Pitbull. Ostatni pies

Dawno, dawno temu, czyli gdzieś w 2005 roku pojawił się „Pitbull”. Debiut niejakiego Patryka Vegi to było surowe, brudne i – co z dzisiejszego czasu wydaje się niemożliwe – bardzo realistyczne, wiarygodne pod względem psychologicznym, mimo fragmentarycznej konstrukcji fabuły. Despero, Benek, Gebels, Metyl, Nielat – te postacie, dodatkowo fantastycznie zagrane, zapadły mocno w pamięć. Ale Vega zaczął robić filmy pokazujące prawdę, całą prawdę i gówno prawdę, a reaktywacja „Pitbulla” w 2015 roku była szczytem przeciętności. Teraz za markę wziął się twórca, który na psach znał się dobrze – Władysław „Co ty, k****a, wiesz o reżyserowaniu” Pasikowski.

Cała historia zaczyna się od zabójstwa niejakiego Soczka – byłego partnera Majami („Kto to k***a jest Majami?). Dostał kulkę w łeb, a że to było za mało, to jego wóz eksplodował. Komendant zbiera ekipę, wraca Metyl z zesłania, prosto ze szkolenia FBI wskakuje Nielat (teraz Quantico) i jest hipoteza: zabójstwo zlecił Gawron – szef Pruszkowa. Tylko jak to zweryfikować? Jest plan: infiltracja przez gliniarza pod przykrywką. Wybrany zostaje Despero, który jest łudząco podobny do niejakiego Hycla, którego schwytali Ruscy.

pitbull__ostatni_pies1

I już pierwsza scena, czyli transakcja na wschodzie z wódą, podniszczony magazynem oraz rosyjską ruletką pokazuje jak wielka jest różnica jest między kinem wegańskim, a kinem dobrym. Bo dla takiego Pasikowskiego napisanie scenariusza z początkiem, środkiem i zakończeniem to rutyna, a dla Vegi był szczytem możliwości. Sama intryga jest prowadzona powoli, spójnie oraz z wręcz sk***łą konsekwencją. Reżyser pewnie buduje swój świat: pozbawiony zasad, gdzie męska przyjaźń jest szorstka oraz z typowym dla tego twórcy portretem kobiet – albo są to dziwki, morderczynie i suki, bardziej bezwzględne (albo i tak samo) od facetów. I jak żyć w takim świecie? Reżyser potrafi wciągnąć w dochodzenie, po drodze odnosząc się albo do poprzednich części (czego się nie spodziewałem), jak i do aktualnych wydarzeń (Amber Gold, zabójstwo komendanta Papały), trzymając aż do, prawie samego końca. Bo zakończenie, niestety mnie rozczarowało, sprawiając wrażenie urwanego.

pitbull__ostatni_pies2

Stylistycznie nowemu „Pitbulowi” bliżej jest do sensacyjniaków z lat 90., co wynika z przedstawienia tła. Rzadko są pokazywane nowoczesne cacka (w komisariacie), nadal mamy wojnę Pruszkowa z Wołominem, dyskoteki z pstrokatymi kolorami oraz gangsterów z ciuchami jakby z tego okresu. Czy to mi przeszkadzało? Absolutnie nie, choć dla wielu może stanowić problem. Po drodze nie brakuje rozmów, ciętych dialogów, niepozbawionych złośliwego humoru, dobrze zrobionych strzelanin (akcja na targu czy starcie z Wołominem – trzech na siedmiu, czyli uczciwa, równa walka) oraz kilku zwrotów akcji. Może i troszkę czuć pewne stępienie pazurów.

pitbull__ostatni_pies3

Za to film jest fantastycznie zagrany. Klasę potwierdza powracający do roli Despera Marcin Dorociński, który ciągle balansuje między obydwoma stronami barykady. W zasadzie on jeden mógłby grać i byłby lepszy niż cała obsada poprzednich części. Wrócił też Rafał Mohr, który kompletnie nie przypomina swojej postaci z poprzednich części. Nielat, wróć Quantico zmężniał, lepiej się nosi, no i jakby troszkę mądrzejszy się zrobił. Na mnie jednak największe wrażenie zrobił kapitalny Krzysztof Stroiński, czyli Metyl. Nadal inteligentny, nadal pijący i nadal rzucający ciętymi ripostami – jakby nic się nie zmieniło. A jego wejście podczas finałowej strzelaniny („Wchodzę na dancing”), robi porażające wrażenie. Stara gwardia ciągle w formie.

pitbull_ostatni_pies4

A jak sobie radzą nowe postacie? Rzuca się w oczy Dorota Rabczewska, czyli Mira. Niby zwykła, ale charakterna dziewucha, która – z powodu pewnych okoliczności – musi przejąć inicjatywę, stając się rozgrywającą. Niespodziankę też zrobił Cezary Pazura jako gangster Gawron, pokazując troszkę zapomniany talent dramatyczny. Mocny jest Adam Woronowicz (Junior), sprawiający wrażenie tylko pomocnika, ale jest bardziej cwany, wręcz śliski. Także drobniejsze role Jacka Króla („Kowal”), Zbigniewa Zamachowskiego (bezdomny „Gawełek”) czy pojawiającej się na chwilę Kasi Nosowskiej zostaje w pamięci na długo.

Pasikowski może i troszkę złagodniał (jest troszkę sucharów, mniej bluzgów niż zwykle), troszkę czerpie z klisz klasycznego kryminału, ale „Ostatni pies” tylko na tym zyskał. To mocne, klimatyczne kino sensacyjno-policyjne, wieńczące ten cykl i wracające troszkę do korzeni. Na takiego „Pitbulla” czekałem.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz