Znaki – seria 2

W Sowich Górach nie dzieje się zbyt dobrze. Wydaje się, że nad miasteczkiem ciąży klątwa, a jakiekolwiek próby zachowania względnego porządku kończą się niepowodzeniem. Nawet nowy komendant policji, Michał Trela nie był w stanie rozwiązać sprawy morderstwa. Mało tego, jego córka zniknęła bez śladu, zaś główny podejrzany popełnia samobójstwo. Jest źle, ale może być jeszcze gorzej. Do miasteczka przyjeżdża młode małżeństwo dzieckiem, które po przyjeździe boczną dróżką… znika bez śladu. Zostaje tylko auto z dzieckiem. Jest jeszcze reprezentujący firmę consultingową niejaki Twerski, chcący wesprzeć finansowo Antoniego Paszke – poruszającego się na wózku burmistrza w walce o reelekcję. Ten jednak odmawia, więc mężczyzna decyduje się wystawić oraz wesprzeć kontrkandydata – Błażeja Nieradkę.

Drugi sezon „Znaków” to hybryda dramatu obyczajowego z wątkami kryminalnymi. I tak jak wcześniej, akcja przeskakuje z postaci na postać. Pozornie wydaje się to bardzo chaotycznym zabiegiem, przez co czasem trudno skupić się na kolejnym śledztwie. To zaczyna się rozgałęziać i pokazywać mniej sympatyczne oblicze Sowich Gór. Miasteczka, gdzie miały być przeprowadzane przez hitlerowców badania nad kolejną wunderwaffe (czymś, co znane jest jako UFO), zaś Zło ma w sobie siłę podobną do tej z… „Twin Peaks”. Niby nie ma tutaj elementów nadprzyrodzonych, jednak coś wisi w powietrzu, a kolejne osoby znikają i znikają. A potem odnajdują się martwe. Czyżby nad Sowimi Górami ciążyła jakaś klątwa? Pojawiają się kolejne tajemnice oraz nowe postacie, mogące namieszać. Młoda para, której przeszłość poznajemy w retrospekcjach (i ten element naprawdę działa), a los kobiety jest nawet powiązany z obecnym proboszczem, mieszkający na odludziu Feliks Szmidt, jest jeszcze Twerski ze swoją wspólniczką Kają, mający swoje własne cele.

Ale też nasi starzy znajomi też próbują jakoś funkcjonować w tym chaosie. I udaje się tutaj coś, co nie zawsze wychodziło – trzyma w zainteresowaniu, dodając kolejne elementy układanki. Cudowna broń, grób kapitana Godarda, produkcja narkotyków, psychicznie chora kobieta nie pogodzona ze śmiercią córki czy alkoholik, którego córka znika. Wszystko to się przeplata jak w kalejdoskopie, a każdy z wątków potrafi zaintrygować. Miasteczko jest pięknie sfilmowane, z niesamowitymi krajobrazami, budującymi niepokojący klimat. Tak samo jak mocno ambientowa muzyka oraz świetne aktorstwo. Jedyne, co mi mocno zgrzyta to zakończenie, które… wywołuje dezorientację i nie daje odpowiedzi na wiele pytań. Zupełnie jakby to miała być podwalina pod 3. Sezon, tylko czy on w ogóle powstanie? A co jeśli AXN zdecyduje się urwać całość? To bardzo ryzykowny zabieg, opłacający się tylko produkcją z dużą widownią.

Muszę przyznać, że drugi sezon „Znaków” jest krokiem w dobrą stronę. Mimo pewnej chaotyczności oraz niedokończonych wątków intrygi, ma w sobie to słynne „coś”. I przez nie chce się oglądać dalej, poznając ten niepokojący, ale dziwnie znajomy świat. Gdzie nie każdy jest w stanie odczytać jego znaki.

7/10

Radosław Ostrowski

Diablo. Wyścig o wszystko

Wydaje się, że przeniesienie koncepcji z amerykańskich wzorców na nasze podwórko, nie powinno być jakimś dużym problemem. Ale nasi twórcy nie znają słowa: niemożliwe. Czy można zrobić coś w stylu „Szybkich i wściekłych” czy gier z cyklu „Need for Speed” made in Poland?

Sam punkt wyjścia jest dość prosty: mamy młodego chłopaka o imieniu Kuba. Bierze udział w nielegalnym wyścigu i… przegrywa. Nie dlatego, że zabrakło umiejętności czy konkurent był lepszy. Po prostu nawalił samochód. A pieniądze są mu potrzebna, bo jego siostra choruje i potrzebuje kasy na operację. Dzięki znajomościom trafia do niejakiego Maxa – drobnego gangstera, zbierającego ekipę do wyścigów o dużą stawkę, zwanego Czarną Owcą. To taka gra w berka, gdzie ostatni albo złapany odpada z gry. Za całym interesem stoi Jarosz, zaś jego prawą ręką jest niejaki Kieł, mający pilnować, by wszystko szło zgodnie z planem.

diabolo1

Na pierwszy rzut oka fabuła „Diablo” nie wydaje się przesadnie skomplikowana. Ale reżyser Michał Otłowski („Jeziorak”) oraz scenarzysta Daniel Markiewicz robią wszystko, by seans uczynić nam nieprzyjemnym. Sama fabuła zwyczajnie nie wciąga, bo jest oparta na masie klisz. Postacie oraz ich motywacja są ledwie zarysowane, a wątków jest tutaj masa. Bo jest i romans między naszym Kubą a uczestniczącą w wyścigu dziewczyną (jak się okazuje to córka mafijnej szychy), spięcia między Kubą a Kłem, nielegalne walki w klatce, jakiś organizowany przemyt. Tylko, że jest to tak liźnięte tło i sprawia wrażenie zbędnego balastu. Przez to historia wydaje się rozcieńczona, a stawka kompletnie nie wyczuwalna.

diabolo2

Boli tutaj wszystko pod względem realizacyjnym. Pojawiające się efekty specjalne wyglądają tak dziadowsko, że oczy mogłoby wypalić, strasznie drażniąca muzyka próbująca podbić napięcie, strasznie ciemne zdjęcia oraz montaż. Tutaj montaż jest największym przeciwnikiem. Bo sceny pościgów wyglądały tak chaotycznie, że nie wiadomo kto gdzie jeździ, gdzie się znajduje oraz jakim autem kieruje. O dźwięku nawet nie chcę wspominać, bo dialogi (takiego cudadła nie słyszałem od czasu „Reakcji łańcuchowej”) są przez sporą część niesłyszalne. Zwłaszcza, gdy korzystają z krótkofalówek.

diabolo3

Chciałbym coś powiedzieć dobrego o aktorstwie, tylko że wszyscy nie mają za bardzo zbyt dużego pola do popisu. Mimo, że na trzecim planie nie brakuje znajomych twarzy (m.in. Mirosława Zbrojewicza, Cezarego Żaka czy Katarzyny Figury), to migają na ekranie przez parędziesiąt sekund. Zaś główne role są tak papierowe, że nie da się wejść w to. Broni się tak naprawdę tylko Rafał Mohr w roli Maxa, dodając odrobinę charyzmy do roli drobnej ryby oraz Cezary Pazura jako Jarosz. Za to jak zawsze drażni Mikołaj Roznerski jaki niby bezwzględny Kieł. Problem z nim taki, że wygląda śmiesznie, zaś jego sposób mówienia jest niewyraźny, co jeszcze bardziej irytuje.

Nie chce mi się więcej pisać o tym tytule, bo zwyczajnie nie ma o czym. Kompletnie nic tu nie działa, aktorstwo nie istnieje, zaś realizacja woła zwyczajnie o pomstę do nieba. Barbarzyństwo niewyobrażalne.

2/10

Radosław Ostrowski

Pitbull. Ostatni pies

Dawno, dawno temu, czyli gdzieś w 2005 roku pojawił się „Pitbull”. Debiut niejakiego Patryka Vegi to było surowe, brudne i – co z dzisiejszego czasu wydaje się niemożliwe – bardzo realistyczne, wiarygodne pod względem psychologicznym, mimo fragmentarycznej konstrukcji fabuły. Despero, Benek, Gebels, Metyl, Nielat – te postacie, dodatkowo fantastycznie zagrane, zapadły mocno w pamięć. Ale Vega zaczął robić filmy pokazujące prawdę, całą prawdę i gówno prawdę, a reaktywacja „Pitbulla” w 2015 roku była szczytem przeciętności. Teraz za markę wziął się twórca, który na psach znał się dobrze – Władysław „Co ty, k****a, wiesz o reżyserowaniu” Pasikowski.

