Wyznanie

Rok 2011, małe miasteczko Swindon. Wydaje się być spokojne i żyjące swoim rytmem. Jednak u rodziny O’Callaghan spokój zostaje zaburzony. Ich córka Sian wyszła z domu wieczorem, ale nie wróciła. Może zanocowała u koleżanki, może jest u chłopaka. Wszelkie próby kontaktu są nieudane, więc zostaje zgłoszone zaginięcie. Sprawą zajmuje się policja pod wodzą inspektora Steve’a Fulchera. W tym samym miejsce przebywa Karen Edwards, której córka wiele lat temu uciekła z domu. Kobieta wierzy jednak, że wróci do domu. Losy obydwu rodzin zostaną brutalnie przecięte, zaś losy ich dzieci naznaczone tragedią oraz bólem.

wyznanie1

Ostatnio brytyjskie seriale kryminalne łykam jak pelikan. Zwłaszcza te oparte na faktach, gdzie zbrodnia mocno rzutuje na wszystkich. „Wyznanie” oparte jest na dokumentach, artykułach oraz relacjach świadków dotyczącej tej brutalnej zbrodni. Dlatego akcja dotyczy kilku wątków: śledztwa policji, oczekiwań rodziny Sian oraz początkowo będącej z boku Karen. Ten ostatni wątek wydaje się całkiem zbędny, a nawet stanowi pewien balast. Samo dochodzenie prowadzone jest dość powoli i ta żmudność dominuje dwa pierwsze odcinki. Pojawia się podejrzany, jest obserwacja, w końcu dochodzi do aresztowania oraz zeznania. Jednak to dopiero początek komplikacji, gdzie sytuacja zaczyna się odwracać. Albowiem to śledczy zostaje celem dochodzenia, gdyż nie końca trzymał się litery prawa. I tu zaczyna się konflikt, bo czy Fulcher przekroczył prawo, wymusił zeznania pod presją, czy może podejrzany Christopher Halliwell i jego prawnik, wykorzystują kruczki do upokorzenia policjanta.

wyznanie2

Ta mieszanka kryminału z dramatem sądowym potrafiła mnie wielokrotnie zaskoczyć. Tym jak bardzo niedoskonały jest system, który nie jest w stanie przygotować na każdą sytuację. Gdzie często wszystko zależy od interpretacji ludzi, których osąd nie zawsze jest trafny. I z tego powodu kluczowy dowód zostaje wykluczony, doprowadzając jedną z rodzin ofiar do wściekłości. To doprowadza do paru pytań wokół działania policji oraz kwestii etyka vs skuteczność. Zwłaszcza, kiedy okazuje się, że podejrzany mógł popełnić więcej morderstw, co może popsuć reputację policji. Co okaże się ważniejsze? Odpowiedź jest bardzo słodko-gorzka, ale o tym przekonacie się sami.

Co wyróżnia „Wyznanie” od innych kryminałów to realizacja. Wszystko jest zrobione w formie dokumentu, gdzie kamera niemal cały czas jest w ruchu. Kolory są bardzo stonowane, a jedynie krajobrazy wydają się okazale. Dokumentalną formę podkreśla obecność dat oraz opisów miejsc, żebyśmy się nie pogubili. Co zdecydowanie jest dla mnie plusem.

wyzwanie3

I choć nie brakuje tutaj znanych twarzy, aktorstwo wydaje się być tutaj wsparciem dla całej historii. Najbardziej rozpoznawalni są tutaj Martin Freeman (inspektor Fulcher) oraz Imelda Staunton (Karen Edwards), którzy tworzą bardzo wyraziste kreacje. Pierwszy jest bardzo wyciszonym, skupionym na pracy policjancie, zdeterminowanym do osiągnięcia celu. Spokojnie poprowadzona kreacja. To jednak Staunton kradnie ten serial jako matka, mająca wręcz obsesję/poczucie winy wobec swojej córki. Może wydawać się troszkę przerysowana, ale nigdy nie staje się karykaturą o co byłoby łatwo, zaś jej upór o sprawiedliwość dla córki jest godny podziwu. Nie można też nie wspomnieć o Joe Absolomie jako Halliwellu, od początku sprawiającego wrażenie dziwnego, niepokojącego osobnika. Bardzo śliska postać, od której nie można oderwać wzroku.

wyzwanie4

„Wyznanie” spośród ostatnich seriali kryminalnych zrobiło na mnie największe wrażenie. Płynnie przechodzący z wątku kryminalnego i obyczajowego, skupiony na faktach, ze świetnymi dialogami oraz dokumentalną formą. Jak Brytyjczycy biorą się za kryminał, to nie ma zmiłuj.

8/10

Radosław Ostrowski

To właśnie miłość

Jaki jest Richard Curtis, każdy wie. Ten ceniony scenarzysta z Wysp Brytyjskich stał się znany dzięki stworzeniu postaci Jasia Fasoli oraz w pisaniu komedii romantycznych okraszonych takim słodko-gorzkim spojrzeniem na relacje międzyludzkie. Zawsze zachowując balans między humorem (nawet miejscami wulgarnym – tylko słownie) a dramatem, co pokazał m.in. w „Czterech weselach i pogrzebie”, „Notting Hill” czy „Dzienniku Bridget Jones”. W końcu zdecydował, że poza pisaniem skryptów będzie też je reżyserował i tak powstało zrealizowane w 2003 roku „To właśnie miłość”.

to wlasnie milosc1

Debiut reżyserski Curtisa to taka mozaika, gdzie nie skupiamy się na jednym wątku opartym na klasycznym szablonie on/ona poznaje ją/jego, zakochują się i muszą pokonać pewne przeszkody. Tutaj tych wątków jest aż dziesięć i pokazują bardzo różne oblicza miłości. Nie tylko między kobietą a mężczyzną, ale też braterską, rodzeństwa czy rodzica wobec dziecka. Bo miłość jest w stanie dotknąć każdego, bez względu na pozycję społeczną, wiek czy miejsce pracy. Kogóż w tej galerii nie mamy: nowo wybranego premiera, porzuconego pisarza, małżeństwo w średnik wieku, gdzie mężem zainteresowana jest pracownica firmy, nieśmiała kobieta podkochująca się w koledze, Anglik wyruszający do USA wyrwać laski czy para pracująca przy… filmie porno.

to wlasnie milosc2

Czuć tutaj styl scenarzysty, gdzie nawet najbardziej dramatyczny moment zostaje przekłuty jakąś zabawną kwestią (scena pogrzebu czy moment, gdy kartki z powieści wpadają do jeziora). Najbardziej zaskakujący był fakt, że pojawia się wiele scen z żartami mocno po bandzie (cały wątek Billy’ego Macka), ale bez przekraczania granicy dobrego smaku. Nie wszystkie wątki są tak samo angażujące i zdarza się parę słabszych (para z pornosa czy nasz napalony Colin) głównie ze względu na dość mało czasu. Sama narracja jest skokowa i toczy się w ciągu pięciu tygodni, przez co przenosimy się z wątku na wątek. Na początku może to wywoływać dezorientację, jednak nie trwa ona zbyt długo. I jest tu kilka niezapomnianych momentów jak wyznanie za pomocą plansz, oświadczyny Jamiego przy niemal całej społeczności, cały wątek między ojczymem a pasierbem i próby pomocy w rozwiązaniu problemów sercowych tego drugiego czy dość zgrabny taniec pana premiera. Wszystko z odpowiednio dobraną muzyką oraz bardzo czarującym klimatem.

to wlasnie milosc3

A obsada jest bardzo imponująca i tak brytyjska, że już chyba bardziej się dało. Skoro jest to kom-rom z UK, to obowiązkowo musi się pojawić uroczy jak zwykle Hugh Grant i bardzo melancholijny Colin Firth czy odpowiednio sarkastyczna Emma Thompson. Z wysokiej półki jest równie świetny Alan Rickman (szef Harry), bardzo delikatna Laura Linney (nieśmiała Sarah) czy dość zaskakujący Liam Neeson (mocno wrażliwy Daniel). Ale film dla siebie kradnie absolutnie błyszczący Bill Nighy w roli podstarzałego rockmana Billy’ego Macka. Odpowiednio złośliwy, bezpośredni, szczery, magnetyzuje samą obecnością, a jego przeróbka „Love Is All Around” to petarda i nowy świąteczny hit. Na drugim planie zaś mamy aktorów, którzy dopiero zaczynali swoją drogę artystyczną (m.in. Keira Knightley, Chiwetel Ejiofor, Andrew Lincoln czy Martin Freeman) i prezentują bardzo solidny poziom.

to wlasnie milosc4

Nie dziwię się, że debiut reżyserski Curtisa stał się świątecznym klasykiem oraz inspiracją m.in. dla twórców „Listów do M.”. To bardzo sprawnie zrealizowane, odpowiednio dowcipne i wzruszające kino, choć nie pozbawione drobnych potknięć i paru zbędnych wątków.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Czarna Pantera

Kolejny heros z bardzo bogatego uniwersum Marvela, który dostał swój własny film. Już pojawił się na chwilkę w trzeciej części przygód Kapitana Ameryki, jednak tutaj dali mu samodzielną opowieść dla T’Chali – króla Wakandy, który musi objąć władzę po śmierci swojego ojca. Kraina ta bardzo ukrywa się przed światem ze swoimi technologicznymi cackami, obawiając się świata zewnętrznego, ale będzie musiał się z nim zmierzyć. A wszystko z powodu tajemniczego Killmongera, pragnącego przejąć tron.

czarna_pantera4

Kolejny zdolny reżyser Ryan Coogler postanowił podjąć się wyzwania pracy przy dużym budżecie, robiąc własną wersję „Króla Lwa”. W dużym skrócie mamy walkę o władzę i dwie wizje rozwoju państwa, kłamstwo głęboko zakorzenione w historii kraju oraz powolne dojrzewanie do pełnienia swojej roli w państwie. Sam początek (czyli jak powstała Wakanda – świetnie wykorzystane efekty w tej scenie) robi imponujące wrażenie, tak samo jak sam kraj Pantery. Na pierwszy rzut oka wygląda jak jakieś zacofane państwo rolnicze w Afryce, lecz to wszystko jest zwykłą zmyłką. Z jednej strony są imponujące bronie, świetna infrastruktura oraz technologia czyniąca cuda (także medyczne), ale z drugiej jest przywiązanie do tradycji, kultury plemiennej (wyzwania przed uzyskaniem tronu czy rytuały związane z władzą), co tworzy bardzo interesujący miks. Sama intryga jest konsekwentnie poprowadzona, w niemal bondowskim stylu – scena w kasynie i dynamiczny pościg odpowiednio podkręcając adrenalinę.

czarna_pantera1

Bardzo powoli zostają odkrywane kolejne elementy intrygi, zaś większy nacisk jest tutaj postawiony na relację między T’Chalą a resztą jego najbliższych (ze wskazaniem na siostrę oraz byłą narzeczoną). Może i dialogi miejscami wydają się dość „oficjalne” w relacjach między mieszkańcami Wakandy, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Same efekty specjalne są dość nierówne – o ile same gadżety oraz wygląd kombinezonu Kociaka wypada więcej niż dobrze, to finałowa potyczka z Killmongerem już nie robi takiego wrażenia. Nie zmienia to jedna fachu, że ogląda się z niekłamaną frajdą, w tle mamy symfoniczno-hiphopowe podkłady, a humor (choć w małych dawkach) pojawia się.

czarna_pantera3

I jest to naprawdę fantastycznie zagrane. Chadwick Boseman już się jako protagonista już miał szansę się pokazać, jednak tutaj światła reflektorów są skupione tylko na nim. Radzi sobie z tym fantastycznie, posiadając masę charyzmy, spokoju oraz siły. Ta kombinacja jest odpowiednio zachowana, lecz widać w jego oczach, że coś się w tej głowie dzieje. Że chce być bardzo rozważnym władcą. Jego przeciwieństwem jest równie wyrazisty Michael B. Jordan, czyli Killmonger. To nie jest typowy łotr, który jest zły, bo jest zły, co już samo w sobie jest dużą zaletą. To bardzo pewny siebie twardziel, naznaczony przez przeszłość oraz pragnący podzielenia się technologicznymi zdobyczami Wakandy. Ale jego motywacja budzi spory sprzeciw, choć nie można odmówić mu racji. W ogóle dominują tutaj czarnoskórzy aktorzy, co dodaje pewnego uroku, z czego część już osiągnęła rozpoznawalność (Daniel Kaluuya, Forest Whitaker czy Sterling K. Brown), a inni wykorzystują spore pole do popisu (Danai Gurira – czyli sztywna dowódczyni straży oraz Letitia Wright jako bardzo zdystansowana wobec tradycji oraz zafiksowana na punkcie technologii Shuri). Czy to oznacza, że nie ma tutaj białych postaci? Są tylko dwie istotne, ale sprawdzają się świetnie. Zarówno bardzo wyluzowany Andy Serkis (Ulysses Klaue), jak i powracający Martin Freeman (agent Everett Ross) odnajdują się w swoich rolach bez problemu, miejscami kradnąc ekran.

czarna_pantera2

„Czarna Pantera” pozornie wydaje się kolejnym origin story, gdzie poznajemy kolejnego bohatera. Jednak afrykański sznyt, pokazanie czarnej siły oraz pewne społeczne zacięcie czynią ten film o wiele ciekawszym niż się wydaje. Aż chce się jeszcze głębiej wejść w ten świat – tak bogaty, mieszający tradycję z nowoczesnością.

8/10

Radosław Ostrowski

Przebudzenie dusz

Czy wierzycie w duchy czy zjawiska nadprzyrodzone? Profesor Goodman nie wierzy w takie bzdury i demaskuje wszelkich oszustów, będących medium, nawiązujących kontaktów z duchami. Ale pewnego dnia dostaje listy od swojego idola, uważanego od wielu lat za zmarłego. Ten proponuje naszemu naukowcowi trzy sprawy, których nie jest w stanie rozwiązać. Czyżby naprawdę trzej panowie (młody chłopak, były stróż oraz biznesmen) widzieli to, co było naprawdę czy może to jest jakieś wyrafinowane oszustwo?

przebudzenie_dusz1

Horror ostatnio znowu stał się na fali, ale horror będący ekranizacją sztuki teatralnej, to bardzo rzadki ptak. Debiutujący twórcy Jeremy Dyson oraz Andy Nyman w swoim filmie próbują bawić się całą konwencją kina grozy, obiecując mieszankę antologii, polanej czarnym humorem oraz wątkiem detektywistycznym. Czego tu nie ma: duchy, demony, zjawy, nawiedzone budynki, nagle gasnące światło, nieostre dźwięki. Powinienem był się wynudzić jak mops, bo ile można to wałkować, niemniej oglądało mi się całkiem dobrze. Twórcy świadomie wykorzystują różne klisze kina grozy (świetnie wyglądające retrospekcje), realizacyjnie ocierając się o klasyków gatunku. Mamy tu znajome chwyty: a to nagle gaśnie w budynku światło, znikąd pojawia się (i jeszcze szybciej znika) jakaś postać, przedmioty się same poruszają. Niemniej twórcom udaje się zbudować nastrój tajemnicy i grozy za pomocą zarówno świetnej pracy kamery (te krajobrazy z trzeciej noweli, gra oświetleniem), sprawnego montażu oraz wybijającej się muzyki.

przebudzenie_dusz2

Sam motyw śledztwa dodaje świeżości do tego gatunku, ale szkoda, iż to nie zostaje do końca wykorzystane. Parę razy są mylone tropy, wrażenie robią drobne detale (druga historia od momentu przyjścia naukowca do domu oraz reakcji reszty mieszkańców) oraz kilka drobnych wolt (historia trzecia). Wszystko się jednak sypie w zakończeniu. Z jednej strony ma ono wywołać kompletną konsternację i zszokować, ale niektórzy szybciej poskładają klocki, chociaż jest tu odrobina zabawy (nagła zmiana dekoracji).

Równie wiele dobrego jestem w stanie powiedzieć o aktorach. Współreżyser Andy Nyman zagrał tytułową rolę sceptycznego naukowca z dość szorstką przeszłością (pokazane w czołówce sceny z bar micwy), tym razem trafiający na sprawę wymykające się racjonalnemu wytłumaczeniu. Jego pewność siebie i pycha zaczynają z każdą sekundą gasnąć, ustępując miejsca przerażeniu. Dla mnie film jednak skradli Alex Lawther oraz Martin Freeman. Ten pierwszy balansuje na granicy przerysowania jako rozdygotany, przerażony nastolatek, drugi początkowo wydaje się bardzo zdystansowany oraz grający bardziej na luzie, by w finale pokazać zupełnie inne oblicze. I ta kreacja jest bardzo zaskakująca.

przebudzenie_dusz3

Ciężko jednoznacznie ocenić ten film. Z jednej strony twórcy bawią się wszelkimi kliszami i szablonami z kina grozy, nie wywołując znużenia czy irytacji, z drugiej szokujące oraz przewrotne zakończenie sprawia wrażenie wziętego jakby z innej bajki. Szkoda, że porzucono prowadzenie śledztwa, bo to było świeże w tej antologii. Mam nadzieję, że ktoś wykorzysta ten wątek i zrobiłby serial z detektywem próbującym demaskować fałszywe zjawiska paranormalne.

6,5/10 

Radosław Ostrowski

Ładunek

Andy mieszka na łajbie w postapokaliptycznej Australii opanowanej przez epidemię zombie. Jak zostaniesz ugryziony, to w dwie doby staniesz się fanem mózgów żywych ludzi. Właśnie tak się dzieje najpierw z żoną Andy’ego, a następnie z nim samym. Problem w tym, że jest jeszcze niemowlę o imieniu Rosie. I teraz Andy ma dwie doby, by oddać ją w dobre ręce, zanim stanie się zombie.

cargo1

Netflix próbuje nadrobić lekko podniszczoną reputację swoich filmów, tym razem pozwalając na rozszerzenie pewnej krótkometrażówki z 2013 roku. Postapo w Australii, gdzie niemal wszędzie jest pustynia, sawanna, troszkę roślinności, mało budynków i jeszcze mniej ludzi. Klimat zagrożenie i niepokoju jest wręcz namacalny i bardzo lepki, niczym kurz pustynny na twarzy. Twórcy łączą wątek naszego bohatera z pewną aborygeńską dziewczyną Toomey. Dziewucha ma swoje problemy (ojciec przemienił się, matka walczy z nieumarłymi) i na początku te wątki się przeplatają ze sobą, aż w pewnym momencie stanowią jedną historię. Po drodze nasi bohaterowie spotkają różnych ludzi – wykorzystujących do zabijania zombie, zarażoną rodzinę chcącą odejść z tego świata (bardzo dramatyczny moment) czy Aborygenów, którzy jako jedyni zachowują się tak, jakby wiedzieli, co nastąpi.

cargo2

Ta odyseja, choć toczy się bardzo powoli i opiera się na sprawdzonych schematach (jak żyć w nienormalnym świecie i pozostać człowiekiem), to jednak „Ładunek” potrafi wciągnąć, a ja w głowie stawiałem sobie pytanie: co ja bym zrobił w tej sytuacji? Czy też uciekłbym z klatki jak Andy, zostałbym razem z pogryzioną żoną czy zostawiłbym ją w cholerę? To ciągle prowokuje, a element etniczny daje nowego posmaku.

cargo3

Tak samo jak niosący na swoich barkach Martin Freeman, który – pozornie – wpisuje się w klasyczne emploi faceta mierzącego się z dramatycznymi wydarzeniami. On powoli zaczyna uczyć się życia w ekstremalnym świecie (zabijanie), posługując się bardziej sprytem, ale pozostając nadal ludzki. Tak samo próbuje żyć Toomey (świetna Simone Landers), rozdarta między ojcem a resztą otoczenia. Ona znajduje w Andym imitację ojca, choć oboje będą musieli sobie zaufać. Tak mocnego duetu dziecko-dorosły nie widziałem od dawna.

„Ładunek” nie jest może najlepszym filmem o zombie, ale potrafi wnieść wiele świeżości w tej gatunek. Pustynny klimat, zombie chowające się w piasek i światło w tym wyniszczonym świecie. Troszkę klimatem przypomina grę „Walking Dead”, a Freeman pokazuje, że sam jest w stanie udźwignąć film. Netflix powoli poprawia swoją reputację.

