, prezenterka Mira w wykonaniu Magdaleny Popławskiej. Mam słabość do tej aktorki i ta rola to potwierdza, pokazując szerokie spektrum emocji: od opanowania do gniewu oraz powoli puszczających nerwów. Drugim cudem jest zawsze trzymający fason Dobromir Dymecki jako dowódca antyterrorystów, próbujący jak najszybciej rozwiązać problem. Trzecia to realizatorka Laura od Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik – pozornie tylko tło, jednak nie dajcie się zwieść.

Debiut Piątka został wykupiony przez Netflixa i warto sprawdzić. Bardzo solidna produkcja, potwierdzająca, iż kino gatunkowe w naszym podwórku może być interesujące. Co jeszcze pokaże pan Piątek? Czekam z niecierpliwością.

7/10

Radosław Ostrowski

Co słonko widziało

Troje bohaterów, siedem dni i jedno miasto. Jesteśmy gdzieś na Śląsku, gdzie nasi bohaterowie walczą o swoje marzenia. Sebastian ma 12 lat i razem z ojcem sprzedają czosnek oraz żurek w butelkach. Matka chłopaka nie żyje, a podczas „rozmów” z nią przeszkadza drzewo zasłaniające widok na grób. Marta to 17-latka mieszkająca z matką oraz młodszym bratem. Ona ma świetny głos i chciałaby śpiewać na scenie zawodowej, a nie tylko w kościele czy małych scenach. Pojawia się okazja, ale by to zrobić musi wyjechać do Norwegii na festiwal wokalny. No i jest jeszcze Józef – mężczyzna w średnim wieku, mieszkający z żoną. Ona wskutek wypadku ma uszkodzone zęby, on został zwolniony z pracy w kopalni. Jego celem jest uszczęśliwienie żony, czyli proteza zębów.

Czyżbyśmy spodziewali się kolejnego smutnego filmu o życiu w smutnym jak pizda mieście? Michał Rosa wraca do korzeni z debiutu, czyli idzie na Śląsk. Ale jeśli spodziewacie się jakiegoś nowelowego kina, to reżyser nie rozbija historii, gdzie każda część jest skupiona na innej postaci. Ich wątki przeplatają się ze sobą, a nawet parokrotnie przecinają. Mimo tego każdy z bohaterów jest na tyle zarysowany, że ich los obchodzi. Nie wszystko jest powiedziane ani pokazane wprost, co zmusza do uważniejszego oglądania i intryguje. Widać ile ludzie balansujący na granicy ubóstwa są w stanie zrobić do realizacji swoich marzeń czy prostych potrzeb. Jak łatwo można im wiele obiecać, a potem niekoniecznie z tych obietnic się wywiązać. Nie brakuje kłamstw, oszustw, ale także pewnych małych rzeczy.

Jednak co najważniejsze Rosa nie przesadza w żadną ze stron. Ani nie pokazuje skrajnej patologii i wszystkiego w czarnych barwach, ani nie słodzi i wali prostymi rozwiązaniami czy szczęśliwym zakończeniem. Woli pozostawić cień nadziei, tak potrzebny naszym bohaterom. Że jeszcze los się odmieni, że nie wszystko stracone. Że jeszcze jest o co walczyć i ta nuta też wybrzmiewa w muzyce. Oraz w bardzo otwartym zakończeniu, które może wielu zirytować. Na mnie jednak działało jako pewna obietnica, choć nie rozstrzygająca niczego.

I jak to jest cudownie zagrane. Odkryciem filmu byli tutaj Damian Hryniewicz oraz Dominika Kluźniak, dla których były to pierwsze role. Oboje są bardzo przekonujący i nie widać w ich grze fałszu. Do tego jeszcze wchodzi Krzysztof Stroiński, zawsze trzymający wysoki poziom i potwierdzający swoją klasę. Bardzo skromny, zniuansowany i wyciszony, a jednocześnie mający wiele ciężaru. Także drugi plan tutaj nie zawodzi z Jadwigą Jankowską-Cieślak i zaskakującym Tomaszem Saprykiem na czele.

Niby mało znany, ale bardzo solidny film Michała Rosy, wchodzący na wyższy poziom niż zwykle. Idealnie balansujący między niepokojem a nadzieją, unikając popadania w skrajności. To nie jest łatwa sztuka, co pokazał też reżyser w swoim debiucie.