Cała historia zaczyna się od zabójstwa niejakiego Soczka – byłego partnera Majami („Kto to k***a jest Majami?). Dostał kulkę w łeb, a że to było za mało, to jego wóz eksplodował. Komendant zbiera ekipę, wraca Metyl z zesłania, prosto ze szkolenia FBI wskakuje Nielat (teraz Quantico) i jest hipoteza: zabójstwo zlecił Gawron – szef Pruszkowa. Tylko jak to zweryfikować? Jest plan: infiltracja przez gliniarza pod przykrywką. Wybrany zostaje Despero, który jest łudząco podobny do niejakiego Hycla, którego schwytali Ruscy.

pitbull__ostatni_pies1

I już pierwsza scena, czyli transakcja na wschodzie z wódą, podniszczony magazynem oraz rosyjską ruletką pokazuje jak wielka jest różnica jest między kinem wegańskim, a kinem dobrym. Bo dla takiego Pasikowskiego napisanie scenariusza z początkiem, środkiem i zakończeniem to rutyna, a dla Vegi był szczytem możliwości. Sama intryga jest prowadzona powoli, spójnie oraz z wręcz sk***łą konsekwencją. Reżyser pewnie buduje swój świat: pozbawiony zasad, gdzie męska przyjaźń jest szorstka oraz z typowym dla tego twórcy portretem kobiet – albo są to dziwki, morderczynie i suki, bardziej bezwzględne (albo i tak samo) od facetów. I jak żyć w takim świecie? Reżyser potrafi wciągnąć w dochodzenie, po drodze odnosząc się albo do poprzednich części (czego się nie spodziewałem), jak i do aktualnych wydarzeń (Amber Gold, zabójstwo komendanta Papały), trzymając aż do, prawie samego końca. Bo zakończenie, niestety mnie rozczarowało, sprawiając wrażenie urwanego.

pitbull__ostatni_pies2

Stylistycznie nowemu „Pitbulowi” bliżej jest do sensacyjniaków z lat 90., co wynika z przedstawienia tła. Rzadko są pokazywane nowoczesne cacka (w komisariacie), nadal mamy wojnę Pruszkowa z Wołominem, dyskoteki z pstrokatymi kolorami oraz gangsterów z ciuchami jakby z tego okresu. Czy to mi przeszkadzało? Absolutnie nie, choć dla wielu może stanowić problem. Po drodze nie brakuje rozmów, ciętych dialogów, niepozbawionych złośliwego humoru, dobrze zrobionych strzelanin (akcja na targu czy starcie z Wołominem – trzech na siedmiu, czyli uczciwa, równa walka) oraz kilku zwrotów akcji. Może i troszkę czuć pewne stępienie pazurów.

pitbull__ostatni_pies3

Za to film jest fantastycznie zagrany. Klasę potwierdza powracający do roli Despera Marcin Dorociński, który ciągle balansuje między obydwoma stronami barykady. W zasadzie on jeden mógłby grać i byłby lepszy niż cała obsada poprzednich części. Wrócił też Rafał Mohr, który kompletnie nie przypomina swojej postaci z poprzednich części. Nielat, wróć Quantico zmężniał, lepiej się nosi, no i jakby troszkę mądrzejszy się zrobił. Na mnie jednak największe wrażenie zrobił kapitalny Krzysztof Stroiński, czyli Metyl. Nadal inteligentny, nadal pijący i nadal rzucający ciętymi ripostami – jakby nic się nie zmieniło. A jego wejście podczas finałowej strzelaniny („Wchodzę na dancing”), robi porażające wrażenie. Stara gwardia ciągle w formie.

pitbull_ostatni_pies4

A jak sobie radzą nowe postacie? Rzuca się w oczy Dorota Rabczewska, czyli Mira. Niby zwykła, ale charakterna dziewucha, która – z powodu pewnych okoliczności – musi przejąć inicjatywę, stając się rozgrywającą. Niespodziankę też zrobił Cezary Pazura jako gangster Gawron, pokazując troszkę zapomniany talent dramatyczny. Mocny jest Adam Woronowicz (Junior), sprawiający wrażenie tylko pomocnika, ale jest bardziej cwany, wręcz śliski. Także drobniejsze role Jacka Króla („Kowal”), Zbigniewa Zamachowskiego (bezdomny „Gawełek”) czy pojawiającej się na chwilę Kasi Nosowskiej zostaje w pamięci na długo.

Pasikowski może i troszkę złagodniał (jest troszkę sucharów, mniej bluzgów niż zwykle), troszkę czerpie z klisz klasycznego kryminału, ale „Ostatni pies” tylko na tym zyskał. To mocne, klimatyczne kino sensacyjno-policyjne, wieńczące ten cykl i wracające troszkę do korzeni. Na takiego „Pitbulla” czekałem.

7/10

Radosław Ostrowski

Słodko-gorzki

Mateusz Hertz zwany Matem jest jednym z licealistów. Takich, co błyszczą inteligencją, ale poza tym niespecjalnie mu idzie. Właśnie wraca z olimpiady szkolnej z Budapesztu, gdy dowiaduje się o samobójstwie kolegi, Bąbla – nie do końca normalnego. Chłopak powiesił się na boisku szkolnym, a reszta (uczniowie, nauczyciele) zachowują się jakby nigdy nic. Mat postanawia na własną rękę wyjaśnić co się stało.

slodkogorzki1

Władysław Pasikowski po realizacji obydwu części „Psów” postanowił chyba zaskoczyć. Gdyby ktoś pomyślał, że jego następnym dziełem będzie film o nastolatkach, osobnik ten padłby ze śmiechu. Jednak to są tylko pozorne żarty, gdyż reżyser opowiada podobną historię, co zawsze, tylko w innym entourage’u – czy nie może być lepsze miejsce do pokazania podłości tego świata, jak nie szkoła? Cynizm, arogancja, bezczelność, chamstwo, kierowanie się tylko wartościami materialnymi oraz biologią, z drugiej strony miłość, przyjaźń i potrzeba bliskości. Tą dwutorowość znamy z większości filmów Pasikowskiego, a sama intryga kryminalna jest tylko tłem do obserwacji życia jeszcze nie dorosłych, ale już nie dzieci. I tutaj dochodzi do inicjacji – pierwsza miłość, pierwszy seks, pierwszy papieros, pierwsze rozczarowania.

slodkogorzki2

Samo śledztwo toczy się niejako przy okazji, a konstrukcja niemal przypomina czarny kryminał. Poza detektywem, jest jego najlepszy kumpel, namawiający go do odpuszczenia, zmowa milczenia, tajemnica. Znalazło się też miejsce dla femme fatale (Paulina), skrywającą mroczny sekret.  Pozornie spokojne tempo może zmylić, podobnie jak muzyczne wstawki Tomka Lipińskiego, niejako komentujące to, co się stało na ekranie. I jest kilka scen znakomitych jak początek (senny koszmar, gdzie kamera jednym płynnym ruchem przenosi z klasy szkolnej do wisielca czy sprawdzian z matematyki), jednak problemem są dialogi – dla mnie troszkę zbyt dojrzałe jak na nastolatków. Ponieważ nie jestem jednym z nich, więc chyba nie jestem obiektywny w tej kwestii, jednak czasami gorzki humor ratował sytuację.

slodkogorzki3

Na szczęście Pasikowski ma dobrą rękę do obsady, tym razem stawiając na młode twarze w głównych rolach. Tutaj tak naprawdę błyszczy Rafał Mohr jako Mateusz – inteligentny, przesiąknięty, uważnie obserwujący cały ten syf. Klasyczny wrażliwiec ukrywający się pod maską cynika, ale i tak wszystkich zgasił fenomenalny Rafał Olbrychski. Marlon to facet, który mógłby być prawdziwym kumplem – brutalnie szczery, czasami złośliwy, nihilista, ale lojalny. Samą obecnością magnetyzuje i skupia uwagę do samego końca. W podobnym tonie gra Michał Dworczyk, czyli Igor. I tak pamiętało się także Anitę Werner, czyli piekielnie apetyczna Paulina – za taką każdy by się uganiał.

slodkogorzki4

Na drugim planie są sprawdzeni znajomi Pasikowskiego, czyli Marek Kondrat (dyrektor), Cezary Pazura (wuefista) i Bogusław Linda (brat samobójcy, informatyk), którzy zaprezentowali solidny poziom. Ja najbardziej zapamiętałem Jadwigę Jankowską-Cieślak, czyli niemal sadystyczną i agresywną psychicznie matematyczkę, która samą obecnością budziła grozę. Sadyzm w najczystszym wydaniu i nie chciałbym z nią mieć żadnej lekcji.

slodkogorzki5

„Słodko-gorzki” idealnie wpisuje się w nurt kina Pasikowskiego, tylko w wersji – nazwijmy to – młodzieżowej. Radość miesza się z goryczą, tajemnice potrafią mocno zranić, a męska przyjaźń jest jedyną wartością w tym świecie. Nie jest to największe osiągnięcie reżysera, ale intryguje i nie daje o sobie zapomnieć.

7,5/10

Radosław Ostrowski