7/10

Radosław Ostrowski

Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów

Pamiętacie akcję Avengersów w Sokowii? Jak się okazało zgon wielu, zbyt wielu ludzi nie przeszedł obojętnie wobec całego świata, który nie czuje się bardziej bezpieczny. Dlatego ONZ chce sprowadzić nadzór nad superherosami w ramach specjalnej komisji. Ale zarówno Stark, jak i Rogers mają kompletnie inne zdanie na ten temat. A żeby jeszcze było mało wewnętrznych konfliktów, dochodzi do zamachu na siedzibę ONZ, zaś sprawcą jest… Bucky, czyli Zimowy Żołnierz.

kapitan_ameryka31

Trzecia część przygód Kapitana Ameryki bardziej łączy się z MCU, a jednocześnie pokazuje reperkusje wydarzeń z całego uniwersum. Bracia Russo trzymają się stylu poprzedniej części, czyli kina akcji, polanego bardzo pogmatwaną intrygą oraz próbą stworzenia wręcz dramatu. Plus dodanie dwóch nowych postaci do całego uniwersum, dodając kolejnych filmów, mające za zadanie generować miliardy dolców zysku. Długo nie byłem w stanie rozgryźć na czym ma polegać cała intryga (ekspozycja z 1991 roku), bo jest wiele początków (także domknięcie z „Zimowego Żołnierza”), ale jest to do przełknięcia. Konflikt jest wyraźnie zarysowany między bohaterami, racje wydają się sensowne, a szansy na znalezienie jakiegoś kompromisu wydają się równie prawdopodobne jak wygrana w totolotka. A gdy do gry wchodzą emocje, wszystko zaczyna się chrzanić na potęgę.

kapitan_ameryka32

Reżyserzy potrafią przez długi czas utrzymać tempo, a wszelkie pościgi, bijatyki oraz mordobicia wyglądają nadal imponująco, mimo montażowej stylistyki a’la Jason Bourne. I mimo tego, wszystko pozostaje czytelne, wiadomo kto, kogo, czym i jak, co nie zawsze jest takie proste. Dodatkowo sama choreografia robi imponujące wrażenie – nie tylko konfrontacja na lotnisku czy finał w tajnej bazie na Syberii, ale choćby sam początek w Lagos. Do tego parę razy twórcy pozwalają sobie na wiele scen gadanych, by nie tylko wyciszyć tempo, ale także podbudować cały spór. Choć dochodzi do dość dramatycznego finału, ostatnia scena daje pewną nadzieję.

kapitan_ameryka34

Ale sporym problemem był plan głównego złego, czyli skłócenie Avengersów. Z jednej strony jest sama koncepcja jest bardzo trafna, tylko że miejscami jest to bardzo na granicy prawdopodobieństwa. I albo jest takim świetnym manipulatorem, albo wiele wydarzeń zdaje się być pobożnym życzeniem scenarzystów (choćby finał – skąd wiedział, że Stark podąży za Kapitanem do bazy?), co dało więcej wątpliwości. Za to plusem są zarówno nowi bohaterowie (zwłaszcza bardzo nakręcony Spider-Man oraz Czarna Pantera), jak i pojawienie się starych znajomych z kradnącym na kilka chwil Ant-Manem, wnosząc masę humoru do ciężkiego dramatu.

kapitan_ameryka33

Trudno się też przyczepić do filmu na poziomie aktorskim, chociaż na pierwszy plan zdecydowanie wybija się Iron Man oraz jego moralne dylematy, bo wiele perturbacji było spowodowanych przez jego działania. I Robert Downey Jr kolejny raz sprawdza się w tej postaci. Tak samo jak Chris Evans jako Kapitan Ameryka, będący harcerzykiem z zasadami nie do złamania, ale jest on troszkę nudny i przewidywalny. Nie znaczy to, że losy tego faceta mnie nie obchodziły, zwłaszcza gdy pojawiał się Bucky z często pranym mózgiem (świetny Sebastian Stan), dodając troszkę kolorytu. Ta chemia między tym duetem, daje troszkę kopa. Za to nie do końca przekonuje mnie główny zły, czyli Zemo grany przez Daniela Bruhla. Motywacja długo pozostaje tajemnicą, a rozwiązanie jego planu troszkę zawodzi. Szkoda.

„Wojna bohaterów” próbuje utrzymać poziom poprzednich części i w wielu momentach się to sprawdza, ale zarówno główny zły oraz miejscami nierówne tempo potrafią odstraszyć. Marvel utrzymuje poziom, jednak troszkę liczyłem na więcej. Bardzo solidne rzemiosło z paroma imponującymi popisami akcji.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Sherlock – seria 4

UWAGA!
Tekst może zawierać spojlery, choć starałem się ich unikać! Jeśli nie oglądaliście poprzednich serii, czytacie na własną odpowiedzialność!!!

sherlock_41

Zrobiłem sobie dłuższą przerwę od pewnego inteligentnego mieszkańca Baker Street. Sherlock Holmes miał zostać oddelegowany na wschód, ale pojawił się filmik z Moriartym. Ale przecież Moriarty popełnił samobójstwo w drugiej serii, pamiętacie? Wiec, co tu się odjaniepawliło? Jego ostatnie działanie zostało wyparte i zmienione, a nasz detektyw tym razem czeka na kolejny ruch przeciwnika.