7/10

Radosław Ostrowski

Znaki – seria 2

W Sowich Górach nie dzieje się zbyt dobrze. Wydaje się, że nad miasteczkiem ciąży klątwa, a jakiekolwiek próby zachowania względnego porządku kończą się niepowodzeniem. Nawet nowy komendant policji, Michał Trela nie był w stanie rozwiązać sprawy morderstwa. Mało tego, jego córka zniknęła bez śladu, zaś główny podejrzany popełnia samobójstwo. Jest źle, ale może być jeszcze gorzej. Do miasteczka przyjeżdża młode małżeństwo dzieckiem, które po przyjeździe boczną dróżką… znika bez śladu. Zostaje tylko auto z dzieckiem. Jest jeszcze reprezentujący firmę consultingową niejaki Twerski, chcący wesprzeć finansowo Antoniego Paszke – poruszającego się na wózku burmistrza w walce o reelekcję. Ten jednak odmawia, więc mężczyzna decyduje się wystawić oraz wesprzeć kontrkandydata – Błażeja Nieradkę.

Drugi sezon „Znaków” to hybryda dramatu obyczajowego z wątkami kryminalnymi. I tak jak wcześniej, akcja przeskakuje z postaci na postać. Pozornie wydaje się to bardzo chaotycznym zabiegiem, przez co czasem trudno skupić się na kolejnym śledztwie. To zaczyna się rozgałęziać i pokazywać mniej sympatyczne oblicze Sowich Gór. Miasteczka, gdzie miały być przeprowadzane przez hitlerowców badania nad kolejną wunderwaffe (czymś, co znane jest jako UFO), zaś Zło ma w sobie siłę podobną do tej z… „Twin Peaks”. Niby nie ma tutaj elementów nadprzyrodzonych, jednak coś wisi w powietrzu, a kolejne osoby znikają i znikają. A potem odnajdują się martwe. Czyżby nad Sowimi Górami ciążyła jakaś klątwa? Pojawiają się kolejne tajemnice oraz nowe postacie, mogące namieszać. Młoda para, której przeszłość poznajemy w retrospekcjach (i ten element naprawdę działa), a los kobiety jest nawet powiązany z obecnym proboszczem, mieszkający na odludziu Feliks Szmidt, jest jeszcze Twerski ze swoją wspólniczką Kają, mający swoje własne cele.

Ale też nasi starzy znajomi też próbują jakoś funkcjonować w tym chaosie. I udaje się tutaj coś, co nie zawsze wychodziło – trzyma w zainteresowaniu, dodając kolejne elementy układanki. Cudowna broń, grób kapitana Godarda, produkcja narkotyków, psychicznie chora kobieta nie pogodzona ze śmiercią córki czy alkoholik, którego córka znika. Wszystko to się przeplata jak w kalejdoskopie, a każdy z wątków potrafi zaintrygować. Miasteczko jest pięknie sfilmowane, z niesamowitymi krajobrazami, budującymi niepokojący klimat. Tak samo jak mocno ambientowa muzyka oraz świetne aktorstwo. Jedyne, co mi mocno zgrzyta to zakończenie, które… wywołuje dezorientację i nie daje odpowiedzi na wiele pytań. Zupełnie jakby to miała być podwalina pod 3. Sezon, tylko czy on w ogóle powstanie? A co jeśli AXN zdecyduje się urwać całość? To bardzo ryzykowny zabieg, opłacający się tylko produkcją z dużą widownią.

Muszę przyznać, że drugi sezon „Znaków” jest krokiem w dobrą stronę. Mimo pewnej chaotyczności oraz niedokończonych wątków intrygi, ma w sobie to słynne „coś”. I przez nie chce się oglądać dalej, poznając ten niepokojący, ale dziwnie znajomy świat. Gdzie nie każdy jest w stanie odczytać jego znaki.

