Hotel Transylwania 2

Pamiętacie pewien hotel prowadzony przez hrabiego Draculę? Tam pojawił się niejaki Jonathan, który zakochał się w córce hrabiego, co wprowadziło wielu w szok. Po latach miłość kiełkuje i przychodzi na świat chłopiec o imieniu Dennis. Jego dziadek bardzo by chciał, by w dzieciaku obudził się potomek wampirów – kły, latanie i takie bajery. Musi to zrobić do piątych urodzin, bo inaczej wszystko przepadnie. Dziadek wykorzysta okazję, gdy młodzi wyjadą do domu rodziców Jonathana.

hotel_transylwania_22

Druga część dotyka tutaj kwestii poszukiwania własnej tożsamości oraz akceptacji inności. I tutaj dochodzi do konfrontacji między potworami, które zaczynają się adaptować do otoczenia oraz ludźmi. Ci zaś niczego się nie boją i stwory traktują jak naturalny element krajobrazu, stanowiący dodatkową atrakcję. Sam Dracula miota się i chce (po cichu), by było tak jak dawniej, kiedy to inicjacja w wampira była diablo straszna. A dziś wszystko jest zabezpieczone, spokojne i wszędzie ten Internet z telefonami, których obsługa dla hrabiego jest trudna. Ludzie jednak (rodzice Jonathana) próbują się z tym oswoić, co jest na swój sposób śmieszne. Twórcy troszkę balansują ze swoim postrzelonym poczuciem humoru, ale nigdy nie przekraczają granicy dobrego smaku.

hotel_transylwania_21

Cudowne są w tym filmie sceny, gdy nasze stare wiarusy próbują obudzić w sobie demoniczność, ale wiek nie pozwala im na szaleństwa. Wilkołak Wayne zachowuje się jak piesek, który zbiera różne rzeczy (piłka, freesbee), Frankenstein złagodniał, zaś mumia ma mocno „połamane” kończyny i strzela w kościach. Jedynie nasz stary Dracula próbuje zachować swój dziki, nieujarzmiony charakter. Ale kiedy pod koniec pojawia się bardzo konserwatywny dziadek Vlad, wtedy lecą iskry, zaś całość kończy się mordobiciem między starą gwardią (i Dennisem) a sługusami starego Vlada (i jest obowiązkowe slow-motion, które dodaje humoru). Jest ostro, pieprznie i ze zgrywą do horrorowych stereotypów, choć scenariusz może sprawiać wrażenie lekko chaotycznego.

hotel_transylwania_23

Może i nie zawsze jest to humor skierowany dla młodych widzów oraz miejscami jest bardzo wisielczy (kołysanka przed snem czy aplikacja GPS), jednak wszystko jest to mocno wzięte w nawias, dając masę frajdy. I nie można nie wspomnieć o polskim dubbingu z brawurowymi głosami Tomasza Borkowskiego (Dracula) oraz Agnieszki Mrozińskiej (Mavis), dzięki czemu skomplikowana relacja rodzinna nabiera silnego zabarwienia, iskier, tarć. Na nowo ta dwójka próbuje dotrzeć do siebie. Przez co Jonathan (Paweł Ciołkosz) zostaje zepchnięty na dalszy plan do roli comic reliefa, co troszkę marnuje potencjał. Za to przyzwoicie poradził sobie Bruno Skalski (Dennis), co w przypadku ról dziecięcych nie jest takie łatwe.

Twórcy uniknęli przekombinowania i zrealizowani naprawdę udany sequel. Dowcipny (miejscami wisielczy żart), odrobinę surrealistyczny i odjechany po całości. Nie wiem, czy będzie część trzecia, ale jeszcze ta seria mi się nie znudziła.

7,5/10

Radosław Ostrowski

22 Jump Street

Jenko i Schmidt to była para gliniarzy, która w poprzedniej części infiltrowała liceum, by znaleźć dilera narkotykowego. Tym razem dostają kolejne zadanie: „zinfiltrować dilerów i znaleźć dostawcę”. Ale tym razem robią to na studiach po tym, jak uciekł im diler zwany Duchem.

22_jump_street1

Phil Lord i Chris Miller zrobili pierwszą część i po drodze jeszcze animowaną „Lego Przygodę”. Więc należy się spodziewać postmodernistycznej zgrywy. W pewnym sensie dostajemy powtórkę z rozrywki – jeden z gliniarzy wtapia się w grupę tych „popularnych”, drugi trafia do outsiderów, jest romans z dziewczyną (trzeba przed nią udawać), nerwowy szef itp. Wszelkie klisze i schematy zostają tutaj obśmiane, głównie te dotyczące sequeli (większy budżet, ta sama konstrukcja itp.), ale także mamy różnorodny zestaw gagów: od popkulturowych odniesień po docinki seksualne i obserwację bractw studenckich. Do wyboru, do koloru, intryga jednak potrafi zaskoczyć (napięcie i akcja jest naprawdę na dużym paliwie), seans jest naprawdę, nie zapominając o telewizyjnym rodowodzie filmu („previously on 21 Jump Street”). Widać, że twórcy się świetnie bawili i ta energia jest odczuwalna. Więcej wam nie powiem, ale parę razy naprawdę mocno się zaśmiałem (najbardziej przy napisach końcowych, które są jednym wielkim żartem). I jako komedia, i jako film akcji sprawdza się naprawdę dobrze.