Kolejne trzy odcinki, ale tym razem Sherlock będzie musiał zmierzyć się z najtrudniejszymi dochodzeniami w swojej karierze. Znowu powróci przeszłość pani Watson, ktoś z niewiadomych powodów niszczy popiersia Margaret Thatcher, nasz detektyw dostanie obsesji na punkcie pewnego biznesmena, wreszcie wyjdzie na jaw pewna rodzinna tajemnica Holmesów. Czyli znowu się dzieje, ale jednocześnie twórcy stawiają nie tylko na kryminalne łamigłówki, ale też na relacje między bohaterami. Wątki obyczajowe mogą wydawać się na pierwszy rzut oka balastem, wręcz spowalniaczem tempa (nawet pojawiły się głosy, ze są zbyt telenowelowe), ale relacja Holmesa z Watsonem zawsze była silnym kośćcem, pozwalającym zachować człowieczeństwo naszego protagonisty. Facet jest nadal pokręconym, ekscentrycznym mózgowcem (ojcem wszystkich autystycznych geniuszy znanych z innych seriali), nie do końca orientującym się w sytuacji społeczno-politycznej, bo jak można nie znać Margaret Thatcher? Ale okazuje się bardziej ludzki niż na pierwszy rzut oka się wydaje.

sherlock_42

Oczywiście, mamy tutaj charakterystyczne elementy serialu: szybki montaż, skupienie na detalach przy scenach dedukcji, pałac myśli, nakładające się perspektywy. To wszystko ma zwieść nas za nos I kiedy wydaje się, że jesteśmy lepsi intelektualnie od Sherlocka Holmesa, ten wyciąga kolejnego asa w swojej talii kart. Wszystko znakomite technicznie, a ostatni odcinek to ciągłe zaskakiwanie oraz niebezpieczne moralnie testy. Więcej wam nie zdradzę, ale czwarta seria “Sherlocka”, moim skromnym zdaniem jest o wiele lepsza od trzeciej, ale do dwóch pierwszych nie ma absolutnie startu. A zakończenie wydaje się jednoznacznie sugerować, że to już koniec spotkań z Holmesem i Watsonem. Z drugiej strony, nigdy nic nie wiadomo.

sherlock_43

Nadal siłą napędową pozostaje ciągle zachowujący świeżość duet Benedict Cumberbatch/Martin Freeman, chociaż to ten drugi ma więcej do zaoferowania. Watson musi sobie poradzić ze śmiercią Mary (końcówka pierwszego odcinka) swojej żony, co mocno odbija się na jego stanie psychicznym. W końcu dochodzi do pogodzenia się, które musi odbyć się w dramatycznych okolicznościach, bo inaczej by się nie udało. Jednocześnie bardzo mocno widać, że jeden bez drugiego nie jest w stanie funkcjonować – Watson bez dreszczyku adrenaliny, Holmes bez trzymania się ziemi. Nadal fason trzyma Mark Gatiss (Mycroft), który trzyma więcej tajemnic i mimo poczucia wyższości oraz bycia tym mądrzejszym, jest tak naprawdę skończonym idiotą. Jeśli chodzi o przeciwników, to żaden nie dorównuje Moriarty’emu, ale też są to intrygujace postaci. Nie można nie wspomnieć o fantastycznym Tobym Jonesie, czyli biznesmienie Culvertonie Smith. Pozornie drobny, niepozorny, zabawny, ale tak naprawdę to seryjny morderca, działający bezwzględnie I przewrotnie. Tak samo wyrazista jest Sian Brooke, czyli zapomniana… siostra, Eurus. Mogła być siostrą Moriarty’ego, czyli jest bardziej cyniczna, prowokująca do trudnych wyborów manipulatorka z bardzo zaskakującym intelektem, ale jednocześnie jest bardzo zagubioną, delikatną dziewczyną. To trudna oraz bardzo niejednoznaczna postać.

sherlock_44

Czwarta seria “Sherlocka” była dla mnie powrotem do dawno niewidzianych kumpli, którzy troszkę się zmienili. Ale tylko troszkę, bo energia się zachowała, intelekt też, o tempie nie wspominając. I mam nadzieję, że więcej serii już nie zostanie. Nie dlatego, że mi się nie podobały, lecz z powodu fajnej klamry w postaci zakończenia.

8/10

Radosław Ostrowski

Whiskey Tango Foxtrot

Kogo dzisiaj obchodzi Afganistan, który uwagę całego świata miał od 2001 roku, gdy Amerykanie rozpoczęli polowanie na Al-Kaidę. I to tam spędziła trzy lata Kim Baker – dziennikarka telewizyjna odpowiedzialna za tworzenie wiadomości, przekazywanych przez prezenterów. Jak trafiła do Afganistanu? Sama się zgłosiła, bo obecna fucha ją nudziła. Ale sama nie była gotowa na to, co zobaczy.

whiskey_tango_foxtrot1

Duet reżyserski Glenn Ficarra i John Requa do tej pory realizowała komedie, niepozbawione pieprzu i ostrego humoru. I początek tego filmu też zapowiada pójście na stare tory, gdzie źródłem komizmu jest kulturowe zderzenie oraz wiązanka bluzgów. Prawda jest jednak taka, że twórcy coraz bardziej uderzają w poważne tony, pokazując jak niebezpiecznie jest w Afganistanie: atak talibów, porwanie dziennikarza, ciągłe strzały. A zwykli ludzie próbują jakoś żyć w tym szalonym, niebezpiecznym świecie. By nadal czuć się normalnie – kwitnie handel, rozwija się życie towarzyskie. Bardzo łatwo było przekroczyć i złamać równowagę między humorem a dramatem. Tym bardziej zaskakujący jest fakt, że całość oparto na wspomnieniach Kim Baker.