7/10

Radosław Ostrowski

Znaki – seria 1

Góry Sowie – miejsce mało znane, blisko granicy czeskiej. W pobliskim miasteczku Sowie Doły 10 lat wcześniej doszło do tajemniczego morderstwa dziewczyny. Mimo wysiłków policji, sprawa pozostaje niewyjaśniona. Do miasteczka przybywa nowy komendant policji Michał Trela. Próbując odnaleźć się w tym bajzlu pojawia się kolejne morderstwo. Ofiarą jest Patrycja Piotrowska, żona pijaka i matka kilkuletniej dziewczyny. Sposób zabójstwa bardzo przypomina sprawę sprzed 10 lat, jednak nowy będzie miał bardzo pod górkę.

znaki1-1

AXN od paru lat próbuje realizować w Polsce seriale kryminalne. Jedną z takich prób były nakręcone 2 lata temu „Znaki” w reżyserii Roberta Ziębińskiego oraz Jakuba Miszczaka. Wspominam o tym tytule dlatego, że wkrótce pojawi się druga seria. Niby mamy tutaj klasyczny motyw człowieka spoza miasta, próbującego odkryć skrywane tajemnice. Samo w sobie jest samograjem, którego nie da się zepsuć. Reszta też wypada bardzo znajomo, bo i jest poważna inwestycja, tajemniczy uzdrowiciel (tylko, że jego woda zawiera odmianę amfetaminy) oraz zebrana wokół niego grupa nawiedzonych dziwaków, były komendant trenujący boks, dość ekscentryczny sierżant oraz zmowa milczenia. Wszyscy wiedzą wszystko, tylko nikt jakoś nie chce poinformować służb. Standard wśród kryminałów skrytych w miejscach, gdzie diabeł mówi dobranoc.

znaki1-2

Różnicę jednak robi miejsce, bo Góry Sowie wyglądają tutaj przepięknie i tajemniczo w obiektywie kamery Wojciecha Tudorowa. Wygląda to tak jakbym miejscami oglądał „Watahę”, zwłaszcza kiedy pokazane są krajobrazy czy zachody słońca. Sama historia potrafi zaintrygować, bardzo powoli budując napięcie oraz intrygę, rzucając kolejne tropy i poszlaki. Dawny nazistowski bunkier, skrywane dokumenty, zbrodnia sprzed lat, układy, tajemnicze notatki proboszcza. Dzieje się tu wiele, lecz w połowie kolejne wątki sprawiają wrażenie zapchajdziur, prowadzących donikąd (mąż denatki-alkoholik, próba sprzedaży cennych, nazistowskich planów oraz ich kradzież). Co gorsza, w połowie serii te wątki zostają urwane, jakby stanowiły materiał do rozwinięcia w drugiej serii. Panowie, tak się po prostu nie robi, bo można nowej serii się zwyczajnie nie doczekać. Także troszkę inteligencja naszego komisarza zaczyna działać jakby wolniej, a ja zacząłem szybciej łączyć fakty. Szkoda, bo potencjał był na coś naprawdę świetnego.

znaki1-3

Jeśli coś broni się tutaj najmocniej to aktorstwo oraz kilka intrygujących postaci. Bardzo dobrze prezentuje się w głównej roli Andrzej Konopka jako szorstki, sarkastyczny Trela. Początkowo dość szybko odkrywa pewne tajemnice, ale większość pozostaje przed nim ukryta. Dla mnie szoł kradł zaskakujący Andrzej Mastalerz jako tajemniczy Jonasz. Niby uzdrowiciel, człowiek wierzący, ale jednak jego motywacja pozostaje niejasna. Sama obecnością oraz mimiką aktor potrafi stworzyć magnetyzującą postać. Tak samo jest z Małgorzatą Hajewską-Krzysztofik, czyli panią Bławatską – matką pierwszej ofiary. Samą obecnością przykuwa uwagę, nawet nie robiąc nic. Tak samo warto wspomnieć o Piotrze Trojanie jako dość ekscentrycznym, bogobojnym sierżancie Sobczyku czy Helenie Sujeckiej, czyli jedynej normalnej policjantce w tym całym bajzlu. Ciekawych postaci jest dużo więcej, ale sami odkryjcie.

znaki1-4

O takich serialach zwykło się mawiać niewykorzystany potencjał, bo scenariusz nie dorównuje klimatowi. Na szczęście będzie kontynuacja i jest nadzieja, że zostanie wiele błędów poprawionych, a sama historia będzie lepsza.

6,5/10

Radosław Ostrowski