22_jump_street2

Najsilniejszym atutem poza żartami i zabawa kliszami jest silna chemia między Channingiem Tatumem i Jonahem Hillem. Tych facetów dzieli wszystko: od wagi, wzrostu przez intelekt, jednak żyć bez siebie po prostu nie istnieją (symboliczna scena u psychiatry). Relacja miedzy tą dwójka jest bardzo ciekawie poprowadzona przez scenarzystę, jakby chciał sugerować coś więcej niż „bromance”. Na drugim planie znów szaleje Ice Cube jako narwany kapitan Dickson, który jest jeszcze bardziej narwany, rzucający fakami na prawo i lewo, mając tez dodatkowe powody do fakowania wszystkiego. Poza nim jeszcze jest niezawodny Peter Stormare (staroświecki diler Duch), intrygujący Wyatt Russell (napakowany Zook, gracz drużyny futbolu amerykańskiego) oraz urocza Amber Stevens (studentka Maya).

22_jump_street3

Sequel trzyma fason poprzednika, będąc naprawdę świetnym testem przepony. Jak myślicie, będzie ciąg dalszy? Chyba tak i jestem ciekawy jak to się dalej potoczy.

7,5/10

Radosław Ostrowski

LEGO PRZYGODA

W krainie budowanej przez klocki Lego mieszka Emmet – przeciętny koleś, pracujący na budowie. To typowa, pozbawiona kreatywności jednostka, gdyż kreatywność jest tutaj bezwzględnie niszczona. Spokojne życie Emmeta ulega poważnej zmianie, gdy znajduje tajemniczy klocek oporu – zgodnie z pewną starą przepowiednią jego posiadacz jest Wybrańcem i doprowadzi do obalenia Lorda Biznesa, który chce uporządkować wszystkie światy Lego.

LEGO1

Czym są klocki Lego, przedstawiać nie trzeba. Film o nich to ostra jazda bez trzymanki i wielki test przepony. Jest to komedia, która jest ubrana w konwencje opowieści o walce jednostki ze złym systemem oraz ruchem oporu dowodzonego przez Architektów (kreatywne postacie) pod wodza ślepego Witruwiusza. A kogo tam w tej walce nie ma: Batman, Superman, Wonder Woman, nawet Gandalf Stary, ehm Szary miał swoje parę minut. Źródłem żartów poza masą ciętych dialogów jest tutaj popkulturowa żonglerka postaciami (nie zabrakło legendarnego Sokoła Millennium), miejscami (Dziki Zachód) oraz absurdalna sytuacja. Jednocześnie jest to hołd złożony kreatywności oraz temu, że zabawki robione są przede wszystkim dla dzieci i od ich kreatywności zależy tutaj naprawdę wiele. Jednocześnie jest to zrobione z rozmachem, animacja Legutków i całego otoczenia robi wielkie wrażenie, a zakończenie przewiduje ciąg dalszy. Ale czy na pewno.

LEGO2

Twórcy jadą trochę na nostalgii pokazując czasy, gdy w klockach chodziło o kreatywność budowania, bez instrukcji obsługi. Po prostu jedziesz i robisz co chcesz. Pokazuje to mocno scena ostatecznej konfrontacji czy to, co się dzieje po upadku bohatera w przepaść. To musicie sami obejrzeć.

LEGO3

Jak animacja, to musi być dubbing. I tutaj zarówno do tłumaczenia jak i głosów nie można się przyczepić. Całość jest tutaj dobrze poprowadzona przez Piotra Bajtlika (Emmet) oraz napędzających całą akcję Ewę Andruszkiewicz-Gruzińską (Żyleta, ostra zawodniczka) oraz Miłogosta Reczka (Witruwiusz trochę zajeżdżający Gandalfem). Ale i tak całe szoł tutaj kradnie Jarosław Boberek jako Dobry i Zły Glina (w jednym legutku) oraz niezawodzący Krzysztof Banaszyk jako Batman (wiedzieliście, że facet ma fioła na punkcie dźwięku i muzy?).

„LEGO” mimo pewnej szablonowości fabuły, która zostaje zdekonstruowana i ośmieszona, okazała się naprawdę pozytywną niespodzianką. Kupa śmiechu, zabawa przednia i wiele się tu dzieje. Dla każdego i w każdym wieku.

8/10

Radosław Ostrowski

Last Vegas

Dawno, dawno temu było sobie czterech kumpli. Billy, Paddy, Sam i Archie w latach 50. byli mocno zżytymi kumplami, którzy nawzajem sobie pomagali. I po 58 latach ich losy znów się łączą, bo Billy bierze ślub, więc reszta (poza mrukliwym Paddym) postanawiają zorganizować mu wieczór kawalerski. I to w Las Vegas.

last_vegas1

Komedia z emerytami w rolach głównych reklamowana jako „Kac Vegas” dla oldbojów. Więc czy można się spodziewać bluzgów, dragów i epickich imprez? Impreza jest jedna, ale z dużą armią gości (niestety, 50 Cent się nie załapał). Dragi – co najwyżej lekarstwa. Bluzgi – to kulturalni goście, których szczytem mięsa jest określenie „kutas”. Więc jest bezpiecznie, bardziej elegancko i parę razy można się porządnie pośmiać, ale bez przesady. Może i brakuje tutaj pieprzu, jednak jest to zaskakująco lekka i ciepła komedia o męskiej przyjaźni, która jest ważną wartością, nie zawsze łatwą do utrzymania i pielęgnowania. Tylko tyle i aż tyle.

Być może ten film nie oglądałoby się tak przyjemnie, gdyby nie naprawdę kapitalna obsada na pierwszym planie. Panowie są całkowicie wyluzowani i grają naprawdę z wielka frajdą. Ale czy może być inaczej jak mamy Michaela Douglasa (trochę za bardzo opalony i jedyny nieżonaty Billy), Roberta De Niro (mrukliwy, ale sympatyczny Paddy), Morgana Freemana (imprezujący Archie) i – najlepszego z nich wszystkich – Kevina Kline’a (nieporadny Sam). Razem tworzą mocny koktajl Mołotowa, a jak dołącza do grupy dawno nie widziana Mary Steenburgen (piosenkarka Diana), to już niektórzy trafili do raju.

last_vegas2

Nie jest to jakieś wielkie dzieło, ale i chyba nie o to chodziło. Ma być miło i sympatycznie, a seans naprawdę lekki i przyjemny.

6/10

Radosław Ostrowski

Hotel Transylwania

Tytułowy hotel wynajmuje pokoje potworom, a jego właścicielem jest hrabia Dracula, który zbudował go również z powodu przyrzeczenia złożonego swojej żonie, by chronić swoją córkę. Ale w dniu jej 118-tych urodzin, przypadkowo w hotelu pojawia się człowiek Jonathan. Hrabia przebiera go za potwora i próbuje zmusić go do opuszczenia hotelu. Ale z pojawieniem się jego córki Mavis plan się komplikuje, a impreza ożywa.

transylwania1

Było już wiele filmów animowanych, które były parodiami i pastiszami, gdzie popkultura przetrawia archetypy wszelkiego rodzaju postaci z baśni i bajek. Teraz tego zadania podjęło się Sony Pictures Animation pod wodzą reżysera Genndy’ego Tartakovsky’ego. I wyszła z tego zarówno zabawna historia, choć z oczywistym przesłaniem. Tutaj potwory takie jak mumia, wilkołak, wampir czy Frankenstein są istotami, których nie da się nie polubić, a straszenie (może poza hrabią) zostawili dawno za sobą – teraz mają rodziny (wilkołak). Animacja wygląda bardzo dobrze i czerpie garściami ze stylistyki horroru, dialogi okraszone humorem, a postacie są sympatyczne i ciekawe.

transylwania2

Trochę obawiałem się dubbingu polskiego, choć akurat w animacji wychodzi nam to lepiej niż w filmach z żywymi aktorami (Avengers, Opowieści z Narnii). W oryginale zaś zestaw głosów był imponujący – od Adama Sandlera przez Selenę Gomez kończąc na Stevie Buscemim i Cee-Lo Greenie – ale nasi aktorzy dali radę i wybronili się. Najbardziej na pochwałę zasługuje Tomasz Borkowski jako przeżywający rozterki ojcowskie Dracula. Przyzwoicie wypadli młodzi zakochani, czyli Agnieszka Mrozińska i Paweł Ciołkosz. Ale i tak największymi perełkami byli Krzysztof Dracz (wilkołak Wayne) oraz Mieczysław Morański (kucharz Quasimodo).

transylwania3

Dawno się tak dobrze nie bawiłem się oglądając film z wampirami i innymi stworami w rolach głównych. Jeśli macie czas, radzę wam odwiedzić ten hotel – przednia impreza tam była.

7/10

Radosław Ostrowski