whiskey_tango_foxtrot2

Tempo jest dość równe, a kilka scen robi piorunujące wrażenie czy to pomysłowo wplecionymi piosenkami (Boże Narodzenie, a w tle… Alvin z wiewiórkami śpiewa czy odbicie dziennikarza z rąk terrorystów w rytm „Without You” Harry’ego Nilssona), ciekawie poprowadzonymi gagami (Kim strzelająca do lodówek, by zyskać sympatię przyszłego prokuratora generalnego) czy będącym tylko dodatkiem życie uczuciowym. Ciągle czekanie na sensacyjny temat, brak kontaktu (Internet często siada), a podczas czekania imprezy, alkohol i nie tylko. Widać jak bardzo dla wielu osób obecność w strefie wojny zaczyna być czymś uzależniającym i albo tu zostaniesz, albo wyrwiesz się szukając miejsca gdzie indziej (finał). Kto by się czegoś spodziewał po takiej produkcji.

whiskey_tango_foxtrot3

Również aktorsko jest bardzo zaskakująco. Wcielająca się w główną rolę Tina Fey całkiem nieźle sprawdziła się jako dziennikarka, która zaczyna podchodzić poważnie do swojego zadania. Widać zaangażowanie, pozwala sobie na ironiczne teksty, ale jednocześnie widać zagubienie i przerażenie. Wszystko to bez przesady, szarży czy skrętu w przerysowanie, wierzy się tej postaci. Równie mocna jest Margot Robbie jako ostra i ambitna dziennikarka Tania, nie bojąca się zaryzykować. Więcej humoru wnosi Martin Freeman jako szkocki fotoreporter, sprawiający wrażenie wyluzowanego faceta, będącego na wakacjach. Jednak w pracy jest bardzo poważny i to trio nakręca ten film. Poza nimi na dalszym planie są niezawodni Alfred Molina (prokurator generalny Sadiq ze strasznie długą brodą) oraz Billy Bob Thornton (generał Hollanek z mało wojskowym wąsem).

whiskey_tango_foxtrot4

„Whiskey Tango Foxtrot” to dziwaczna mieszanka komediodramatu z wojną w tle, pokazującą inne oblicze życia w Afganistanie. Miejscami bardzo zabawna, ale bardziej gorzka, skłaniająca do zastanowienia się, a jednocześnie pyta o sens pracy korespondenta wojennego. Pytania te jednak nie wybijają się na pierwszy plan, przez co mogą być niezauważone. Solidna dziennikarska robota.

7/10

Radosław Ostrowski

The Eichmann Show

Adolf Eichmann – jeden z największych nazistowskich zbrodniarzy, twórca ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej (wymordowanie wszystkich Żydów w Europie) w 1961 roku został schwytany przez izraelski wywiad. Sprowadzony do Jerozolimy, został tam osądzony i skazany na śmierć. Ale nie o tym opowiada ten film. Tylko jest to opowieść o telewizyjnej transmisji z procesu zbrodniarza. Dla amerykańskiej telewizji zrealizowali go producent Milton Fruchtmann oraz skazany na „czarną listę” reżyser Leo Hurwitz.

eichmann_show1

Telewizyjna produkcja BBC2 może wydawać się mało interesująca, bo już o Holocauście opowiedziano wszystko, co tylko możliwe. Mimo to film Paula Andrew Williamsa potrafi zainteresować i wciągnąć, mimo nośności tematu. Poza samym przebiegiem procesu (nadal mocne materiały archiwalne wplecione w film, także z samego procesu), jest to kolejna opowieść pokazująca jak potężnym medium była – i nadal jest – telewizja. Ale żeby była takim medium, musi zwrócić naszą uwagę. Bo inaczej żaden film, relacja nie będzie miała żadnej mocy. Realizacja tego procesów pokazana jest dość uważnie i porusza ważkie problemy etyczne (co sfilmować, co nie; granica manipulacji; jak sfilmować proces nie umieszczając kamer na sali sądowej,; obiektywizm) i te elementy były znacznie ciekawsze od samego procesu.

eichmann_show2

Przy okazji, podczas rozmów bohaterów z mieszkańcami Jerozolimy (członkami ekipy, właścicielki hotelu i prawnikiem), twórcy próbują wejść w umysł nowo powstałego państwa Izrael. Proces był dla nich nie tylko z powodu sprawiedliwości, ale też – jakby to ująć – przekonać ludzi, także wśród osób nie doświadczonych nazistowską machiną mordu, że ich przeżycia nie były wyssane z palca. I temat mrocznej przeszłości przestał być tabu, chociaż nie wszystkim było to na rękę. Były próby zastraszania ekipy, problemy ze zgodą (na początku), oglądalność na początku też nie powalała – Gagarin i kryzys kubański odwróciły uwagę – ale te poboczne wątki nie są zwykłymi zapychaczami, wiernie odtwarzając realia tego okresu.

eichmann_show3

Dodatkowo mamy dwie mocne role, trzymające w zainteresowaniu. Nie zawodzi Martin Freeman w roli odważnego producenta. Z jednej strony to idealista, z drugiej biznesmen, a z trzeciej mąż i ojciec. Postać bardzo złożona, która potrafi kupić gestem, spojrzeniem i słowem. Wiarygodny i naturalny do końca. Drugim bohaterem jest reżyser Hurwitz. Grający go Anthony LaPaglia naprawdę dobrze radzi sobie ze swoim zadaniem – to skupiony i przygotowany profesjonalista. Przyjeżdża do Jerozolimy wierząc, że Eichmann był człowiekiem, który popełnił błędne decyzje. I dlatego tak skupia się na filmowaniu jego sylwetki, by wychwycić jego emocje, rozbicie jego obojętnej maski. Aktor naturalnie ogrywa tą obsesję, a także próbę zrozumienia tego bezmiaru okrucieństwa. Każdy z aktorów ma tutaj swoje pięć minut (role Nicholasa Woodersona i Rebecki Front zostają na długo w pamięci) i nie ma miejsca na słabizny.

eichmann_show4

„The Eichmann Show” nie jest idealnym filmem. Bywa troszkę dydaktyczny i nie próbuje analizować samego nazizmu, ale przypomina, iż ten system nie umarł wraz z samobójstwem Hitlera i może wrócić w innym miejscu świata, gdzie nienawiść do innych jest zabójcza. I te poboczne wątki wzbogacają ten tytuł i czynią go tak ważkim.

7/10

Radosław Ostrowski

Hobbit: Pustkowie Smauga

W skrócie jest to ciąg dalszy wielkiej wyprawy Krasnoludów po skarb i swój dom. Peter Jackson tym razem postanowił sprawę przyśpieszyć i zrobić naprawdę wielkie widowisko. Akcja pędzi miejscami mocno na złamanie karku (ucieczka z więzienia króla Elfów), krasnale nadal są ścigani przez paskudnych Orków, zaś treść „Hobbita” nadal (na siłę) próbuje być scalona z „Władcą Pierścieni”. I nadal uważam, że to debilizm, bo „Hobbit” to historia innego kalibru niż „Władca”. Jest tutaj bardzo mroczniej, znaczniej dynamiczniej i nie ma tu żadnego śpiewania. Z jednej strony dzięki temu zyskuje on na tempie i prawie trzy bite godziny mijają dość szybko, z drugiej jeśli czytaliście książkę Tolkiena zmiany i modyfikacje dokonane przez Jacksona i spółkę wywołają u was palpitacje serca i żądzę mordu.

hobbit21

Co jest pozmieniane? Po pierwsze pojawia się Legolas, syn król Leśnych Elfów oraz asystująca mu Tauriel. Owszem, oboje mordują orki zmniejszając ich populację nie gorzej niż Terminator, jednak są oni bardziej finezyjni i bezwzględni. Ta zmiana wprowadza też jeden wątek, który absolutnie tutaj nie wypala, czyli romans między elficą a krasnoludem Kili (ledwo to naszkicowane i sztuczne to). Druga poważna zmiana to postać Nekromanty (Saurona) i schwytanie Gandalfa, który ma dziwną tendencję wpadania w ręce potężnych od siebie czarowników. I trzecia, chyba najpoważniejsza to zmiana życiorysu Barda, który naznaczony grzechem swego ojca (nie udało mu się zabić smoka) jest odrzucony przez społeczność.

Ale poza tym w zasadzie jest tak jak w powieści, tylko z większym rozmachem i większą jatką.  Kamera szaleje i skręca we wszelkie możliwe kierunki, jednak nie gubi ona rytmu ani tempa. Nadal wrażenie robi scenografia – wygląd Miasta nad Jeziorem (prawie jak Wenecja, tylko skuta lodem) czy skarbiec smoka wygląda po prostu imponująco. Jackson nadal potrafi rozgryźć Śródziemie jakby tam mieszkał, ale cała opowieść urywa w najciekawszym momencie (i znów trzeba będzie czekać rok – słabo).

hobbit24

Jeśli zaś chodzi o aktorów, to rozkręcił się Martin Freeman, a jego Bilbo nabrał sprytu, charyzmy i silnego charakteru. Ian McKellen (Gandalf) nadal trzyma fason, a Richard Armitage (Thorin) troszkę stracił w oczach i widać, że powoli zaślepia go żądza skarbu. Z nowych postaci błyszczy Bard (Luke Evans) – odpowiedzialny, choć żyjący z piętnem oraz Tauriel (Evangeline Lilly) – piękna elfica, choć mam nadzieję, że odegra jeszcze kluczową rolę.

hobbit26

No i w końcu najważniejsza postać ze wszystkich, a mianowicie Smaug. Smok – no takie bydle po prostu. Jest wielki, wygląda naprawdę majestatycznie i budzi przerażenie. Strzałem w dziesiątkę było podłożenie głosu przez Benedicta Cumberbatcha, który potrafił pokazać wszelkie emocje stwora: od wściekłości i gniewu, po ciekawość i siłę. Może z twarzy trochę przypomina on smoczycę ze „Shreka”, ale to tylko jedyna jego wada.

hobbit25

„Pustkowie” jest lepsze od „Niezwykłej podróży”, jednak poważne odstępstwa od pierwowzoru mocno kłują w oczy. Poza tym są pewne nielogiczności, ale to jednak nie przeszkadza cieszyć się wielką zabawą. A za rok w finale zobaczymy: (to nie spojler) ostatecznie pokonanie Smauga i walkę o skarby zwaną też Bitwą Pięciu Armii. Oj, będzie się działo.

7/10

Radosław Ostrowski