Pamiętacie Mike’a o ksywie Pan Wypadek. Ten wyszkolony zabójca po wydarzeniach z poprzedniej części został zmuszony do opuszczenia Londynu. I wydawało się, że zostanie kimś w rodzaju ulicznego mściciela, ale nie. Przeniósł się na Maltę, wypoczywa w bogatej chacie oraz ćwiczy w towarzystwie poznanej Siu-Lin. Czy jednak zrezygnował z wykonywania zleceń? Absolutnie nie. Podczas jednej z akcji trafia na Freda – specjalistę od niekonwencjonalnych wynalazków.

Sprawy się jednak komplikują do tego stopnia, że Fred zostaje porwany. Dlaczego? Bo ktoś próbował zabić syna szefowej lokalnej mafii. Problem w tym, że zabójca próbował zrobić tak, by wyglądało to na wypadek. Jak nasz stary kumpel Mike, tylko że on odrzucił to zlecenie. Matka chłopaka o imieniu Dante zmusza naszego protagonistę, by powstrzymał zabójców albo Fred zginie. Niewesoło. Zwłaszcza, że wśród chętnych na zlecenie jest pewien stary znajomy.

„Wakacje zabójcy” nadal trzymają poziom solidnego kina klasy B, choć tym razem za kamerą stanęli bracia Kirby. Niemniej zachowany zostaje klimat oryginału, czyli prostej naparzanki w pulpowym sosie. Parę razy widać niezbyt duży budżet, głównie przy efektach specjalnych jak dym z wystrzeliwanej broni czy krew w CGI. Ale same sceny walki są zrobione naprawdę przyzwoicie, gdzie kamera głównie krąży dookoła walczących. Nie ma tu szybkich cięć, trzęsącej się kamery czy nie nadążania za ruchami postaci. Jest trochę slow-motion, ale bez przesady. Za to nadal jest dużo humoru, niezłej choreografii, galerii ekscentrycznych cyngli: od ninja do klauna (oczywiście).

Sama fabuła nie jest skomplikowana, a wszystko jest przerysowane. Do granic przesady, ale zabawy jest tu sporo. Adkins trzyma poziom i walczy jak trzeba, reszta składu odnajduje się w tej konwencji. Krwawej i brutalnej, a jednocześnie bardzo jaskrawej i komediowej. Zawsze można gorzej zmarnować półtorej godziny swojego życia.
6/10
Radosław Ostrowski












