Last Vegas

Dawno, dawno temu było sobie czterech kumpli. Billy, Paddy, Sam i Archie w latach 50. byli mocno zżytymi kumplami, którzy nawzajem sobie pomagali. I po 58 latach ich losy znów się łączą, bo Billy bierze ślub, więc reszta (poza mrukliwym Paddym) postanawiają zorganizować mu wieczór kawalerski. I to w Las Vegas.

last_vegas1

Komedia z emerytami w rolach głównych reklamowana jako „Kac Vegas” dla oldbojów. Więc czy można się spodziewać bluzgów, dragów i epickich imprez? Impreza jest jedna, ale z dużą armią gości (niestety, 50 Cent się nie załapał). Dragi – co najwyżej lekarstwa. Bluzgi – to kulturalni goście, których szczytem mięsa jest określenie „kutas”. Więc jest bezpiecznie, bardziej elegancko i parę razy można się porządnie pośmiać, ale bez przesady. Może i brakuje tutaj pieprzu, jednak jest to zaskakująco lekka i ciepła komedia o męskiej przyjaźni, która jest ważną wartością, nie zawsze łatwą do utrzymania i pielęgnowania. Tylko tyle i aż tyle.

Być może ten film nie oglądałoby się tak przyjemnie, gdyby nie naprawdę kapitalna obsada na pierwszym planie. Panowie są całkowicie wyluzowani i grają naprawdę z wielka frajdą. Ale czy może być inaczej jak mamy Michaela Douglasa (trochę za bardzo opalony i jedyny nieżonaty Billy), Roberta De Niro (mrukliwy, ale sympatyczny Paddy), Morgana Freemana (imprezujący Archie) i – najlepszego z nich wszystkich – Kevina Kline’a (nieporadny Sam). Razem tworzą mocny koktajl Mołotowa, a jak dołącza do grupy dawno nie widziana Mary Steenburgen (piosenkarka Diana), to już niektórzy trafili do raju.

last_vegas2

Nie jest to jakieś wielkie dzieło, ale i chyba nie o to chodziło. Ma być miło i sympatycznie, a seans naprawdę lekki i przyjemny.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz